Ostatnio długo się nie odzywałam gdyż byłam wkoǹcu na wyczekanym i zasłużonym urlopie. Teraz siedzę znowu w Luksemburgu gdzie zawitała zima jak nigdy gdyż codziennie prawie dzieǹ zaczynam od odśnieżania chodnika przed domem (troche ruchu od rana nie zaszkodzi zwłaszcza na obcasach!). Opisywać będę wszystko po kolei więc zacznę od parudniowego wyjazdu na narty.
Stacja podzielona jest na parę różnych “dzielnic”, ja mieszkałam w dzielnicy Amara która położona jest na początku stacji. Do “centrum” stacji trzeba iść pieszo, tak powiedzmy około 10 minut gdyż droga prowadzi pod górę :). Można by to postrzec jako minus (na przykład powiązany z tym fakt że skipassy sprzedają tylko w centrum miasteczka więc trzeba tam dojść, i pierwszy raz radzę iść tam bez nart i w normalnych butach!) ale to miało też swoje plusy gdyż wieczorami w centrum miasteczka potrafiło być bardzo głośno.

No a teraz o najważniejszym: NARTY :) !!! Otóż warunki narciaskie w Avoriaz są nieziemskie! Czekają na nas setki kilometrów pist, których i tak nie jesteśmy w stanie zjeździć! Są pisty łatwe, trudniejsze, bardzo trudne, wszędzie śniegu po pasa, widoki nieziemskie…jak w raju! Co prawda uważam że pisty są dość nierówno oznaczane, to znaczy, niebieska pista niebieskiej jest nierówna co może trochę człowieka zmylić a już napewno mniej doświadczonego narciarza, więc trzeba uważać!
W górach są knajpki gdzie możemy zjeżdżac na lunch i rozkoszować się crepami, zupami cebulowymi lub tatarami…W sumie jest tam dość dobre jedzenie.
Z Avoriaz warto nartami przejechać do miasteczka Morzine (żeby być szczerym do bulu więcej będziemy jeździć wyciągami niż nartami ale pominiemy tutaj ten detal ;-) ). Morzine to zupełnie inne miasteczko niż Avoriaz. Morzine to prawdziwe francuskie alpejskie miasteczko, z małymi domkami, sklepikami, uliczkami i jest dużo większe od Avoriaz. Otóż gdy zjedziemy już z Avoriaz do Morzine gondolkami “super Morzine” możemy wsiąść do ciuchci która zabierze nas na drugą stronę miasteczka gdzie są wyciągi na drugą górę (a to wszystko w trosce o to by nie łazić za dużo w buciorach narciarskich i z nartami na plecach gdyż człowiek się tak zmęczy że mu się potem już nic nie chcę…). Z drugiej strony mamy potem znów duuuuuuuużo pist i to dość łatwych, knajpek i pięknych widoków. Możemy się również przejść po Morzine, usiąść w którejś knajpce lub zjeść na stojąco crepa z budki Chez Martine.
Z kolei jeśli mamy ochotę na szwajcarską czekoladę z Avoriaz możemy się wybrać nartami do Szwajcarji. Schronisko i knajpka po szwajcarskiej stronie są bardzo…szwajcarskie:) Podczas gdy po francuskiej stronie knajpki to super ładnie udekorowane chatki z drewna, z kominkiem etc szwajcarskie schronisko jest bardzo praktyczne, z betonu, na podłodze ma kafle i zero wystroju. Brak mu jakiegokolwiek romantyzmu (jak dość często górskim schroniskom w Szwajcarji). ALE jest w nim przepyszna gorąca czekolada zrobiniona na przepysznym szwajcarkim mleku której pod żadnym względem nie można porównać do tej okopnej francuskiej czekolady robionej na wodzie.
Po Szwajcarskiej stronie znajdziemy pisty dla bardziej zaawansowanych narciarzy. W ogóle Szwajcarja to nie jest moim zdaniem miejsce dla początkujących narciarzy.
Ale zapewniam że w Avoriaz lub Morzine każdy zanjdzie coś dla siebie, za równo narciarsko jak i poza pistami. Myślę że warto omijać te miejsca jednak w szczycie sezonu( w sumie jak i każde inne narciaskie miejsce) gdyż wygląda mi na to że kolejki wszędzie mogą być straszne a pozatym znajdziemy tam wtedy za równo rodziny z dziecmi jak i pijącą francuską młodzież…a na stoku nie jestem fanem ani jednych ani drugich (tak jak i nie jestem fanem deskarzy którzy myślą że cała pista należy do nich, którzy podcinają narciarzy i na nic się nie patrzą, już w tym roku pokłuciłam się z jednym rosyjskim deskarzem króremu powiedziałam co o nim myśle…).
Wyjazd na narty uważam za bardzo udany i rozważam wrócenie w te okolice w przyszłym roku gdyż zauroczyły mnie piękne widoki, ilość i jakość pist jak i oferta poza narciarska Avoriaz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz