Spędziłam właśnie troszkę
szalony weekend w Szwajcarji i w Austrii. Otóż podzieliłam mój długi weekend własnie
między Szwajcarją i Austrią. W środę po pracy wsiadłam w samochód i wybrałam
się do Lucerny. Nie będę się już po raz kolejny rozpisywać nad Lucerną gdyż tak
jak już często pisałam jest to miejsce przepiękne, pełne uroku ale i za razem pełne
turystów…W Lucernie już tradycyjnie przeszłam się po mieście i zjadłam fondue w
Hotel des Alpes. Ponieważ było ciepło można było siedzieć na zewnątrz nad
rzeką, cudo! Fondue jak zwykle baaaardzo dobre choć trzeba było na nie bardzo
długo czekać (no cóż zdarza się że kelnerka po prostu o nas zapomni…). Lecz
hotel des Alpes polecam gorąco gdyż jest w samym centrum miasta, pokoje są w
porządku a fondue wyśmienite! Po kolacji udałam się jeszcze do Pacifico na
małego drinka. Obiecałam sobie że następnym razem do Pacifico pójdę zjeść
kolację gdyż kiedyś mieli tam pyszne meksykaǹskie jedzenie.
Tym razem zarzymałam się w
hotelu Monopol, tuż przy dworcu. Hotel ten jest dość przeciętny, pokoje ma duże
ale już trochę podstarzałe, śniadanie też takie przeciętne. Jest w nim za to
duuuużo turystów! Co jednak warto odwiedzić w tym hotelu to bar na samej górze
gdyż znajduje się tam taras z wydokiem na całą Lucernę (trochę taki gorszy
Penthouse). Wieczór w Lucernie był zatem bardzo udany I to przez duże B!
Następnego dnia wybrałam się na
Pilatus. Ceny biletów na kolejkę są dość słone gdy się nie ma szwajcarskiego
Halbtax gdyż bilet w dwie strony kosztuje prawie 55 euro na osobę. Ja
zdecydowałam się wjechać gondolkami na Pilatus poczym zjechać na Fräkmüntegg (41
euro) a resztę trasy pokonać pieszo.
Gdyż 15 sieprnia był w Lucernie również dniem wolnym od pracy, ludzi
było sporo. Lecz widoki z Pilatusa są wręcz nieziemskie! Niesamowite jest
uczucie stania ponad chmurami i patrzenia na wszystko z góry. Na Pilatusie
można jeszcze wejśc schodami na dwa małe szczyty aby podziwiać ten przepiękny
widok. Jest i przejście w skałach z platformami widokowymi…A widać Alpy,
Lucernę, jeziora…cudo!!!
Zejście z Fräkmüntegg do Kriens
zajmuje szybkim krokiem około 2 godzin. Trasa piepiękna, są dróżki różnej
trudności, można iść “drogą”, można iść przez las. W każdym razie schodzenie z
takiej góry, która sie może i tak stroma nie wydaje, idzie mocno w kości! Po
dwu godzinnym marszu muszę przyzanć że czułam bardzo stawy kolan. Ale nic
następnym razem będzie lepiej.
Po tej wyprawie wróciłam na
chwile do Lucerny na mały odpoczynek po czym udałam się do Zurychu. W Zurychu
spędziłam jeden wieczór kiedy to obowiązkowo poszłam do Movies ale przyznaje iż
po mału z tego lokalu wyrastam i przy następnej wizycie kolację zjem gdzie
inadziej. Zatrzymałam się w hotelu Courtyard Zurich Nord. Jest to bardzo
porządny hotel który znajduje się w Oerlikon niedaleko dworca, tak że jest
bardzo łatwo dostać się do miasta (SBahn jeździ co parę minut). Hotel godny
polecenia, ale chyba tylko jeśli trafimy na jakąś dobrą ofertę bo zazwyczaj
jest bardzo drogi, tak jak zresztą inne hotele w Zurychu. Także więc dzieǹ drugi długiego
weekendu również był
bardzo udany.
Trzeci dzieǹ natomiast spędziłam
w podróży. Z Zurychu przejechałam 400km do Frankfurtu a z Frankfurtu poleciałam do Wiednia. Lot w
porządku i ludzi sporo. Po dotarciu do Wiednia zrobił się już wieczór.
Zatrzymałam się najpierw w hotelu Intercity Westbahnhof. Może nie powinnam się
przyznawać ale hotel ten był na tyle straszny że na drugą noc udałam sie do
Hiltona Danube. Problem w Intercity hotel był przedewszystkim w tym iż nie było
tam klimatyzacji a dzieǹ
był gorący (a co za tym idzie również i noc do zimnych nie należala…). Spać
było więc trudno, pokoik był malusienki I wogóle taki sobie. Więc postanowiłam
szanować mój czas spędzony w Wiedniu (i mój wiek i wogóle dorosłość ;-) ) i na
drugą noc przeniosłam się już do Hiltona. Hiltona Danube znałam już z
kwietniowego pobytu i chyba będzie to mój wiedeǹski Stammhotel gdyż mi się
bardzo podoba. Tym razem jednak w Hiltonie było pełno
pełno turystów a śniadanie przypominało bitwę o jedzenie, kto szybyszy ten
lepszy. Hotel był pełen Arabów. Wszędzie było pełno kobiet w czarnych nikabach i
chustach. Wyglądało to dość dziwnie. Ja wiem że Europa jest tolerancyjna i w
ogóle ale muszę szczerze przyznać iż przy takiej ilość kobiet zakrytych po oczy,
czułam się dość niekomfortowo. Oczywiście w hotelu nie ma z tym najmoejszego
problem lecz gdyby było to na przkład w samolocie to bym się zastanawiła dwa
razy…Kobiety te oczywiście rozmawiały tylko między sobą aż do tego stopnia że
na tarasie hotelowym, już po zmroku, wzieły sobie poduszki z krzeseł hotelowych
i zrobiły picknick na ziemi (na betonie) gdzie siedziały, rozmawiały i piły coś
z termosu…Wyglądało to dość dziwnie. Po pierwsze w Europie by chyba niekomu nie
przyszło do głowy żeby ściągnąć poduszki z krzeseł ogrodowych i usiąść na ziemi
gdy obok mamy liczne wolne stoliki z krzesłami. Po drugie kobiety te robiły to
tylko wieczorem, a ich dzieci siedziały na krzesełkach na tarasie i bawiły się
ipadami i innymi gażdżetami…Zastanawia mnie dlaczego hotel wogóle nie zareagował.
Może dlatego jest ich tam tyle bo że własnie wiedzą iż hotel jest dość
tolerancyjny na różne zachowania…Cała
sytuacja wyglądała dość komicznie…ach dziwny jest ten świat!
W Wiedniu połaziłam sobie po
starych kątach, złaziłam całe centrum, byłam na zamku Schönbrunn, jadłam sushi
w Natsu (dobre ale obawiam się że bolał mnie potem brzuch), kaiserschnarrn w
café Central i wypiłam Hugo na Gloriecie. Czyli wszystko bardzo po wiedeǹsku;-) Wczesnym wieczorem byłam
w barze hotelu Sofitel Stephensdom. Bar i restauracja Le Loft znajdują się na
18 piętrze hotelu i są całkowicie przeszklone tak że mamy widok na calusieǹki Wiedeǹ. Jest to bardzo bardzo
impnujący widok, to trzeba przyznać. Do baru z recepcji hotelowej jedzie się
windą z 4 czarnymi ścianymi gdzie tylko z sufitu pada trochę pomaraǹczowego światła.
Jest to bardzo modne i designerskie i w ogóle ale jak dla mnie
trochę jest w tej windzie za ciemno (nie polecam osobom
z klaustrofobią lub bojących się wind…). Ten widok jest jednak tego warty…W
barze karta ma nawet przyzwoite ceny, spodziewałam się duuużo wyższych cen.
Rzuciłam okiem na kartę restauracji i tam za to ceny są horendalne! Na osobę na
kolacje trzeba liczyć tak ze 100 euro! Ale jedzenie podobno jest przepyszne.
Myślę że jest to fajne miejsce na kolację na jakąś specjalną okazję. Uwaga po
18 obowiązuje dresscode I panowie muszą mieć długie spodnie i koszule! W każdym
razie napewno wrócę do tego miejsca i już zaczynam kombinować jakby tu się
następnym razem w Wiedniu zatrzymać w Sofitelu ;-) Człowiek się jednak szybko
do dobrego przyzwaczaja!
Powrót do Frankfurtu w
niedzielę był bezproblemowy lecz trochę hektyczny. Lufthansa sprzedała
mianowiście za dużo biletów, więc najpierw szukali chętnych do przebukowania,
chętnych zgłosiło się dużo (za 250 euro odszkodowania to w sumie nie dziwi…),
po czym kazali czekać i w efekcie na koniec wszystkich w tym samolocie
upchneli, w czym dwie osoby nawet na tak zwanych jump seat i w cockpicie…Także
jak widać Lufthansa też nie jest zawsze w porządku, ale myślę że większy
bałagan zrobiła tu austriacka obsługa lotniska niż sama Lufthansa (w pewnym
momencie do rozwiązania tego problem były potrzebne 4 panie z obsługi lotniska…).
We Frankfurcie po wyląwoaniu samolot jechał na swoją pozycję 16 minut z
zegardiem w ręku, to prawie tyle ile jeżdże 17 kilometrów do pracy! Szaleǹstwo!
Tak więc mój długi weekend był
pełen podróży i wrażeǹ, czyli taki jaki
lubię najbardziej!
Następna mini podróż to weekend
w Hadze za dwa tygodnie a potem już za ocean!
p.s. Jak widać zmienił się trochę wystrój
mojego bloga, pomyślałam sobie że po półtora roku czas na małe odświeżenie
strony. Jak się wam podoba? :-)
p.p.s.
Również nie robię już
oddzielnej strony dla każdej podróży gdyż stron można zrobić tylko 20 a ja
podróży jużmam dużo więcej ;-) Więc każda podróż ma odzielnego
posta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz