piątek, 8 listopada 2013

I znowu Sardynia

W zeszły weekend byłam na Sardynii. Boże jak miło było się wyrwać od tego bezustannego deszczu i tej pluchy! Więc poleciałam Ryanairem z Hahn do Alghero. Lot był krótki i dość spokojny. Miałam wykupione miejsca w pierwszym rzędzie więc nie musiałam się w sumie martwić o nic. Po przylocie wynajełam samochód. Była to dość długa i skomplikowana operacja gdyż z panem Włochem było się trudno dogadać…po pierwsze nie działał jego system (no przecież jesteśmy we Włoszech) a po drugie po angielsku mówił dość słabo…Po długiej dyskusji jednak się udało i dostałam moją luksusową limuzynę…Fiata Pande ;-) Otóż limzyna ta miała problem z podjechaniem pod jakąkolwiek górkę ale zostawmy już ten temat. Udałam się wtedy do hotelu, Sa Chaeya Relais się chyba nazywał. Był on położony poza miastem, ja wiem może jakieś 5 minut jazdy samochodem od centrum miasta. Hotel jest położony niedaleko głównej drogi ale w sumie jest bardzo ładny (a propos hoteli muszę uzupełnić moje opinie na tripie…). Jest to taka typowa nieska sardyǹska zabudowa, pokój był dość duży, łazienka też spora, w hotelu był otwary basen, korty tenisowe i bardzo miła obsługa. Pan recepcjonista polecił mi pare knajpek gdzie można było zjeść w Alghero, wszystko pokazał i pożyczył miłego wieczoru.

Od razu potem pojechałam do Alghero. Połaziłam po uliczkach po starym mieście, przeszłam się nad morzem i poszłam na kolację do Mulino Vecchio. Jest to mała knajpka w bocznej uliczce, jedzenie było pyszne (sos pomidorowy na pizzy to było mistrzostwo świata) i obsługa też bardzo miła. Knajpka ta musi jednak być w jakimś przewodniku lub jest namiętnie polecana w hotelach gdyż było sporo turystów a nawet i ludzie z mojego samolotu. Potem znów się przeszłam i wróciłam do hotelu gdzie padłam i spałam dosłownie jak zabita! Alghero o tej porze roku też ma swój urok, zwłaszcza że było dość ciepło jak na listopad. Było trochę turystów, otwartych sklepików i restauracji. Na wschodnim wybrzeżu to była już zupelǹie inna bajka…

Otóż drugiego dnia wsiadłam w samochód i pojechałam na Costa Smeralda. Jadąc wszerz wyspy był bardzo mały ruch, co jakiś czas się mineło jakiś inny samochód. Utóż to już powinno mi dać pierwszy tak zwany hint…

Po przyjeździe do Porto Cervo (widoki na trasie z Olbii do Porto Cervo są zabójcze!) poszłam się zameldować w hotelu. Otóż tym razem, ponieważ była to już późna jesieǹ i były trochę “taǹsze” ceny pokoji w Porto Cervo zatrzymałam się w Cervo Hotel w samym centrum miasteczka. Wszystko dobrze i ładnie ALE tam nie było w pewnym momencie ani jednej osoby oprócz kelnerów…

Hotel jest bardzo bardzo ładny, typowo sardyǹska zabudowa, ale w środku naprawdę luksusowy, ładnie pokoje, super łazienka, bardzo miła obsługa. No tak tylko jak nie ma być miła obsługu gdy mają klientów może raz na pięc dni? :-)

W Porto Cervo wszystko było zakmnięte, dosłowie wszystko, nie było ani jednego otwartego sklepu, kafejki, ani jednego jachtu ani nic. Było to kompletnie wymarłe miasteczko. To owszem za dnia miało to swój urok, zwłaszcza jak sobię przypomnę ten przepych który panuje tam latem, ale wieczorem to już było straszne : czarno, ciemno i ani jednego człowieka nidgzie…normalnie perfekcyjna kulisa do masowych morderstw (tylko trzeba by najpierw te masy do mordowania znaleść…).

Ponieważ wszystkie knajpy były też zamknięte był też problem w jedzeniem. W koǹcu wylądowałam w trattorii na głównej drodze w kierunku Olbii (trattoria da Patrizia). Jedzenie było powiedzmy poprawne. Co prawda nie będę ukrywać że pojechałam tam aby zjeść kolację w mojej ukochanej restauracji La Briciola, ale ta również okazała się być zamknięta…także na kolację muszę wrócić w sezonie letnim…

Weszłam jeszcze do sklepu aby kupić pare smakołyków sardyǹskich do domu (specjlanie wykupiłam bagaż na lot powrotny) i się opłacało gdyż całą zimę będzie mi sięprzypominać Sarydnia gdy będę wyjmować oliwę z oliwek z szafki ;-)

Pojedziłam jeszcze trochę po plażach (la Capricciola chyba jedna się nazywa). Na plażach niesamity spokój, trochę ludzi gdzieś tam sobie chodziło lub leżało (w zatoczce i w słocu było naprawdę cieplo). Nie zabrakło również śmiałków którzy wchodzili do dość chłodnej wody w morzu. Ale woda dalej była przepięknie turkusowa, widoki zapierały dech w płucach a Sardynia cała piękna jak zawsze.

Bardzo polecam odwiedzić Sardynię również poza sezonem!

Ostatniego dnia trochę za wsześnie wyszłam z hotelu i pojechałam spowrotem na zachodnie wybrzeże. Połaziłam jeszcze chwilę po Alghero i udałam się na lotnisko. Wypożczalnia Sixt w niedzielę jest zamknięta więc trzeba włożyć kluczyki do skrzyki (może to nawet i lepiej że nie musiałam się jeszcze na koniec użerać z panem…?).

Powrót był też całkiem ok, trochę potrzęsło nad morzem i górami jak i przy lądowaniu. No a po godzinie i 40 minutach wylądowałam znów w ziemnie, 4 stopniach i deszczu…a pomyśleć iż wcześniej tego dnia chodziłam po Porto Cervo w samej koszulce bez swetra…Za Sardynią już tęsknię I nie mogę się doczekać następnego razu.

Teraz mam dość sporo pracy więc wyjazdów w następnych tygodniach będzie zdecydująco mniej (hmmm w sumie następny prawdziwy zaplanowany wyjazd to Wiedeǹ po świętach ale chyba jeszcze przedtem coś wymyślę małego…). Trochę mi smutno z tego podowu, wkoǹcu tak czekałam na ten wyjazd do Szwajcarji 2 tygdonie temu no i na tę Sardynię no a teraz już się skoǹczyło :-( No nic trzeba będzie myśleć dalej jak zorganizować następny choćby krótki wyjazd!