Przy okazji mojej planowanej
podróży do Austaralii zastanawiam się nad moim stylem podróżowania. Znam ludzi
którzy prześcigają się w tym kto mniej wyda w podróży ale i takich którzy
zupełnie nie zwracają uwagii na to czy hotel kosztuje 100 czy 300 euro za noc.
Z jednej strony sobie myślę
że może dobrze oszczędzać na wyjazdach ale z drugiej za każdym razem gdy
chciałam oszczęzić w koǹcu jakoś
dziwnym trafem dopłacałam do całego biznesu trochę pod tytułem
chytry dwa razy płaci.
Nigdy nie byłam typem
backpackersa który spał by w hostelach gdzie jest 16 łóżek w jednym pokoju i
jadł by zupki knorra aby tylko nie wydać nic na jedzenie. W Bangkoku namiętnie
odżywiałam się IceTea ze Starbucksa, a w Kuala Lumpur miałam tak dość
azjatyckiego jedzenia że wylądowałam w Hardrock Cafe na hamburgerze (ups to
miał być sekret i miałam mówić że nigdy mnie w tym miejscu nie było…zresztą w
ten sam sposób w Kioto wylądowałam na włoskiej pizzy…). Z drugiej strony poluje
na bilety Ryanaira za 15 euro, choć prawdziwy backpacker myślę by nie wydał 15
euro na Ryanaira tylko by pojechał autostopem za darmo? Patrzę teraz na hotele
i hostele w Sydney i jakoś nie czuję symaptii to backpackersowych hosteli (a i
tak patrzę tylko na prywatne pokoje w hostelach). Czy czyni mnie to mniej
podróżnikiem od backpackerów? Czy przez to jeżdżę na wycieczki zamiast na
wyprawy? Czy jestem przez to zwykłym turystą? Nie będę zwalać na wiek i mówić
że z hosteli wyrosłam bo tylko parę razy spałam w hostelach jak miałam naprawdę
bardzo mały budżet (np. podczas podróży do Portugalii podczas praktyk
zawodowych). Fakt jest taki iż zawsze już podobały mi się ładne hotele, bah
moim największym marzeniem jest do dziś prowadzenie własnego hotelu i do dziś (a
może własnie najbardziej dziś…) przeklinam dzieǹ w którym
zdecydowałam się na studia prawnicze zamiast na moją wymarzoną szkołę
hotelarską. Hotelami się interesuję, wiem o nich sporo, mam długą listę hoteli
w których chciałabym się przespać (jedno marzenie już jest spełnione niamowicie
nocleg w Park Hyatt w Tokio, w pokoju z widokiem z 44 piętra). I sobię teraz
tak myślę że przecież nie ma nic złego w zatrzymywaniu się w ładnych hotelach.
Oczywiście nie będzie mnie stać na wypasione 5 gwiazdkowe hotele podczas całej
podróży do Australii ale przecież nie muszę mieć złego sumienia z powodu nie
spania w hostelu bo „tak się robi“ lub bo „tak jest fajnie i tak robią inni“.
Wkoǹcu pracuję,
zarabiam i to jest forma rozpieszczenia siebie. A jeśli mam zaledwie 5 tygodni
urlopu w roku i nie wezmę go przecież na raz aby potem siedzieć resztę roku w
biurze, to chcę żeby to było coś extra.
Większość podróżników pewnie
mnie teraz wykluczy ze swojego grona i zaszufladkuje jako rozpieszczonego
turystę. Lecz myślę sobie że tak nie jest. Moim zdaniem podróżnikiem jest się
duchem. Podziwiam ludzi którzy mają czas, środki i odwagę rzucić wszystko i
podróżować rok lub dwa. Myślę że na to bym się nie odważyła gdyż też trochę
potrzebuję poczucia bezpieczeǹstwa, muszę
mieć gdzie wracać i najzwyczajniej w świecie tęskniła bym za rodziną. Wydaje mi
się również iż wszystko zależy od tego czego się oczekuje od podróżowania. Otóż
większość ludzi odpowiedziało by teraz mocnych wrażeǹ,
poznawania nowych ludzi i miejsc. Czytałam kiedyś bardzo dobrego bloga chłopaka
który pisał z perspektywy introwertyka. Był to bardzo ciekawy blog kogoś kto o
sobie pisał iż jego celem nie jest poznać jak najwięcej ludzi i iść na jak
najwięcej imprez. Jego celem było podróżowanie które przyniesie mu jak
najwięcej satysfakcji, nowych osobistych wrażeǹ i
poznanie świata. Myślę że mogę sie pod tym całkowicie podpisać. Nie zależy mi
aż tak na poznaniu dziesiątek osób, na imprezowaniu i kolegowaniu się z
napotkanymi podróżnikami. Owszem jeśli spotkam kogos interesującego i ciekawego
bardzo chętnie tę znajomość pogłębię lecz wydaje mi się iż przeciętny
backpacker chcąc być taki inny od innych podróżowników niczym się nie różni od
tysiąca innych „indywidualnych backpackersów“. Czytałam ostatnio dużo blogów
związanych z Tajlandią. Otóż niektórzy się przyznają wprost iż jeżdząc do
Tajlandii śpią w wypasionych hotelach i korzystają z taksówek, tanich przelotów
i innych luksusów (a nie mam tu na myśli jakiś przesadnych snobów…)podczas gdy
inni mający się za indywidualnych podróżników lądują zawsze w tych samych
miejscach z setkami innych tak jak że indywidualnych podróżników…
Dochodzę więc do wniosku iż nie
trzeba czuć się „winnym“ gdy nam nam pewne rzeczy poprostu nie odpowiadają.
Każdy ma swoje priorytety i preferencje i najważniejsze jest to aby być „korrekt“
w stosunku do siebie zupelnie nie patrząc na to co robią inni. I myślę że nie
czyni mnie to mniej podróżnikiem niż kogoś innego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz