Dawno nie pisałam co jest spowodowane mniejszą liczbą podróży oraz sprawami mieszkaniowo-przeprowadzkowymi. I przyznaję że już mi bardzo brakuje podróży i czuję się tak jakby był mi potrzebny chociaż tygodniowy urlop.Ostatnio jednak spędziłam krótki weekend w Wiedniu i Brnie. Krótki ale jaki pełen niespodzianek…
Otóż cieszyłam się na ten wyjazd od bardzo długiego czasu gdyż już dawno chciałam odwiedzić Wiedeǹ, miasto które darzę dużym sentymentem, no a wieczór w Brnie miał być tak przy okazji. Tak bardzo jak się cieszyłam na ten wyjazd takie miałam problem z dotarciem na miejsce. Gdy w piątek się udałam na lotnisko (a miałam lecieć przez Zurych) okazało się że przy lądowaniu samolot się zderzył z ptakiem i miał na tyle poważną usterkę że nie mógł wylecieć spowrotem do Zurychu. Cóż zdarza się pomyśłałam sobie. Co prawda nie lubię takich sytuacji ale na to nie mamy wpływu. Co mnie jednak zbulwersowało (a może już nie powinno gdyż powinnam się przyzwyczaić) to była obłsuga klienta…żadnej informacji, żadnej chęci pomocy, żadnego przebukowania na inny lot…obsługa lotniska stała niczym jedna wielka święta krowa i nawet palcem nie ruszyła mówią tylko że oni nic nie mogą zrobić gdyż nie mają rozkazu od Swissu aby cokolwiek robić…Gdy informacja przyszła, obsługa lotniska wzięła tylko numery telefonów i maila od wszystkich pasażerów i powiedziała żeby czekać aż Swiss się z nami skontaktuje i poda detale nowej rezerwacji…paranoja? skandal? Trzeci świat? Myślę że wszystko razem!
Otóż po beznadziejnej rozmowie z obsługą lotniska i dwoma rozmowami ze Swissem jeszcze raz postanowiłam spróbować mojego szczęścia i jeszcze raz zadzwonić ale tym razem już do Szwajcarji do centrali Swissu. Tam pani najpierw chciała mnie przebukować na lot w sobotę popołudniu ale nalegałam na poranny samolot bezpośredni i wkoǹcu się zgodziła. W każdym razie wieczorem o 22 (wylot miał być o 18.45) przyszedł email ze Swissu że oni bardzo przepraszają ale lot jest anulowany i żeby skontaktować się z agencją…absurd poprostu.
Więc pełna nadzieii udałam się w sobotę o 5 rano na lotnisko gdzie czekała mnie następna niespodzianka. Otóż rannych samolotów jest dużo a okienko do odprawy otwarte było…jedne! Więc spędziłam 40 minut w kolejce (przedemną było może z 15 osób…) i obsługa naszego lotniska znowu pokazała swoją zdolność oraz kompetencję. Nie będę wspominać już o kontroli bezpieczeǹstwa na bramkach gbyż bez sensu się denerwować.
Potem już musiałam się spieszyć na pociąg do Brna który odjeżdżał z dworca Meidling. W
Wiedniu jest tyle dworców że się normalnie można pogubić…Pociąg był relacji Wieden- Warszawa Wschodnia, więc było mnóstwo Polaków, z tym że niektóre wagony były odpczepiane w czeskim mieście Breclav gdzie ja też miałam się przesiąść. Pociąg był komiczny gdyż z Wien Meidling odjechał z 10 minuotwym opóźnieniem a do Breclav przyjechał 10 minut za wcześnie…i zrozum tu ktoś cokolwiek co ma z kolejami doczynienia (a propos koleji ostatnio pobiłam własny rekord i jechałam pociągiem z Brukseli Schuman do Arlon, 200 km, 3 godziny i 10 minut, to przecież wstyd!).
Z Breclav do Brna podróż była już bezproblemowa, szybka i przyjemna. Po przyjeździe do Brna pierwsze co mnie zaskoczyło to był fakt że jednak nic nie rozumiałam z czeskiego, myśałam że będzie łatwiej…W sumie to tak naprawdę poraz pierwszy byłam w Czechach. Z tego co widziałam Brno mi się podobało. Dużo nie mogę napisać na temat tego miasta gdyż spędziłam tam jedno popołudnie i wieczór. Była ładna starówka, dużo bud świątecznych z czeskim miodowym winem, grzaǹcem, jedzeniem i drobiastkami do kupienia. Było pełno ludzi, dość zimna pogoda, taki przedsmak świąt. O kolacji nie będę pisać gdyż była to jedna wielka wpadka :( Chciałam zjeść coś prawdziwie czeskiego, więc się zdecydowałam na knedle chlebowe, mączne i jakieś mięso w sosie. Niestety była to jedna wielka porażka, sos był niedobry, mięsa jak kot napłakał, knedel chlebowy był niedobry a mączny smakował jak kluska na parze…i to wszystko jeszcze bardzo letnie aby nie powiedzieć zimne. Cóż może następnym razem będzie lepiej.
Ale za to hotel w krórym się zatrzymałam mi się bardzo podobał, był to Barcelo Palace, był ładny, schludny i przyjemny. Miał wielkie pokoje i sporawą łazienkę. Co prawda wydawało mi się jak by wnętrza były stylizowane na hotel Fullerton w Singapurze, ale coż może właściciel pojechał na wakacje do Singapuru a po przyjeździe go ponisoło z projektem :) Chiałabym jeszcze kiedyś może wrócić do Brna aby lepiej poznać to miasto.

Potem już udałam się na lotnisko gdzie czekała na mnie następna niemiła niespodzianka mianowicie overbooking samolotu do Frankfurtu. Myślę że przez moją zmianę biletu w drodze do Wiednia, Lufthansa pomyślała sobie że ja i tak nie przyjdę więc byłam pierwsza na liście do wyrzucenia z samolotu…W ostatnim momencie gdy już wszyscy weszli do autobusu dowiedziałam się że mogę lecieć do Frankfurtu, ale dalej nie miałam karty boardingowej na lot do Luksemburga. We Frankfurcie była następna wojna o lot do Luksemburga. Na szczęście wszystko się dobrze skoǹczyło i późnym wieczorem dotarłam do domu. Dawno nie miałam podróży z takimi przygodami, i to w drodze do i spowrotem…mam nadzieje że mój limit popsutych samolotów, przebukowanych lotów i kłótni z liniami lotniczymi się wyczerpał na chociażby następny rok…
Ale summa summarum spędziłam bardzo fajny i przyjemny przedświąteczny weekend, niestety jedyny taki na ten grudzieǹ gdyż nastęny wyjazd będzie już wyjazdem świątecznym do Sztokholmu (no z małą przerwą w Bremie na Weihnachtsmarkcie przed wylotem do Sztokholmu na co się już bardzo cieszę!).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz