środa, 28 sierpnia 2013

Kolejny tydzieǹ, kolejny weekend i kolejne plany

Ostatni weekend spędziłam bardzo leniwe w domu, tak akurat bo tego mi właśnie było trzeba.
Ale skoro dziś już środa to można już pisać o następnym weekendzie:-) Otóż w sobotę z rana pojadę na weekend do Hagi. Już tam raz byłam w tym roku, ale myślę że I tym razem można będzie fajnie się przejść po plaży, pooddychać jodem i te rzeczy.
Spróbuję tym razem też inny hotel, a mianowicie Carlton w mieście gdyż miał ciekawą promocję letnią na pokoje ze śniadaniem (promocja do 2 września, pokoje za 84 euro). Okazuje się że akurat w tym tygodniu jest w Holandii restaurant week, czyli tydzieǹ kiedy dobre restauracje oferują 3 daniowe menu za 27.50 euro więc się akurat super składa. Ja pójdę tak jak już za pierwszym razem w tym roku do Maxime. Zobaczymy co to będzie tym razem.
Ten tydzieǹ spędzam również na planowaniu już przyszło-tygodniowego wyjazdu do Nowego Jorku. Mam już zabukowany transfer z lotniska, autobus turystyczny i plus minus rozplanowane wszystkie dni. Co do jedzienia dziś poczytałam i poinformowałam się trochę i zdecydowałam się na kuchnię amerykaǹską, marokaǹską, wegaǹską i grecką bo akurat tyle kolacji będzie. Myślałam jeszcze nad odwiedzeniem the Lounge w Marriocie Marquis (kręcąca się restauracja z szalonymi widokami ale dość kiepskim jedzeniem w formie bufetu…) ale myślę że ją zamienię na jakieś dobre jedzonko w innym miejscu. Z resztą detale się zobaczy na miejscu. Nad hotelem się dalej waham, a raczej poluję na jakieś oftery last minute, choć z każdym dniem moje nadzieje maleją. Tak jak bardzo bym się chciała przespać w The Plaza Hotel to 900 euro za noc to “lekka” przesada…I tak hotele na Manhattanie nie są tanie :( Myślę że pójdę sobie na zakupy i odwiedzę Abercrombie (no aż wstyd się przyznać ale co zrobić), Macy’s, Century 21 i Victoria Secret. Jeden dzieǹ (a raczej pół) spędzę w Outlecie poza miastem (Woodbury Outlet) dokąd z Manhattanu odjeżdżają specjalne autobusy. W niedzielę 8 września pójdę na finał kobiet US Open (dawaj Radwaǹska!!!) no a 11 września już będę wracać do Warszawy. Noc z 10 na 11 wrześnią jest najdroższą nocą hotelową jaką kiedykolwiek zapłaciłam i chyba też zapłacę…gdyż kosztuje (i to we wszystkich hotelach) dwa razy więcej niż pozostałe noce…Ale za to samolot 11 września był najtaǹszy…no comment!  
No nic jeszcze dwa i pól dnia do weekendu, potem Haga a potem Nowy Jork. Pora zacząć myśleć o pakowaniu!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Austrio-Szwajcarja :-)


Spędziłam właśnie troszkę szalony weekend w Szwajcarji i w Austrii. Otóż podzieliłam mój długi weekend własnie między Szwajcarją i Austrią. W środę po pracy wsiadłam w samochód i wybrałam się do Lucerny. Nie będę się już po raz kolejny rozpisywać nad Lucerną gdyż tak jak już często pisałam jest to miejsce przepiękne, pełne uroku ale i za razem pełne turystów…W Lucernie już tradycyjnie przeszłam się po mieście i zjadłam fondue w Hotel des Alpes. Ponieważ było ciepło można było siedzieć na zewnątrz nad rzeką, cudo! Fondue jak zwykle baaaardzo dobre choć trzeba było na nie bardzo długo czekać (no cóż zdarza się że kelnerka po prostu o nas zapomni…). Lecz hotel des Alpes polecam gorąco gdyż jest w samym centrum miasta, pokoje są w porządku a fondue wyśmienite! Po kolacji udałam się jeszcze do Pacifico na małego drinka. Obiecałam sobie że następnym razem do Pacifico pójdę zjeść kolację gdyż kiedyś mieli tam pyszne meksykaǹskie jedzenie.

Tym razem zarzymałam się w hotelu Monopol, tuż przy dworcu. Hotel ten jest dość przeciętny, pokoje ma duże ale już trochę podstarzałe, śniadanie też takie przeciętne. Jest w nim za to duuuużo turystów! Co jednak warto odwiedzić w tym hotelu to bar na samej górze gdyż znajduje się tam taras z wydokiem na całą Lucernę (trochę taki gorszy Penthouse). Wieczór w Lucernie był zatem bardzo udany I to przez duże B!

 Następnego dnia wybrałam się na Pilatus. Ceny biletów na kolejkę są dość słone gdy się nie ma szwajcarskiego Halbtax gdyż bilet w dwie strony kosztuje prawie 55 euro na osobę. Ja zdecydowałam się wjechać gondolkami na Pilatus poczym zjechać na Fräkmüntegg (41 euro) a resztę trasy pokonać pieszo.  Gdyż 15 sieprnia był w Lucernie również dniem wolnym od pracy, ludzi było sporo. Lecz widoki z Pilatusa są wręcz nieziemskie! Niesamowite jest uczucie stania ponad chmurami i patrzenia na wszystko z góry. Na Pilatusie można jeszcze wejśc schodami na dwa małe szczyty aby podziwiać ten przepiękny widok. Jest i przejście w skałach z platformami widokowymi…A widać Alpy, Lucernę, jeziora…cudo!!!

Zejście z Fräkmüntegg do Kriens zajmuje szybkim krokiem około 2 godzin. Trasa piepiękna, są dróżki różnej trudności, można iść “drogą”, można iść przez las. W każdym razie schodzenie z takiej góry, która sie może i tak stroma nie wydaje, idzie mocno w kości! Po dwu godzinnym marszu muszę przyzanć że czułam bardzo stawy kolan. Ale nic następnym razem będzie lepiej.

 Po tej wyprawie wróciłam na chwile do Lucerny na mały odpoczynek po czym udałam się do Zurychu. W Zurychu spędziłam jeden wieczór kiedy to obowiązkowo poszłam do Movies ale przyznaje iż po mału z tego lokalu wyrastam i przy następnej wizycie kolację zjem gdzie inadziej. Zatrzymałam się w hotelu Courtyard Zurich Nord. Jest to bardzo porządny hotel który znajduje się w Oerlikon niedaleko dworca, tak że jest bardzo łatwo dostać się do miasta (SBahn jeździ co parę minut). Hotel godny polecenia, ale chyba tylko jeśli trafimy na jakąś dobrą ofertę bo zazwyczaj jest bardzo drogi, tak jak zresztą inne hotele w Zurychu. Także więc dzieǹ drugi długiego weekendu również był bardzo udany.  

 Trzeci dzieǹ natomiast spędziłam w podróży. Z Zurychu przejechałam 400km do Frankfurtu  a z Frankfurtu poleciałam do Wiednia. Lot w porządku i ludzi sporo. Po dotarciu do Wiednia zrobił się już wieczór. Zatrzymałam się najpierw w hotelu Intercity Westbahnhof. Może nie powinnam się przyznawać ale hotel ten był na tyle straszny że na drugą noc udałam sie do Hiltona Danube. Problem w Intercity hotel był przedewszystkim w tym iż nie było tam klimatyzacji a dzieǹ był gorący (a co za tym idzie również i noc do zimnych nie należala…). Spać było więc trudno, pokoik był malusienki I wogóle taki sobie. Więc postanowiłam szanować mój czas spędzony w Wiedniu (i mój wiek i wogóle dorosłość ;-) ) i na drugą noc przeniosłam się już do Hiltona. Hiltona Danube znałam już z kwietniowego pobytu i chyba będzie to mój wiedeǹski Stammhotel gdyż mi się bardzo podoba. Tym razem jednak w Hiltonie było pełno pełno turystów a śniadanie przypominało bitwę o jedzenie, kto szybyszy ten lepszy. Hotel był pełen Arabów. Wszędzie było pełno kobiet w czarnych nikabach i chustach. Wyglądało to dość dziwnie. Ja wiem że Europa jest tolerancyjna i w ogóle ale muszę szczerze przyznać iż przy takiej ilość kobiet zakrytych po oczy, czułam się dość niekomfortowo. Oczywiście w hotelu nie ma z tym najmoejszego problem lecz gdyby było to na przkład w samolocie to bym się zastanawiła dwa razy…Kobiety te oczywiście rozmawiały tylko między sobą aż do tego stopnia że na tarasie hotelowym, już po zmroku, wzieły sobie poduszki z krzeseł hotelowych i zrobiły picknick na ziemi (na betonie) gdzie siedziały, rozmawiały i piły coś z termosu…Wyglądało to dość dziwnie. Po pierwsze w Europie by chyba niekomu nie przyszło do głowy żeby ściągnąć poduszki z krzeseł ogrodowych i usiąść na ziemi gdy obok mamy liczne wolne stoliki z krzesłami. Po drugie kobiety te robiły to tylko wieczorem, a ich dzieci siedziały na krzesełkach na tarasie i bawiły się ipadami i innymi gażdżetami…Zastanawia mnie dlaczego hotel wogóle nie zareagował. Może dlatego jest ich tam tyle bo że własnie wiedzą iż hotel jest dość tolerancyjny na różne zachowania…Cała sytuacja wyglądała dość komicznie…ach dziwny jest ten świat!

W Wiedniu połaziłam sobie po starych kątach, złaziłam całe centrum, byłam na zamku Schönbrunn, jadłam sushi w Natsu (dobre ale obawiam się że bolał mnie potem brzuch), kaiserschnarrn w café Central i wypiłam Hugo na Gloriecie. Czyli wszystko bardzo po wiedeǹsku;-) Wczesnym wieczorem byłam w barze hotelu Sofitel Stephensdom. Bar i restauracja Le Loft znajdują się na 18 piętrze hotelu i są całkowicie przeszklone tak że mamy widok na calusieǹki Wiedeǹ. Jest to bardzo bardzo impnujący widok, to trzeba przyznać. Do baru z recepcji hotelowej jedzie się windą z 4 czarnymi ścianymi gdzie tylko z sufitu pada trochę pomaraǹczowego światła. Jest to bardzo modne i designerskie i w ogóle ale jak dla mnie trochę jest w tej windzie za ciemno (nie polecam osobom z klaustrofobią lub bojących się wind…). Ten widok jest jednak tego warty…W barze karta ma nawet przyzwoite ceny, spodziewałam się duuużo wyższych cen. Rzuciłam okiem na kartę restauracji i tam za to ceny są horendalne! Na osobę na kolacje trzeba liczyć tak ze 100 euro! Ale jedzenie podobno jest przepyszne. Myślę że jest to fajne miejsce na kolację na jakąś specjalną okazję. Uwaga po 18 obowiązuje dresscode I panowie muszą mieć długie spodnie i koszule! W każdym razie napewno wrócę do tego miejsca i już zaczynam kombinować jakby tu się następnym razem w Wiedniu zatrzymać w Sofitelu ;-) Człowiek się jednak szybko do dobrego przyzwaczaja!
Powrót do Frankfurtu w niedzielę był bezproblemowy lecz trochę hektyczny. Lufthansa sprzedała mianowiście za dużo biletów, więc najpierw szukali chętnych do przebukowania, chętnych zgłosiło się dużo (za 250 euro odszkodowania to w sumie nie dziwi…), po czym kazali czekać i w efekcie na koniec wszystkich w tym samolocie upchneli, w czym dwie osoby nawet na tak zwanych jump seat i w cockpicie…Także jak widać Lufthansa też nie jest zawsze w porządku, ale myślę że większy bałagan zrobiła tu austriacka obsługa lotniska niż sama Lufthansa (w pewnym momencie do rozwiązania tego problem były potrzebne 4 panie z obsługi lotniska…). We Frankfurcie po wyląwoaniu samolot jechał na swoją pozycję 16 minut z zegardiem w ręku, to prawie tyle ile jeżdże 17 kilometrów do pracy! Szaleǹstwo!

Tak więc mój długi weekend był pełen podróży i wrażeǹ, czyli taki jaki lubię najbardziej!

Następna mini podróż to weekend w Hadze za dwa tygodnie a potem już za ocean!



p.s. Jak widać zmienił się trochę wystrój mojego bloga, pomyślałam sobie że po półtora roku czas na małe odświeżenie strony. Jak się wam podoba? :-)

p.p.s.  Również nie robię już oddzielnej strony dla każdej podróży gdyż stron można zrobić tylko 20 a ja podróży jużmam dużo więcej ;-) Więc każda podróż ma odzielnego posta!




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Ryanair I inne niedogodności


Ostatni weekend spędziłam częściowo w podróży gdyż poleciałam w piątek z Charleroi do Krakowa a w niedzielę wróciłam z Warszawy do Chareloi. Między Krakowem a Warszawą wziełam pociąg ICC. O ile pociąg mnie mile zaskoczył tak Ryanair jak zawsze jedna wielka tragedia. Pociąg był czysty, punktualny, elegancki. W Ryanairze za to przepychanki, bród i niemiła załoga.

Na obydwu odciankach Ryanaira miałam wykupione pierszeǹstwo wejścia jak i numerowane miejsce. Z Charleroi do Krakowa kosztowało mnie to 10 euro a z Warszawy do Charleroi 47 złoty.  Za każdym razem obsługa posadziła obok mnie pasażerów którzy tych usług nie mieli wykupionych…jedno wielkie oszustwo. W drodze do Krakowa nic nie mówilam, ale w drodze do Charleroi powiedziałam stewardowi iż nie będę siedzieć przy oknie przy kimś kto obok mnie za miejsca nie zapłacił. Ja płacę bo chcę meić spokój i przedewszystkim chcę jak najszybciej z tego samolotu wyjść. Więc się przesiadłam i powiedziałam stewardowi że sprzedają ludzi którzy płacą dodatkowe pieniądze za kretynów i że ostatni raz wogóle z nimi lecę. W Warszawie też nie warto mieć pierszeǹstwo wejścia gdyż obsługa lotniska pakuje wszystkich do jednego autobusu bez żadnego odgrodzenia tak że ci którzy z pierszeǹstwem wsiadają pierwsi do autobusu w efekcie ostatni z niego wychodzą. Nie wspomnę już o tym ile ludzi napakowali do autobusu, po prostu jak Sardynki i to już naprawdę było nieludzkie. Tak więc z Ryanairem się definitwynie pożegnałam.

Również moje obawy o bezpieczeǹstwo lotów okazują się być nie takie wyimaginowane gdyż nie dawniej jak dwa dni temu sami piloci Ryanaira domagali się kontroli samolotów gdyż nie czują się bezpieczni w tych samolotach Więc jeśli już pilot samolotu mówi że bezpieczeǹstwo nie zawsze jest zagwarantowane to chyba coś jest nie tak moim zdaniem. Wydaje mi się że wszystko będzie dobrze do pierwszego wypadku…A czasami bywało już blisko (na przykład za szybkie lądowanie w Memmingen aby zaoszczędzić czas, lub mała ilość paliwa z brakiem możliwości dolecenia na lotnisko zapasowe…)!

Tak więc dla mnie osobiście miarka się przebrała i już w miarę możliwości nie będę korzystać z usług tej linii lotniczej. Nie chcę mówić że co Lufthansa to Lufthansa, gdyż Lufthansa tak samo miewa problemy, ale naprzykład dziś rano napisałam skargę na Wizzair za nieprzestrzeganie europejskich przepisów dotyczących praw pasażera…

Koǹczę już narzekanie i zaczynam się mentalnie przygotowywać na mój weekendowy wyjazd. Zaplanowany był tylko Wiedeǹ na ten weekend ale wczoraj plany uległy nagłej zmienie i do Wiednia doszła Szwajcarja. Ponieważ tak mi się zatęsnkniło za Szwajcarją postanowiłam poświęcić dosłownie ostatni grosz aby odwiedzieć Lucernę i Zurych, wjechać na Pilatus, zejść z niego pieszo, zjeść w Movies i podelektować się szwajcarskimi wypiekami i muesli. Tak więc po pracy wyruszam w drogę do Lucerny, jutro aktywny wypoczynek a w piątek droga do Frankfurtu i lot do Wiednia gdzie będę jeść dużo sushi I delektować się tym jakże przepięknym miastem. Aż nie wiem na co się bardziej cieszę gdyż w ten jeden weekend odwiedzę moje dwa ulubione miejsca na świecie (no może oprócz Sardynii)! Aby tylko jeszcze wszystkie inne faktory zewznętrzne dopisały…


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Paryż, Francja…i wszyscy rozumieją.


Wróciłam właśnie z weendowego pobytu w Paryżu. I aż nie wiem gdzie tu zacząć….

Paryż, Paris, Parigi…stolica Francji, dla jednych najbardziej romantyczne miasto na świecie, dla drugich…zmora nie miasto. Zgadzam się całkowicie że Paryż trzeba choć raz w życiu zobaczyć, ale…no własnie:

A więc nie chcąc płacić fortunę za hotel w mieście zatrzymałam się pod Paryżem w hotelu Novotel Noisy la Grand. Hotel sam w sobie jest całkiem porządny, temu nie można zaprzeczyć. Pokój jest spory, łazienka też dobra jak na Novotel i tym razem mnie żadne insekty w pokoju też nie pożarły. Jest i podziemny parking w całkiem rozsądnej cenie. ALE w pokojach nie ma klimatyzacji!!! Co przy temperaturach około 32 stopni o godzinie 20 wieczorem jest dość ciężkie, zwłaszcza w hotelu który reklamuje że ma 4 gwiazdki! Noc więc była koszmarna ponieważ nawet okna nie można było otworzyć gdyż za oknem hałasowała autostrada jak i jakaś wielki wentylator. W pokoju jest tylko ogrzewanie ale nie ma klimy. Jeszcze nigdy w życiu nie obudziłam się w nocy tak mokra i spocona. Również zanim pójdziemy do recepcji z jakąkolwiek prośbą trzeba najpierw przeprosić panią lub pana który tam stoi za to że przeszkadzamy…za serwis jednym słowem zero punków.

Do miasta trzeba z hotelu dojechać tak z pół godziny pociągiem RER. W sumie to nawet ok ale do stacji RER trzeba dojść z hotelu. Normalnie wystarczy przejść przez centrum handlowe les Arcades, lecz w niedziele lub późno w nocy gdy centrum jest zamknięte trzeba bardzo się nagimnastykować żeby znaleść wejscie i wyjście ze stacji…zwłaszcza że dzielnica naprawdę nie zaprasza do miłych spacerów (dziwne ciemne przejścia, gigantyczny parking do przejścia, niezbyt miła dzielnica i te rzeczy).  Obok centrum handlowego jest gigantyczny okrpony budynek (“le palacio d’abraxas”) w którym można by dosłownie horrory kręcić…Jest w nim 600 (!!!) mieszkaǹ I wydaje mi się że nie ma tam ani jednego białego człowieka…scary! Tak jak teraz to sobię gugluję to są to w większości mieszkania socjalne gdzie jest największa cześć Afrykaǹczyków. I dobrze że dopiero teraz też czytam o napaściach i kradzieżach jakie mają miejsce w tych podziemiachI to na francukich stronach internetowych. Ok…już tam nie wrócę!

 Tak czy inaczej w hotelu tylko spałam (a w sumie to nie spałam…) a dwa całe dni spędziłam w Paryżu. W Paryżu jak zwykle zatrzęsienie turystów. Turyści są wszędzie, robią zdjęcia jakby jutra nie było, chodzą, stoją w gigantycznych kolejkach, zachwycają się turystycznym jedzeniem które mają za prawdziwą kuchnię francuską i myślą jak fantastyczne jest to miasto. Sama tym razem spędziłam dwa dni jeżdżąc turystcznym autobusem który obwoził mnie po turystcznych atrakcjach (wieża Eiffla, katerdra Notre Dame, łuk triumfalny, muzea, place Vendome etc.). Zdecydowałam się na taki rodzaj zwiedzania miasta gdyż miałam mało czasu a dużo do pokazania. Nie chciałam się też nachodzić jak zwykle. Autobus (les car rouges) jechał strasznie wolno i miał dość mało przystanków co było dość kiepskie. Ale wszystko prawie zdążyłam zobaczyć oprócz Montmartre i Moulin Rouge.

Ponieważ śniadania nie miałam w hotelu musiałam poszukać czegoś w mieście. Wyglądało to tak że za okropnego suchego croissant trzeba było zapłacić 2 euro a za zwykłą kawę z mlekiem w zwykłej brasserie 5 euro (cappuccino 5.60!!!). Uważam to za rozbój w biały dzieǹ. Tak tak wiem że to Paryż I to przez duże P ale umówmy się, nie można ludzi brać za idiotów. Uważam że te ceny nie są w żadnym wypadku uzasadnione. Gdyby to naprawdę dobre jeszcze było…A propos brasserie, cen i jedzenia. Zjadłam lunch w Café Constant, mała troszkę oddalona od wieży Eiffla brasserie, gdzie można dość dobrze zjeść. Dania (małe przystwaki) były naprawdę smaczne. Byłam tam już drugi raz…I ostatni. Otóż w restauracji sprawdziłam rachunek, zgadzały się wszystkie pozycje. Super. Poszłam do kasy gdyż chciałam zapłacić kartą I gościu mnie oszukal na prawie 40 euro!!!!!!!!!!! Po sprawdzeniu rachunku nie myślałam że jeszcze będzie potencjał oszustwa, więc dałam kartę i wbiłam kod (nie podpisuje się już nic tylko wbija kod). Nie spojrzałam jaką kwotę gościu wybił i zamiast 55 euro wbił 91.50euro. To nie jest pomyłka gdyż te cyfry nawet nie są obok siebie na czytniku kart. Zobaczyłam to dopiero dziś gdy patrzyłam jakie świstki zostały mi w portfelu i jeden z nich mówił Café Constant 91.50 euro. OSZUSTWO na największą skalę. Do tej chwili mnie to doprowadza do szału!

Potym incydencie zdecydowałam iż moja noga długo nie stanie już we Francji (czytaj Strasbourg) a już w Paryżu to zupełnie nie!!!

Na kolację poszłam tak jak już ostatnim razem do marokaǹskiej restauracji la Mensouria które ma coprawda dobre jedzenie i nie jest w samym centrum ale ceny też ma za to dość wygórowane (tajine gdzie jest troszkę mięsa, dużo kości 4 śliwki suszone za prawie 20 euro…). Może mi się wydaje ale zaczynam myśleć iż w Luksemburgu usługi gastronomiczne są na bardzo wysokim poziomie za relatywnie przystępne ceny. Jak już coś kosztuje 20 euro to jest to dobra jakość i smak i człowiek wie za co płaci…

Pozatym w Paryżu nie czuję się bezpiecznie. Tam gdzie są turyści, zgadzam się jest bezpiecznie i wszystko jest w porządku. Ale pomimo całej mojej tolerancji i mojego tak zwanego international background (to prawda iż w międzynarowodym toważystwie czuję się najlepiej) nie czuję się dobrze ani bezpiecznie gdy w pociągu jestem jednym z może 10 ludzi o jasnej karnacji. Owszem gdy odwiedzę Afrykę lub Azję oczywiście to ja jestem egzotą i do wszystkich zwyczaji się dostosuję szanując lokalną kulturę ale gdy w Paryżu w RER mam wrażenie iż jestem gdzieś w Ouagadougu lub innej Monrovii wydaję mi się że coś jest nie tak. Tak czy owak to jest sprawa Francuzów i ich politiki, i na szczęście na długo już nie moja. Otwartym tekstem mówię że nie lubię Paryża (wiem obrażam teraz miliony turystów i chyba całą Amerykę). Owszem miasto samo w sobie jest bardzo ładne, architektura w centrum jest przepiękna, muzea wspaniałe i trzeba to zobaczać ale mi wystarczy na następne lata poniweaż oprócz tych ładnych rzeczy jest bród i smród i naprawdę nie przesadzam. Oczywiście że pokażę Paryż każdemu kto mnie odwiedzi w Luksemburgu ale ja dobrowolnie sama z siebie pojadę tam następnym razem gdy będę mogła się zatrzymać w dobrym hotelu i nie będę musiała jeździć RERem, metrem lub innymi środkami paryskiej komunikacji miejskiej.