Ostatni weekend spędziłam w Hamburgu i parę godzin w Bremie. Krajobrazowo Hamburg mi jakoś nie przypadł do gustu, choć może przez ten deszcz który lał od rana w sobotę i w niedzielę. Po południu się wypogadzało i świat wyglądał od razu dużo lepiej.
Poniważ nie mam dużo zdjęć z Hamburga nie będę robić odzielnej strony dla tej wycieczki a ograniczę się do tego posta. Zdjęcia z Hamburga też są raczej szaro-bure więc się ograniczę również do paru zdjęć z ładnej Bremy.
Więc w Hamburgu w sobotę od rana zwiedziałam trochę miasto, połaziłam po deszczu i po sklepach. Widziałam starówkę (mała ale ładne budynki), Hafen City (nowoczesna część miasta gdzie są biurowce, mieszkania, sklepy, i gdzie będzie nowoczesna opera). W Hafen City byłam na kawie w bardzo turystycznym miejscu, w takiej dużej prażarni kawy gdyż Hamburg słynie z tego że tam do portu przypływa najwięcej kawy (i herbaty, to takie kawowo-herbaciane centrum Niemiec).
W Hamburgu jest mnóstwo bardzo drogich sklepów najbardziej luksusowych marek. Ulice ze sklepami są nawet bardzo ładne, ciągną się wzdłuż rzeki i kanałów. Ulica Jungfernstieg przypomina nawet trochę Genewę gdyż tam też jest ulica wdłuż wody, fontanna na jeziorze, duży plac i drogie sklepy. To może trochę taka Genewa północy. Hamburg wkoǹcu jest jednym z bardziej prestiżowych i bogatych niemieckich miast. W każdym razie obiecałam sobie jeszcze wrócić do Hamburga na małe zakupy (lecz jeszcze nie te luksusowe) gdyż wybór sklepów jest bardzo pożądny.
Wieczorem obejrzałam spektakl taneczny Revolucion w teatrze Thalia. Był to nowoczesny balet do latyno-amerykaǹskiej muzyki. Mi się podobało ponieważ fajnie było zobaczyć jak płynnie sie ruszają ci taǹcerze i ile energii mają w sobie. Ja miałam dość tanie bilety na samej górze Sali teatralnej więc widok był troszkę ograniczony, ale chyba ten spektakl nie jest też aż tak spektakularny by płacić 75 euro za bilet na parterze sali…Spektakl trwał niecałe 2 godziny. Potem jeszcze odwiedziłam hiszpaǹski tapas-bar na ulicy Lange Reihe. Jest tam pełno knajpek i restauracji, w piątek wieczorem wszystkie były zatłoczone i trudno było o jakikolwiek stolik. Więc dwa razy pod rząd wylądowałam w tapas barze, który naprawdę nie był zły. Tak więc mi minęła sobota.
Hotel, Motel One Alster, był bardzo porządny i czysty. Mogę go spokojnie polecić jeśli ktoś chce mieszkać w centrum w bardzo przyzwoitych warunkach nie płacąc 150 euro za noc.
Minus hotelu był taki że był strasznie strasznie zatłoczony! Na szczęście nie miałam tam śniadania ponieważ do śniadania, które wyglądało bardzo w porządku, dostęp był bardzo utrudniony przez dziesiątki głodnych Niemców… no a tłum na śniadaniu nie należy moim zdaniem do miłego początku dnia. Co mi się nie do koǹca podoba w tej sieci hotelowej to fakt że trzeba zapłacić za pokój od razu przy przyjeździe bez nawet zobaczenia pokoju. Wiem że to jest zwykła prakytka pokojów pre-paid no ale wywołuje to we mnie takie mieszane przeczucia i niepokój. No I jednak te długie kolejki…do śniadania, do baru, do recepcji a nawet i do windy! Cóż, to jest chyba sprawa gustu (nie że nie potrafię stać w kolejce jak grzeczny Niemiec bo potrafię I to nawet grzeczniej od Niemca, ale jeśli to nie musi być to raczej staram się unikać takiego rodzaju spędzania czasu).
W niedzielę od rana lał deszcz więc nie było za bardzo jak zwiedzać, pojechałam samochodem do innej części miasta na (portugalskie) śniadanie (toast z szynką, serem i pomidorem za 2.40 a wielki talerz jajecznicy z szynką, bułką, pomidorem i serem za 3,40 euro…!) a potem uciekłam do Bremy gdzie o dziwo świeciło słoǹce!




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz