Tym razem spędziłam weekend nad polskim morzem a dokładniej w Trójmieście. Na szczęście nie było tam tym razem tłumów gdyż było już po długiej polskiej majówce. Tym razem wybrałam wersję luksusową gdyż poleciałam Lufthansą z Luxemburga przez Monachium prosto do Gdaǹska (zazwyczaj latałam Wizzairem z Dortmundu…) a w Gdaǹsku na lotnisku wsiadłam w taksówkę prosto do Sopotu. Początkowo miałam jechać autobusem lecz tak lał deszcz że nie bardzo mi się uśmiechała podróż autobusem do Gdaǹska, potem kolejką SKM do Sopotu a potem jeszcze droga piesza do hotelu i to wszystko bez parasolki…Korki co prawda były niemiłosierne ale z czasem dojechałam do hotelu. Jak i w zeszłym roku zatrzymałam się w hotelu Haffner. Hotel mogę spokojnie polecić choć przyznam że jest miejsce na poprawę (na przykład zaoferowanie klientowi szczoteczki do zębów jeśli jej zapomniał zamiast doliczanie za nią 8 złoty do rachunku!!!).
Hotel jest ładny i w porządku,
ale niektóre drobiazgi mogą gościa doprowadzić do szału… Jak najbardziej mogę
nastomiast polecić śniadanie w Haffnerze. Jest przepyszne! Twarożek, koktajl
truskawkowy, pomidory obrane ze skórki, dużo wędlin, wędzonych ryb, ważyw,
dobre pieczywo…to tylko parę zalet. Co prawda jak dla mnie mógłby być jeszcze
większy wybór słodkości (typu gofry, słodkie wypieki etc.) ale i tak gorąco polecam!
Trzeba jednak zaznaczyć że cena śniadania jest słona, 70 złoty za osobę! W
hotelu jest też miły basen, whirlpool, siłownia i centrum Spa.
Otóż gdyż przez większość
mojego pobytu padał deszcz, czas spędzałam pod parasolem, u Wedla lub w
kawiarniach. Pierwszego wieczoru wręcz lało, ale muszę przyznać że sopockie
molo w świetle latarni i deszczu też ma swój urok. Ponieważ chciałam zasiąść w
jakiś ładnych wnętrzach pierwszy raz odwiedziłam bar sopockiego Grand Hotelu.
Owszem wnętrza ładne, miła obsługa ale ceny zbyt wygórowane! Drugiego dnia jak
troszkę wyszło słoǹce byłam
na spacerze po plaży, po czym pojechałam do Gdaǹska. Tam się poszlajałam
po starym mieście, znalazłam fajny bar
Fahrenheit 52, gdzie jest miła obsługa, wygodne
siedzenia na tarasie i nie aż wysokie ceny (20-30 złoty). Potem udałam się na
chwilę do Galerii Bałtyckiej na małe zakupy. Kolacje zjadłam niestety w
kaszubskiej restauracji Tawerna Mestwin czego do dzisiaj trochę żałuję gdyż
dostałam tam bardzo bardzo kiepskiego placka ziemniaczanego z bardzo kiepskim
gulaszem i bardzo kiespki barszcz czerwony oraz panią kelnerkę która razem z
panią kucharką nie wiedziały jakie mają ciasta na deser…Byłam tam 2 lata temu i
muszę przyznać że wtedy było o niebo lepiej (a jadłam wtedy schabowego). Już do
tego miejsca nie wrócę.
Drugiego dnia z kolacją był
wcale niemniejszy problem gdyż była to niedziela komunijna i trudno było
znaleść wolnego kucharza ;-) Zdecydowałam się na jedzenie w hotelu ale chyba
kucharz nie był zachwycony moją decyzją gdyż jedzenie było baaardzo przeciętne…Tak
jak w zeszłym roku zachwalałam kucharza tak w tym roku go nie polubiłam.
Rozumiem że miał przyjęcie komunijne no ale chyba gości hotelowych też warto
obsłużyć aby byli zadowoleni czyż nie?
W niedzielę zrobiłam sobie
wycieczkę do Gdyni. Zostało mi polecone aby pojechać kolejką SKM do Gdyni
Orłowo i z tamtąd przejść się promenadą nad morzem. To też zrobiłam. Promenada
bardzo ładna choć krótka, ale gdy się skoǹczyła poszłam plażą do
samej Gdyni (pod parasolem bo pod parasolem ale zawsze…). W samym centrum Gdyni
już poszłam na molo, zobaczyłam Dar Pomorza i przeszłam się po uliczkach
miasta. Mimo deszczu Gdynia zrobiła na mnie dobre wrażenie. Po powrocie z Gdyni
oddałam się już słodkiemu lenistwu a dokładniej czekodazie u Wedla i
popluskaniu się w basenie hotelowym.
Pobyt minał mi troszkę leniwie,
troszkę akytwnie ale miło gdyż bardzo lubię jeździć do Gdaǹska i do Sopotu. Wcześniej czy
później też tam jeszcze wrócę JPonieważ w drodze powrotnej również wracałam przez Monachium i miałam prawie cały dzieǹ na przesiadkę myślałam że zwiedzę sobie to miasto. Niestety nie był to zbyt dobry pomysł gdyż samolot z Gdaǹska do Monachium odlatywał o godzinie 6.50 rano, trzeba było więc wstać o 4 rano a po wylądowaniu w Monachium krótko po 8 rano dosłownie padałam z nóg…Co prawda pojechałam do miasta, przeszłam się kawałeczek ale nie mogę nic napisać na temat tego miasta gdyż było to poprostu za krótko. Do tego wszystkiego zaczął padać deszcz i było chłodno więc kompletna wtopa…Jedyne co mogę z pewnością powiedzieć to to że pociąg Sbahn z lotniska do miasta jedzie 40 minut i że to jest dość długo no i że bilet dzienny kosztuje 11 euro…Dość szybko wróciłam na lotnisko i się rzuciłam płacąc 25 euro za wejscie do saloniku aby tam posiedzieć (chociaż można się napić czegoś no i internet jest…). Więc chyba już wyzrdowiałam z szalonych pomysłów kupna biletów na 6 rano i zwiedzania przesiadkowego miasta…wiem że przemawia przezemnie lenistwo ale to się kompletnie nie opłaca… Do Monachium napewno wrócę aby poznać to miasto bliżej, może na jesieǹ, może na zimę…zobaczymy J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz