Ostatni weekend spędziłam w
Belgradzie. Co prawda już raz byłam w Belgradzie ale nie widziałam wtedy
absolutnie nic z miasta gdyż był to wyjazd służbowy.
Tym razem jednak zwiedziłam całe
miasto. Od razu przyznam iż pomimo tego że to miasto nie do końca mnie przekonało,
bardzo się cieszę że je lepiej poznałam. Przyleciałam lotem z Wiednia (godzina
lotu). Na lotnisku wziełam taksówkę. System jest taki że w hali przylotów, w
okienku taksówkowym, trzeba od razu powiedzieć dokąd się chce jechać, wtedy
dostajemy voucher który potem dajemy takswókarzowi I jemu również płacimy. Plus
tego jest taki że ceny są ustalone z góry i przejazd do miasta kosztuje 1800
dinarów czyli około 15 euro.
Tym razem trafiłam na bardzo miłego
taksówkarza który biegle mówił po angielsku. Powiedział mi że w Serbii można
dobrze I tanio zjeść ale że nie należy kupować markowych ciuchów bo są one dużo
droższe niż na zachodzie, co też się okazało prawdą.
Ponieważ tym razem nie ja
organizowałam wyjazd, nie zatrzymałam się w hotelu a w wynajętym przez Airbnb.com
mieszkaniu. I choć mieszkanie było jak najbardziej w porządku, 100 %
odpowiadało zdjęciom na internecie i było bardzo dobrze położone (ulica
Kosovka), ja osobiście nie jestem fanem airbnb. W hotelu mogę bardziej wymagać za
te pieniądze które płacę, n.p. jeśli chcę dodatkową poduszkę to o nią proszę, a
tutaj jednak cały czas jest się u kogoś w mieszkaniu co powoduje u mnie lekki
dyskomfort (choć mieszkanie było samodzielne). Nie chciałabym żeby to
zabrzmiało arogancko ale poprostu lepiej czuję się w hotelu.
W Belgradzie zwiedziłam dużą część
atrakcji turystycznych. Widziałam oczywiście Kalemegdan. Jest to XVII wieczna
fortyfikacja która jest położona w dość dużym parku. Znajdziemy tam różne
twierdze, wieże i muzea (na przykład museum wojskowe). Z parku jest dość ładny
widok na ujście rzeki Sawy do Dunaju. W parku można usiąść, odpoczać, jest to
rówież miejsce bardzo popularne wśród rodzin z dziećmi. W każdym razie jest to
must-see Belgradu. W centrum należy też przejść się deptakiem Knez Mihailova.
Są tam różne sklepy, restauracje I kawiarnie.
Pozatym warto zobaczyć cerkwię św.
Sawy. Jest to ponoć jedna z największych świątyń prawosławnych na świecie, a napewno
największa na Bałkanach. Ciekawa, choć bardzo turystyczna jest też uliczka Skadarlija.
Jest tam pełno restauracji i kafejek. Warto jeszcze zobaczyć parlament i cerkiew
św. Marka.
Pozatym w Belgradzie jest do
zwiedzenia dużo muzeów (np. Etnograficzne I lotnicze) jak i zoo. Lecz te
atrackje już pominełam.
Polecam zrobienie tury turystcznym
tramwajem który raz dziennie (w soboty o 18) obwozi nas po mieście z
przewodnikiem (tury organizowane przez biuro turystyczne). Za przejażdżkę nie
trzeba płacić, choć teoretycznie trzeba się na ten tramwaj zapisać bo miejsca
są ograniczone (jeśli mamy szczęście to I bez zapisywanie się nas wezmą). Przewodnik
opowiada dość ciekawe rzeczy a tramwaj jedzie w miejsca w które pieszo się nie
wybierzemy (dworzec, stary budynek ministerwa obrony zbombardowany przez Nato w
1999 roku etc). Polecam!
Widziałam dużo ale Belgrad mnie nie
przekonał. Wydal mi się za szary, za smutny, choć na ulicach jest pełno młodych
ludzi. Z jednej strony wydaje mi się to byc młode miasto, ale z drugiej nie
czuć w nim chęci do życia. Niby jest ładnie położone nad Sawą I Dunajem, ale
jest niezadbane. Architekturalnie wydaje mi się być pomieszaniem z poplątaniem,
tak jak by nie było w tym mieście jednej myśli przedowniej. Wydajemi się że
Belgrad dopiero rozwija swój przemysł turystyczny ale jest jeszcze dużo do zrobienia.
Z kolei jedzeniowo jest bardzo
ciekawo (i tanio). Byłam w restauracji Zavicaj I jadłam jagnięcinę, była
przepyszna. Rówież przystawki, sery i wędliny były bardzo dobre. Również
obsługa była bardzo miła i pomocna. Widać że liczą na napiwek, ale też się na
niego starają. Z kolei na śniadanie poszłam do hotelu Moskva, gdzie również
była niesamowicie miła obsługa ale ceny jak na Belgrad napewno bardzo wysokie.
Chociaż jeśli kelner poza godzinami śniadaniowymi potrafi wyczarować pełne
śniadanie z omletem, serem, sałatkami etc to myślę że warto za to zapłacić 15
euro za osobę.
Myślę że nie muszę już długo wracać
do Belgradu. Tak jak już pisałam, czegoś mi w tym mieście brakuje, trochę
życia, troche porządku, trochę koloru…Z drugiej strony podobno Belgrad jest
okrzyknięty imprezową stolicą Europy, ale tego akurat nie doświadczyłam.
Co mnie najbardziej ruszyło podczas
mojego pobytu w Belgradzie to były 2 parki w okolicy dworca. Były tam rozbite
całe miasteczka uchodźców z Syrii i Afganistanu którzy czekali na to aby móc
wyruszy dalej w kierunku Europy zachodniej. Widzieć całe rodziny z dziećmi
koczujące w parku (większość to jednak młodzi mężczyni) to jednak co innego niż
obrazek w telewizji czy gazecie. No i trzeba też pomyśleć ile ci ludzi już musieli
przeżyć aby wogóle się znaleść w tym parku w Belgradzie. Podobno stosunek
Serbów do tych uchodźców jest pozytywny, ludzie przynoszą im jedzenie i ubrania,
jednak Serbowie wiedzą że jest to sytuacja przejściowa I że ci luddzie chcą się
dostać dalej do Europy zachodniej. Tak jak uważam że Europa nie może przyjąć
wszystkich, tak samo też uważam że tym ludziom, Syryjczkom uciekających przed
wojną trzeba pomóc…
Duże wrażenie na mnie zrobił też
zbombardowany przez Nato w 1999 roku budynek ministerstwa obrony. Dziwię się
czemu Serbowie nic z nim nie zrobili i że on dalej tak sobie stoi w środku
miasta…Jednak daje do myślenia że jeszcze 16 lat temu była tam wojna. Przyznam
się bez bicia że przed tym wyjazdem sama nie dużo wiedziałam o Serbii I kojarzyła
ona mi się z wojną w byłej Jugosławji, Djokovicem I Ana Ivanovic…Teraz już wiem
troszkę więcej, ale im więcej wiem o Serbii, tym bardziej dochodzę do wniosku
jak mało wiem o Bałkanach. No a przecież napewno jest tam dużo ciekawych miejsc
do odkrycia…czyli mam jeszcze dużo do nadrobienia (może nastęone będzie
Sarajewo?)!