Otóż niedawno
wróciłam z weekendu w Szwajcajii. Weekend jak zawsze superowy i za krótki…Lot
do Zurychu był bezproblemowy choć cały czas zaskakuje mnie ilość podróżujących
ludzi…te samoloty latają tak pełne że aż trudno w to uwierzyć…pomijam to
iż siedząc w samolocie znowu zastanawiałam się jak to możliwe że taki cieżki
potwór może wznieść się w powietrze i lecieć (wiem wiem prawa fizyki i te
rzeczy, ale dla prawnika to prawie magia !)
Pierwszą noc
spędziłam w Swissotel w oerlikon. Hotel bardzo porządny, śniadanie bardzo
smaczne, obsługa przemiła (aż za, ile oni mogą sie uśmiechać ???) więc jak
najbardziej godny polecenia. Dodatkowo hotel ma basen na 32 piętrze więc
pływając możemy podziwiać widoki na cały Zurych.
W sobotę rano po
krótkim spacerze po Zurychu pojechałam do Lucerny. Niedawno odkryłam że
szwajcarska kolej, SBB, na niektóre połączenia sprzedaje bilety za pół ceny (a
ponieważ bilety kolejowe w Szwajcarji są drogie jest to bardzo
przydatne !). Bilety nazywają się Sparbillet i można je kupiić tylko na
stronie internetowej SBB na wybrane połączenia. W ten sposób bilet z Zurychu do
Lucerny nie kosztuje już 25 franków w jedną stronę tylko 12.50 a to już coś
(Sparbillet działa nawet z Halbtax !).
W Lucernie w ten
weekend było szaleństwo ! Przez całą sobotę były bieg miejski. Najpierw
biegły rodziny z malutkimi dziećmi, potem z większymi, potem nastolatkowie,
potem już tak na poważnie biegacze na czas etc. Od południa do wieczoru się
cały czas coś działo. Ludzi było bardzo dużo, pogoda też w miarę dopisywała.
Jednym słowem super ! Usiadłam sobie na promenadzie, w Hotel des Alpes,
byłam w Opusie, pochodziłam po starym mieście (nota bene sklepy w sobotę w
Lucernie zamykają jużo 16 !!!!!) i byłam nad jeziorem.
Niby te same
rzeczy które zawsze robię w Lucernie ale tym razem były dwie zmiany. Pierwsza
dotyczyła noclegu. Otóż odkąd zaczęłam studia w Lucernie w 2004 zawsze
przechodziłam obok The Hotel i zawsze byłam bardzo ciekawa jak jest w środku.
Od tego czzasu oczywiście dużo już widziałam i może te 10 lat temu bym była
bardziej zafascynowana tym miejscem, niemniej jednak od zawsze chciałam się tam
zatrzymać. I wkońcu to zrobiłam. Zeby była pełna jasność nie żałuję tego. W The
Hotel każdy pokój ma na suficie obrazy, każdy sufit jest inny. Według sufitu
jest potem urządzany cały pokój. Otóż mi się trafił bardzo ciemny wręcz mroczny
pokój. Był duży, miał ciemny parkiet, bardzo ciemno zielono-szare ściany a na
suficie była scena z jakiegoś filmu (nie pamiętam tytułu) gdzie dość skąpo ubrana kobieta miała lufę
przy głowie…odrazu zaznaczam że inne pokoje miały inny temat, niektóre szły
nawet w róż ! Pokój był więc dość ciemny, za to łazienka była super. Była
ona duża, przestronna, z wielkim oknem wychodzącym na balkon a w dali w prysznicu
widać było górę Pilatus. Moje ulubione miejsce w tym hotelu ! Hotel
napewno warto zobaczyć, jest to przeżycie, ale nastęonym razdem będę celować w
Hotel des balances lub w Schweizerhof jeśli będą jakieś ekscytujące
promocje !
Powrót do Wiednia
także był bezproblemowy, w samolocie siedziałam dla odmiany przy oknie i gapiłam
się na przepiękne Alpy…
Wiem że to zabrzmi szalenie ale w piątek
kieruję się ku Sardynii !!!