Wróciłam własnie z Sardynii
gedzie spędziłam 4 wspaniałe dni. Aż mi się wracać nie chicało :( Ale zacznijmy
od początku. Polceciałam z Luksemburga przez Monachium do Cagliari (AirBerlin).
Lot był bezproblemowy ale 3 godzinne czekanie w Monachium jest baaaardzo
męczące. Przy lądowaniu jednak były spore turbulencje, takie których już dawno
nie miałam…ale nic było minęło. Mój camping znajdował się przy Villasimius. Aby
dostać się z Cagliari do Villasimius trzeba jechać baaaaardzo krętymi drogami,
trochę się więc namęczyłam zanim dotarłam na miejsce, a mój żołądek nie był tym
zbytnio zachwycony.

W tym roku byłam na campingu Spiaggia
del Riso. Camping sam w sobie jest ładny, duży, w lesie piniowym i położony
niedaleko plaży (ta plaża capingowa jednak jest do duszy, nie byłam tam ani
razu gdyż była malutka, w zatoce, pełna ludzi i prawie nie było na niej
piasku…). Na campingu był sklep, kiosk, plac zabaw, bar i restauracja. Były
również różne domki (drewniane, z desek jak i takie plastikowe półotwarte) i
place dla namiotów. Ja mieszkałam w takim drewnianym. Warunki w tym domku…cóż
były więcej niż wakacyjno-campingowe…Malusieǹki pokój, tragiczna łazienka
i część dzienna z kuchnią
i malutką lodówką. Na campingu co prawda dużo nie potrzeba bo i tak człowiek
żyje na zewnątrz ale jakiś minimum standard powienien obowiązować. Ale za to
była klimatyzacja (za którą trzeba było płacić 70 euro za tydzieǹ…). No
nic warunki były kiepskie ale nie ma co narzekać. Pozatym i tak się przecież
spędza cały czas na zewnątrz.
Otóż ja jeździłam na plażę która była trochę
daleko (tak z 15 minut samochodem), na Cala Sinzias. Jest to przepiękna,
przecudna plaża (dla mnie plaża z historią gdyż pierwszy raz byłam tam w wieku
lat 14 i od tamtego momentu jestem przekonana iż jest to najpiękniejsza plaża
na całej Sardynii, przynajmniej ja przez te wszystkie lata ładniejszej plaży
nie odkryłam) z białym piaskiem i turkusową wodą. Moim zdniem dużo ładniejsza
niż wiele plaż Tajlandii lub Karaibów. Kiedyś wzdłuż tej plaży były dwa
campingi, teraz niestety już jest jeden hotel i jeden zamknięty camping…Można
tam wypożyczyć leżaki do leżenia (dwa leżaki plus parasol na cały dzieǹ
to przyjemność
dość
kosztowna gdyż
trzeba za nie zapłacić 20 euro…plus 5 euro za każdy dodatkowy leżak…).
Lecz ponieważ
plaża
jest długa
jest i mnóstwo
miejsca aby się rozłożyć z własnym ręcznikiem i parasolem. Woda w morzu jest tak
czysta i piękna że pływając w morzu dopadają nas całe stada srebrnych rybek
które za nami pływają. Plaża jest wręcz niewyobrażalnie ładna.
Ponieważ celem mojego pobytu
na Sardynii miał tym razem być tylko i wyłącznie wypoczynek, nie robiłam
żadnych długich wycieczek, tylko sobie leżałam, czytałam książkę (The
Newlyweds, bardzo polecam!) i się opalałam (dwa pełne dni udało mi się nie
spalić na słoǹcu lecz trzeciego dnia słoǹce mnie
dopadło tak bardzo że czwartego dnia już bardzo cierpiałam…). Odwiedziłam
miasteczko Villasimius gdzie wieczorami zamknięta jest dla samochodów główna
ulica i gdzie można sobie połazić i
pooglądać straganiki z pamiątkami. Na początku miasteczka jest lodziarnia gdzie
są przepyszne lody.
Pozatym odwiedziłam znaną mi
już pizzerię w localita San Pietro gdzie byłam już dwa lata temu (pizza nadal
dobra ale wydaję mi się że są lepsze oczywiście na przykład w Porto Cervo o
czym pisałam już roku temu;-) ). Pozatym odkryłam nową knajpkę gdzie można
zjeść przepyszne mule, pyszne risotto i dobrą pizzę. Jest to restauracja Su
Giganti w localita Campus (gmina Villasimius). Szczerze polecam gdyż jedzenie
przepyszne, tylko obsługa mogła by się bardziej starać…na przykład otworzyć
wodę i nalać klientowi do kieliszka a nie postawić buletkę na stole i
zniknąć…Trzeba też zawsze sprawdzać rachunek na koǹcu gdyż jak wiadomo na turystach łatwo zarobić parę euro więcej
dodając
po ciuchu pozycje których
nie mieliśmy
na stoliku…(i
to chyba wszędzie…). Trzeba też przyjść do
restauracji dość wcześnie jeśli chcemy siedzieć na tarasie gdyż bardzo szybko
się zapełnia…
Z Sarydnii warto przywieść
przeróżne smakołyki. Ja na naprzykład w tym roku zdecydowałam się na ciasteczka
amaretti (niebo w gębie!!!), sardyǹski chlebek który w restauracjach podawany jest jako czekadełko, oliwę z oliwek i miód. Pyszota!!! Pozatym przez całe 4 dni na
śniadanie jadłam płatki z sardyǹskim mlekiem (tak dobre że aż słodkie) a na lunch jadłam
mozarelle z pomidorami i sardyǹskim chlebkiem. Tam mi również posmakowała mozarella
buffala której dotąd nie za bardzo lubiłam…Cóż Sardynia zawsze jest połączona z
najprzeróżniejszymi smakołykami i wydaje mi się że pod tym względem Włochy biją
Hiszpanię o głowę! Pomimo tego iż lubię jak jest cicho, czystko i
zorganizowanie (nie żeby w Hiszpanii tak było…) to i tak chyba bardziej lubię
Włochy od Hiszpanii i już nie mogę się doczekać następnej wizyty na Sardynii (w
sumie człowiek wrócił w niedzielę a już w środę prawie nie pamięta że był
gdzieś na krótkich wakacjach…tragedia!).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz