m Bahnhofstrasse w tą i spowrotem, spoczęłam na placyku w kafejce hotelu Storchen na małe aperitif a potem udałam się na kolację do indonezyjskiej restauracji w Oerlikon.
Otóż zatrzymałam się znowu w
hotelu Marriott Courtyard gdyż miał on dobra ofertę ze śniadaniem. Hotel w
porządku, śniadanie również. Na dole w restauracji Maxx można też zjeść dość
dobre przekąski (na przykład krewetki w cieście lub sajgonki) a i ceny nie są
odstraszające. Na kolację wybrałam restaurację Dapur Indonesia. Jest to mała indonezyjska
restraucja niedaleko dworca Oerlikon. Jedzenie jest w sumie dobre ale strasznie
ostre. Wziełam wolowinę w sosie (troche kukurmy, trawa cytrynowa) które było
oznaczone jako mało ostre ale w rzeczywistości było strasznie ostre! Chyba nie
jestem fanem kuchni indonezyjskiej.
Drugiego dnia od rana połaziłam
sobie po mieście, weszłam do kilku sklepów (księgarnia, Manor, Globus…) a po
południu wybrałam się do Lucerny.
Na kolacje było tradycyjne
fondue w Hotel des Alpes. Jednak z powodu zmiany właściciela nie ma już tam
fondue z grzybkami które było przepyszne! Fondue owszem było dobre ale nie wiem
czy na przykład na Sylwestra nie zdeycduję się na coś innego…Na aperitif I deser
byłam w Opus który za każdym razem bardzo miło mnie zaskakuje (przepyszne
tiramisu!)!
Koło południa udałam się już do
Basel gdzie poszłam na mecz tenisowy a dokładniej na finał Swiss Indoors Open w
którym grał Federer I del Porto. Otóż 5 lat temu byłam już na finale w Basel,
wtedy również grał Federer ale wtedy wygrał i Federer, no a tym razem niestety
nie :(
Potem niestety już trzeba było
jechać do domu gdyż była niedziela wieczór. Trzeba było zostawić ten wspaniały
kraj i wracać do normalnego życia…Coś czuję że ja jeszcze nie do koǹca skoǹczyłam ze Szwajcarją,
na razie wrócę w grudniu na weekend do Zurychu a potem
zobaczymy!