Skoǹczyły się już moje wakacje :-( Zawsze mi tak smutno jak koǹczy się coś na co się czekało całymi miesiącami, a zwłaszcza jak był to ostatni dłuższy urlop w tym roku…aż serduszko boli.
Wróciłam właśnie niedawno z wakacyjnego wyjazdu do Nowego Jorku. Otóż w Nowym Jorku spędziłam 4 dni. Poleciałam tam 6 września z Warszawy przez Monachium. Lot bezproblemowy, nawet bardzo nie trzęsło. Samolot był pełen ludzi, prawie co do ostatniego miejsca! Leciałam Lufthansą Airbusem 330 i przyznaję iż nowe wnętrze kabiny jest dużo ładniejsze od tych starych samolotów. Lufthansa wymieniła kabinę na nową business klasę ale i w economy są nowe siedzenia i nowe ekrany telewizorka przez co obraz jest dużo wyraźniejszy i przedewszystkim bardzo poprawiony został głos. Teraz można oglądać filmy I słyszeć co w nich mówią!
Po przylotcie na lotnisko JFK czekała na mnie prawie dwugodzinna kolejka do immigracji. Pozostawię to bez komentarza…
Transport na Manhatten zająłnastępne półtorej godziny. Zabukowałam autbus AirLink, za 2 osoby zapłaciłam +/- 38 dollarów więc taniej niż taksówka ALE autobusik jeździ najpierw po wszystkich terminalach i zbiera gości a potem rozwozi ich po wszystkich hotelach na Manhattanie. Ja wsiadłam jako pierwsza do busiku i wysiedłam z niego po prawie 2 godzinach jako ostatnia…na moje pytanie dlaczego nie pojechaliśmy najpierw jak bozia przykazała po mojego hotelu który był prawie że po drodze pan kierowca powiedział że ktoś musi być ostatni…I jeszcze chiał za to napiwek. Mam przeczucie iż pojechał do mojego hotelu na samym koǹcu gdyż byłto Sofitel i sobie pomyślał że mogę sobie pojeździć…
Po zrobieniu takiej rundki weszłam dosłownie na chwilę do Century 21 na mały rekonesans ale było tam tyle ludzi iż postanowiłam wrócić innego dnia z samego rana…
Drugiego dnia poszłam od rana w drugą stronę to znaczy 5 aleją w stronę Central Parku. Po drodze wstąpiłam do sklepu Appla gdzie spędziłam dużo za dużo czasu. Spacer był w miarę krótki gdyżkoło 13 chciałam już się wybrać na US Open. Mecz zaczynał się po 16 ale dojazd do kortów zajął ponad godzinę a po drugie chciałam sobie jeszcze tam pochodzići popatrzeć :) Kompleks sportowy jest wielki! Jest masa sklepów, masa fastfoodów, masa pamiątek, miejsc gdzie można kupić lody i drinki. Są występy muzyczne, artystyczne i wszędzie pełno pełno ludzi. Bardzo ciekawie było to zobaczyć. Sam kort Arthura Ashe (główny kort na US Open) może chyba pomieścić ponad 22 000 fanów! Jest naprawdę gigantyczny i robi wielkie wrażenie. W tym roku finał rozgrywał się między Sereną Williams i Viktorią Azarenką. Był to dobry, długi, 3 setowy mecz, który trwał dobrze ponad 2.5 godziny. Amerykanie oczywiście szaleli na punkcie Sereny, do tego stopnia że bili brawo gdy Azarenka zrobiła błąd. Taka postawa widowni mi się w ogóle nie podobała. W pewnych momentach miałam wrażenie że jestem na bejsbolu a nie na tenisie. Ale co zrobićAmerykanie już tacy są…Wygrała oczywiscie Williams. Powrót z Queens był łatwiejszy niż sam dojazd do kortów gdyż było specjalne metro ekspresowe spowrotem na Manhattan. Metro nowojorskie do pięknych nie należy, wręcz przeciwnie, jest brzydkie i ochydne. System też jest dość skomplikowany gdyżnie każdy pociąg danej lini zatrzymuje się na wszystkich stacjach, więc trzeba uważać czy wsiadamy w ekpres czy w normalny pociąg. Różnica w oznaczeniu jest tylko taka że jeśli jedziemy linią numer 7 i jest to ekspres, siódemka jest w kwadraciku a normalna wszędzie zatrzymująca się siódemka jest w kółku. Trzeba więc to najpierw wiedzieć…Ale już szybko nowojorkskim metrem nie pojadę gdyż jest to średnia przyjemność. Queens z metra wygląda okropnie, z taksówki normalnymi ulicami już trochę lepiej. Ale US Open są warte odwiedzenia! Za rok będę polowaćna French Open lub na Wimbledon!
Następny dzieǹ stał znowu pod znakiem zakupów. Od samego rana pojechałam na dolny Manhattan do Century 21. Jest to gigantyczny sklep z najróżniejszymi przecenionymi rzeczami. Są tam rzeczy markowe, oczywiście nie żadne nowe kolekcje i trzeba się baaardzo naszukać aby coś znaleść porządnego. Ale można tam tanio kupić takie markowe pierdółki jak skarpetki, majtki, koszulki, portfele, torebki etc. Są też dobre i dużo taǹsze niżw Europie walizki. Ja taką sobie własnie kupiłam. Jest też stoisko z kurtkami, z ciuchami, z rzeczami domowymi, z ręcznikami, pościelami. Ja ten sklep nazywam outletem bo ceny i rzeczy ma outletowe. Aby tam coś znaleść trzeba się uzbroić w cierpliwość, muszę przyznać że spędziłam tam prawie 6 godzin!!!!! Szał I tragedia! Radzę tam iść z samego rana gdyż koło południa już jest million ludzi i trudno się przez nich wszystkich przebić. Tak czy owak uważam że wizyta w Century 21 należy do obowiązkowych punktów wizyty w Nowym Jorku.
Potem musiałam złapać taksówkę spowrotem do hotelu gdyż iść pieszo ponad 40 przecznic z torbami i walizką było by istnym szaleǹstwem. Złapanie taksówki w Nowym Jorku po 15 po południu wcale nie jest takie łatwe, trzeba sięnieźle namachać. Jechanie taksówką w Nowym Jorku po 15 popołudniu też wcale nie jest takie łatwe gdyż trzeba się dużo nastać w korkach. Rezultat tego był takiże przejazd do sklepu kosztował mnie 18 dollarów a spowrotem w korkach 25…
Po tym skelpowym maratonie chciałam jeszcze zobaczyć z czystej ciekawości sklep Bloomingdales. Problem w tym że i tym razem źle oceniłam odległość gdyż z hotelu szłam do niego bardzo szybkim krokiem ponad pół godziny…A było już dość późno. Po pół godziny w Bloomingsdales (drogo!) poszłam jeszcze bardziej na wschód aby trafić do Wholefoods gdzie chciałam kupić lemoniadę i herbatę. Niestety nie kupiłam ani jednego ani drugiego gdyż nie było tych rzeczy których chciałam. W drodze powrotnej chcąc złapać taksówkę znów przeszłam całą drogę pieszo gdyż nie jechała ani jedna wolna taksówka…Do hotelu się doczłapałam około 21 a na kolacjęposzłam do dinera który był obok hotelu gdyż na nic innego nie miałam już siły a na sushi po raz trzeci po prostu nie miałam ochoty. Diner (Red Flame czy cośtakiego) był kiepski, co prawda sałaty podają gigantyczne ale hamburgery są średnie. Ten dzieǹ więc upłynął tylko pod znakiem zakupów. I znowu padłam nieżywa spać…
No a w środę już czekał na mnie samolot spowrotem do Europy. Wydaje mi się że nie zrobiłam wszystkiego czego chciałam gdyż miałam po prostu za mału czasu…no i może ze trzy godziny za dużo spędziłam w Century 21… Ostatniego dnia jeszcze raz poszłam do Macy’s, spakowałam się, poszłam po ostatnią przepyszną kanapkę do PretàManger (wrap z awokado, szpinakiem, parmezanem, pomidorem, ogórkiem i orzeszkami piniowymi PYCHA!) no i pojechałam taksówką na lotnisko. Wydawało mi się że tak bardzo wcześnie jadę na to lotnisko ale wcale tak nie było gdyż taksówka jechała ponad półtorej godziny (można powiedzieć że był to jeden wielki korek…). Pan taksówkarz przez całą podróż był bardzo miły a gdy zobaczył że dostał niecałe 3 dolary napiwku odjechał nie mówiąc nawet dowidzenia…Tak to już jest.
Facyt nowojorskiej wycieczki jest taki że może było trochę za mało czasu na wszystko. Na zakupy w NY można wydać fortunę a sam Nowy Jork jest zwariowany i szalony. Jest prztłaczający, na ulicach przez wielkie budynki prawie nie ma światła słoǹca, wszędzie pełno spalin do tego stopnia że się można nimi zatruć ale Nowy Jork jest też wielki, szalony, kolorowy (nocą), duszny i poprostu trzeba go minimum raz w życiu zobaczyć. I jest to miasto które faktycznei nigdy nie śpi… Myślę że ja teraz przez następne parę lat do Nowego Jorku nie wrócęale z chęcią się wybiorę do Kalifornii, na Florydę czy do Chicago!
Tak mi smutno jak myślę sobieże ta wycieczka którą tak długo planowałam i na którą się tak długo cieszyłam już się skoǹczyła a w zakładce maila pod tytułem podróże same pustki, no i też mi tęskno za moją ukochaną mamą z którą tę podróż odbyłam (wiem wiem stara jestem a za mamą tęsknię) ale następna podróż napewno przyjdzie już niedługo, choć jak na razie żadnych konkretnych planów nie mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz