W zeszły weekend byłam na
Sardynii. Boże jak miło było się wyrwać od tego bezustannego deszczu i tej pluchy!
Więc poleciałam Ryanairem z Hahn do Alghero. Lot był krótki i dość spokojny.
Miałam wykupione miejsca w pierwszym rzędzie więc nie musiałam się w sumie
martwić o nic. Po przylocie wynajełam samochód. Była to dość długa i
skomplikowana operacja gdyż z panem Włochem było się trudno dogadać…po pierwsze
nie działał jego system (no przecież jesteśmy we Włoszech) a po drugie po
angielsku mówił dość słabo…Po długiej dyskusji jednak się udało i dostałam moją
luksusową limuzynę…Fiata Pande ;-) Otóż limzyna ta miała problem z podjechaniem
pod jakąkolwiek górkę ale zostawmy już ten temat. Udałam się wtedy do hotelu,
Sa Chaeya Relais się chyba nazywał. Był on położony poza miastem, ja wiem może
jakieś 5 minut jazdy samochodem od centrum miasta. Hotel jest położony
niedaleko głównej drogi ale w sumie jest bardzo ładny (a propos hoteli muszę
uzupełnić moje opinie na tripie…). Jest to taka typowa nieska sardyǹska zabudowa, pokój był dość
duży, łazienka też spora, w hotelu był otwary basen, korty tenisowe i bardzo
miła obsługa. Pan recepcjonista polecił mi pare knajpek gdzie można było zjeść
w Alghero, wszystko pokazał i pożyczył miłego wieczoru.
Od razu potem pojechałam do Alghero.
Połaziłam po uliczkach po starym mieście, przeszłam się nad morzem i poszłam na
kolację do Mulino Vecchio. Jest to mała knajpka w bocznej uliczce, jedzenie
było pyszne (sos pomidorowy na pizzy to było mistrzostwo świata) i obsługa też bardzo
miła. Knajpka ta musi jednak być w jakimś przewodniku lub jest namiętnie
polecana w hotelach gdyż było sporo turystów a nawet i
ludzie z mojego samolotu. Potem znów się przeszłam i wróciłam do hotelu gdzie
padłam i spałam dosłownie jak zabita! Alghero o tej porze roku też ma swój
urok, zwłaszcza że było dość ciepło jak na listopad. Było trochę turystów,
otwartych sklepików i restauracji. Na wschodnim wybrzeżu to była już zupelǹie
inna bajka…
Otóż drugiego
dnia wsiadłam w samochód i pojechałam na Costa Smeralda. Jadąc wszerz wyspy był
bardzo mały ruch, co jakiś czas się mineło jakiś inny samochód. Utóż to już
powinno mi dać pierwszy tak zwany hint…
Po przyjeździe
do Porto Cervo (widoki na trasie z Olbii do Porto Cervo są zabójcze!) poszłam
się zameldować w hotelu. Otóż tym razem, ponieważ była to już późna jesieǹ i
były trochę “taǹsze” ceny pokoji w Porto Cervo zatrzymałam się w Cervo Hotel w
samym centrum miasteczka. Wszystko dobrze i ładnie ALE tam nie było w pewnym
momencie ani jednej osoby oprócz kelnerów…
Hotel jest
bardzo bardzo ładny, typowo sardyǹska zabudowa, ale w środku naprawdę luksusowy,
ładnie pokoje, super łazienka, bardzo miła obsługa. No tak tylko jak nie ma być
miła obsługu gdy mają klientów może raz na pięc dni? :-)
W Porto Cervo
wszystko było zakmnięte, dosłowie wszystko, nie było ani jednego otwartego
sklepu, kafejki, ani jednego jachtu ani nic. Było to kompletnie wymarłe
miasteczko. To owszem za dnia miało to swój urok, zwłaszcza jak sobię przypomnę
ten przepych który panuje tam latem, ale wieczorem to już było straszne :
czarno, ciemno i ani jednego człowieka nidgzie…normalnie perfekcyjna kulisa do
masowych morderstw (tylko trzeba by najpierw te masy do mordowania znaleść…).
Ponieważ
wszystkie knajpy były też zamknięte był też problem w jedzeniem. W koǹcu
wylądowałam w trattorii na głównej drodze w kierunku Olbii (trattoria da
Patrizia). Jedzenie było powiedzmy poprawne. Co prawda nie będę ukrywać że
pojechałam tam aby zjeść kolację w mojej ukochanej restauracji La Briciola, ale
ta również okazała się być zamknięta…także na kolację muszę wrócić w sezonie
letnim…
Weszłam jeszcze
do sklepu aby kupić pare smakołyków sardyǹskich do domu (specjlanie wykupiłam
bagaż na lot powrotny) i się opłacało gdyż całą zimę będzie mi sięprzypominać
Sarydnia gdy będę wyjmować oliwę z oliwek z szafki ;-)
Pojedziłam
jeszcze trochę po plażach (la Capricciola chyba jedna się nazywa). Na plażach
niesamity spokój, trochę ludzi gdzieś tam sobie chodziło lub leżało (w zatoczce
i w słocu było naprawdę cieplo). Nie zabrakło również śmiałków którzy wchodzili
do dość chłodnej wody w morzu. Ale woda dalej była przepięknie turkusowa,
widoki zapierały dech w płucach a Sardynia cała piękna jak zawsze.
Bardzo polecam odwiedzić
Sardynię również poza sezonem!
Ostatniego dnia
trochę za wsześnie wyszłam z hotelu i pojechałam spowrotem na zachodnie
wybrzeże. Połaziłam jeszcze chwilę po Alghero i udałam się na lotnisko.
Wypożczalnia Sixt w niedzielę jest zamknięta więc trzeba włożyć kluczyki do
skrzyki (może to nawet i lepiej że nie musiałam się jeszcze na koniec użerać z
panem…?).
Powrót był też
całkiem ok, trochę potrzęsło nad morzem i górami jak i przy lądowaniu. No a po
godzinie i 40 minutach wylądowałam znów w ziemnie, 4 stopniach i deszczu…a
pomyśleć iż wcześniej tego dnia chodziłam po Porto Cervo w samej koszulce bez
swetra…Za Sardynią już tęsknię I nie mogę się doczekać następnego razu.
Teraz mam dość
sporo pracy więc wyjazdów w następnych tygodniach będzie zdecydująco mniej
(hmmm w sumie następny prawdziwy zaplanowany wyjazd to Wiedeǹ po świętach ale
chyba jeszcze przedtem coś wymyślę małego…). Trochę mi smutno z tego podowu,
wkoǹcu tak czekałam na ten wyjazd do Szwajcarji 2 tygdonie temu no i na tę
Sardynię no a teraz już się skoǹczyło :-( No nic trzeba będzie myśleć dalej jak
zorganizować następny choćby krótki wyjazd!