Choć dzis już czwartek chciałam
się podzielić z Wami eventem z ostatniego weekendu. Otóż ostatni weekend, ten
po wielkich podróżach spędziłam bardzo lokalnie w Luksemburgu. W sobotę wieczorem
za to wybrałam się do Wiltz gdzie była organizowana noc lampionów. Aż wstyd się
przyznać ale do tej pory nigdy nie byłam w Wiltz! Pojechałam tam specjalnym
pociągiem (z Leudelande do Wiltz jest ponad 70km a w nocy po ciemku ta droga
nie jest zbyt fajna) który jechał dobrze ponad godzinę. Otóż stacja w Wiltz
jest na dole miasteczka a cała impreza odbywała się w górnej częsci więc trzeba
było podejść pod niezłą górę! W centrum miasteczka jest ulica tylko dla
pieszych, potem ładny placyk i ogród w którym odbywała się noc lampionów.
Było naprawdę dużo ludzi, wszędzie wisiały lampiony, były kiełbaski i picie, taki naprawdę luksemburski Volksfest. W ogrodzie gdzie były lampiony we wszelkich kształtach, były rownież porozstawiane lampy i pochodnie i wyglądało to naprawdę fajnie, aż trochę magicznie. Były również występy, orkiestry lokalne, jazz, muzyka nowoczesna, były chatki z rzeczami bio, były hamburgery i picia. Było dużo ludzi, dziecki, psów. Wyglądało ślicznie! To wszystko było połączone z taką lekką górską atmosferą gdyż Wiltz już jest na północy i dookoła widać pagórki. Wyglądało to trochę jak takie małe ubogie szwajcarskie miasteczko na podnóżu jakiejś góry ;-) Trochę mi się to też kojarzyło z niemieckim Harzem.
Było naprawdę dużo ludzi, wszędzie wisiały lampiony, były kiełbaski i picie, taki naprawdę luksemburski Volksfest. W ogrodzie gdzie były lampiony we wszelkich kształtach, były rownież porozstawiane lampy i pochodnie i wyglądało to naprawdę fajnie, aż trochę magicznie. Były również występy, orkiestry lokalne, jazz, muzyka nowoczesna, były chatki z rzeczami bio, były hamburgery i picia. Było dużo ludzi, dziecki, psów. Wyglądało ślicznie! To wszystko było połączone z taką lekką górską atmosferą gdyż Wiltz już jest na północy i dookoła widać pagórki. Wyglądało to trochę jak takie małe ubogie szwajcarskie miasteczko na podnóżu jakiejś góry ;-) Trochę mi się to też kojarzyło z niemieckim Harzem.
Summa summarum nie żałuję że tam pojechałam (wracałam też pociągiem tym razem nawet z przesiadką na jakiejś wsi!) a i w przyszłym roku też się chyba skuszę.
Następny weekend z kolei spędzę w Hadze gdyż po ostatnich przebojach hotelowych (składałam reklamację o 7 euro które zostały za dużo obciążone z mojej karty…) dostałam maila iż dostanę na następny pobyt extra cenę i upgrade do lepszego pokoju więc wykorzystuję to dopóki mnie tam jeszcze pamiętają ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz