Na początek wszystkim moim
czytelnikom najlepsze życzenia z okazji Nowego Roku! Zyczę nam wszystkim jak
najwięcej podróży, tych bliskich i tych dalekich.
A propos podróży :-) W drugi
dzieǹ świąt poleciałam na 3 dni do Wiednia.
Było tak fajnie że aż nie
chciało mi się wracać i jak zwykle nie mogłam uwieżyć że to, na co się tak
czekało się już skoǹczyło…
Otóż tym razem zatrzymałam
się w hotelu Hilton Vienna przy Landstrasse. Hotel ten mogę bardzo polecić.
Pokoje są dość duże, jasne, miło urządzone. Lazienka co prawda jest dość mała
ale zupełnie wystraczająca. Lokalizacja hotelu jest świetna, od razu przy
dworcu Wien Mitte/stacji metra Landstrasse. Do centrum turystycznego idzie się
może z 10 minut spacerkiem a tuż przed hotelem mamy Stadtpark w którym można
biegać, spacerować etc.
Wyjazd ten był zupenie na
luzie, taki turystyczno-rekreacyjny.
Zaczełam pobyt od wizyty na
Weihnachtsmarkt na Theresienplatz gdzie zjadłam z wielkim apetytem (tak nawet
po świątecznym obżarstwie) wursta i naleśnika.
Wieczorami chodziłam po
przepięknie oświetlonym Wiedniu, naprawdę się postarali gdyż ulice dookoła
Stephansplatz są przepięknie oświetlone (Kohlenmarkt, Graben, Kärtnerstrasse).
Dużo czasu spędzałam również w Cafe Central którą wręcz uwielbiam. Jadłam tam
raz risotto kasztanowe (mniam mniam!), raz Kaiserschmarrn (oh…..) i raz kawałek
sernika. Gdyby tylko nie było tyle tursystów…No ale był to jednak bardzo
obłożony weekend poświąteczny. Taka mała rada co do Cafe
Central, nie wszyscy to wiedzą ale jeśli jest taka możliwośc należy prosić o
stolik w częsci która nazywa się Die Arkaden, jest tam taka mał dodatkowa sala,
jest przepiękna, przebija o głowę główną sale Cafe Central. W tej małej Sali jest
tylko kilka stolików, jest cisza i spokój, piękna architektura i jest czym
oddychać gdyż w zepełnionej po ostatni stolik Sali głównej raczej jest duszno i
naprawdę brakuje powietrza. Nie wiem jednak czy ta sala zawsze jest otwarta czy
tylko jak jest pełno ludzi.
Drugiego dnia odwiedziłam
również kawiarnię Demmel która jednak do moich ulubionych nie należy choć
brioszki mają dobre (jak pani na mnie z wyrzutem spojrzała jak poprosiłam o „to
coś małe drożdżowe“ nie nazywając tego brioszką!) i pojechałam na zamek
Schönbrunn gdzie był jarmark noworoczny (w sumie to samo co świąteczny tylko
nazwę zmienili gdyż święta już mineły…). Pogoda baaaaardzo dopisywała, było
ciepło i przepięknie.
Na kolację z racji święta
poszłam do Plachutty gdzie jadłam bardzo dobry gulasz z cielęciny i tatara z
łososia. Przyznam że osobiscie nie potrzebuję Plachutty do szczęścia ale warto
tam raz pójść i to zobaczyć.
Następnego dnia przeszłam
cała Mariahilferstrasse ale żadnych dużych zakupów nie było
(Peek&Coppenburg na Kärtnerstrasse jest tak gigantyczny i pełny ludzi że aż
strach).
Planowałam jedną kolację u
Landtmanna ale kelnerzy byli tak niesympatyczni że skoǹczyłam tylko na kawie. Kolacje za
to zjadłam
w Osteria da Giovanni niedaleko Burggasse. Jest to uliczka troszkę oddalona od centrum
turystycznego ale knajpka ta w internecie robi furorę (między innymi na
tripadvisor etc.) gdyż jest to taki zwykły Włoch, jedna sala na ja wiem, może
25 gości. Pizza jest przeciętna, ale za to tortellini w sosie prawdziwkowym,
bruschetta i panna cotta to są mistrzostwa świata!!! Warto jeszcze zajrzeć do
Natsu gdzie można zjeść bardzo tanie i dość dobre sushi.
Ostatniego dnia połaziłam po
uliczkach Wiednia i niestety już pojechałam na lotnisko.
Był to wyjazd bardzo lajtowy że
tak to nazwę. W porównaniu do innych wyjazdów było mało chodzenia i dużo relaksowania
się, ale przyznam że taki wyjazd też mi bardzo dobrze zrobił.
Nowy Rok za to powitałam…w
Zurychu! Po całym roku miałam wystraczająco mili aby polecieć na jedną noc do
Zurychu. W samolocie było razem ze mną 6 pasażerów! Leciał Avrojet więc wcale
nie taki mały samolot a czułam się jak bym leciała prywatnym jetem! Wszyscy
dostali po kieliszku szampana tak jak w klasie biznes, tylko jedzenia nam w
economy nie dali. Był to jeden z najdziwniejszych lotów jakie kiedykolwiek
miałam!
W Zurychu spałam w Townhouse
Hotel, taki troszkę dziwny ale ładny hotel niedaleko dworca. Jest to bardziej
kamienica która jest przefunkcjonowana na hotel (recepcja jest na 5 piętrze,
pokoje od 1 do 4 piętra), sama recepcja wygląda bardziej jak living w
mieszkaniu a z boku jest mała kuchenka gdzie można zrobić sobię herbatę i kawę
lub i wyjąć coś z lodówki z napojami (zimne napoje są płatne, kawa i herbata a
darmo). Prowadzący są bardzo mili choć dość wolno pracują. Pokój był bardzo
funkcjonalny, z ciekawą tapetą (miałam najtaǹszy pokój, te większe i inne
są jeszcze ładniejsze) i malutką łazienką. Nic jednak nie przebije lokalizacji
tego holetu.
Sylwestrową kolację zjadłam w
Movie gdyż było to jedyne miejsce gdzie dostałam jeszcze stolik (wyjazd był
planowany dosłownie parę dni przed Bożym Narodzeniem). Zjadłam więc hamburgera,
lecz i ten był naprawdę dobry.
Po kolacji przszłam się po
mieście, Zurych również był bardzo ładnie oświetlony. W mieście była impreza
open air, wzdłuż jeziora były różne sceny, bary etc. 20 minut po północy były
fajerwerki które trwały 20 minut. Powiem szczerze, szału nie było. Ludzie co
prawda się zachwycali ale najwidoczniej nie byli jeszcze na fajerwerkach z
okazji luksemburskiego święta narodowego…Było ok, ale naprawdę nic specjalnego,
ani podkładu muzycznego nie było i w ogóle jakoś mało dynamiczny był ten pokaz.
Naprawdę boję się że luksemburskie fajerwerki mnie strasznie rozpuściły…A po
fajerwerkach już były taǹce
i swawole w całym mieście.
Tak że więc przywitałam 2014
rok (aż trudno uwierzyć że to już 2014 rok…).
W nowy rok poszukałam śniadania
gdyż mój hotel był bez posiłku. Na starym mieście znalazłam taką kafejkę
Cakefriends gdzie podają ciasta, caki, śniadania, tarteleki i quiche.
Potem poszłam na długi spacer
wzdłuż promenady nad jeziorem a potem już na lotnisko. Przed wylotem na
lotnisku w Migros kupiłam jeszcze chyba ze 4 paczki sera i 4 paczki
szwajcarskich chrustów…co przy prześwietleniu na bramkach wywołalo uśmiech i zdziwienie
:-)
Także mi się więc zaczął 2014
rok. Ten rok nie zapowiada się źle gdyż za tydzien wracam na weekend do Wiednia
i wkoǹcu zobaczę
jak wygląda Sofitel od środka (w ramach prezentu
urodzinowego ;-) ) a potem znikam na tydzieǹna narty we francuskie Alpy (Avoriaz, tak jak już
w zeszłym roku). W lutym będzie spokojniej, ewentualnie
odwiedzę jeszcze raz Zurych no a w marcu już do Australii!!!! Pierwsze 3
miesiące więc zapowiadają się znakomicie!