poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Belgrad

Ostatni weekend spędziłam w Belgradzie. Co prawda już raz byłam w Belgradzie ale nie widziałam wtedy absolutnie nic z miasta gdyż był to wyjazd służbowy.
 
Tym razem jednak zwiedziłam całe miasto. Od razu przyznam iż pomimo tego że to miasto nie do końca mnie przekonało, bardzo się cieszę że je lepiej poznałam. Przyleciałam lotem z Wiednia (godzina lotu). Na lotnisku wziełam taksówkę. System jest taki że w hali przylotów, w okienku taksówkowym, trzeba od razu powiedzieć dokąd się chce jechać, wtedy dostajemy voucher który potem dajemy takswókarzowi I jemu również płacimy. Plus tego jest taki że ceny są ustalone z góry i przejazd do miasta kosztuje 1800 dinarów czyli około 15 euro.
Tym razem trafiłam na bardzo miłego taksówkarza który biegle mówił po angielsku. Powiedział mi że w Serbii można dobrze I tanio zjeść ale że nie należy kupować markowych ciuchów bo są one dużo droższe niż na zachodzie, co też się okazało prawdą.
Ponieważ tym razem nie ja organizowałam wyjazd, nie zatrzymałam się w hotelu a w wynajętym przez Airbnb.com mieszkaniu. I choć mieszkanie było jak najbardziej w porządku, 100 % odpowiadało zdjęciom na internecie i było bardzo dobrze położone (ulica Kosovka), ja osobiście nie jestem fanem airbnb. W hotelu mogę bardziej wymagać za te pieniądze które płacę, n.p. jeśli chcę dodatkową poduszkę to o nią proszę, a tutaj jednak cały czas jest się u kogoś w mieszkaniu co powoduje u mnie lekki dyskomfort (choć mieszkanie było samodzielne). Nie chciałabym żeby to zabrzmiało arogancko ale poprostu lepiej czuję się w hotelu.
W Belgradzie zwiedziłam dużą część atrakcji turystycznych. Widziałam oczywiście Kalemegdan. Jest to XVII wieczna fortyfikacja która jest położona w dość dużym parku. Znajdziemy tam różne twierdze, wieże i muzea (na przykład museum wojskowe). Z parku jest dość ładny widok na ujście rzeki Sawy do Dunaju. W parku można usiąść, odpoczać, jest to rówież miejsce bardzo popularne wśród rodzin z dziećmi. W każdym razie jest to must-see Belgradu. W centrum należy też przejść się deptakiem Knez Mihailova. Są tam różne sklepy, restauracje I kawiarnie.
Pozatym warto zobaczyć cerkwię św. Sawy. Jest to ponoć jedna z największych świątyń prawosławnych na świecie, a napewno największa na Bałkanach. Ciekawa, choć bardzo turystyczna jest też uliczka Skadarlija. Jest tam pełno restauracji i kafejek. Warto jeszcze zobaczyć parlament i cerkiew św. Marka.
Pozatym w Belgradzie jest do zwiedzenia dużo muzeów (np. Etnograficzne I lotnicze) jak i zoo. Lecz te atrackje już pominełam.
Polecam zrobienie tury turystcznym tramwajem który raz dziennie (w soboty o 18) obwozi nas po mieście z przewodnikiem (tury organizowane przez biuro turystyczne). Za przejażdżkę nie trzeba płacić, choć teoretycznie trzeba się na ten tramwaj zapisać bo miejsca są ograniczone (jeśli mamy szczęście to I bez zapisywanie się nas wezmą). Przewodnik opowiada dość ciekawe rzeczy a tramwaj jedzie w miejsca w które pieszo się nie wybierzemy (dworzec, stary budynek ministerwa obrony zbombardowany przez Nato w 1999 roku etc). Polecam!
Widziałam dużo ale Belgrad mnie nie przekonał. Wydal mi się za szary, za smutny, choć na ulicach jest pełno młodych ludzi. Z jednej strony wydaje mi się to byc młode miasto, ale z drugiej nie czuć w nim chęci do życia. Niby jest ładnie położone nad Sawą I Dunajem, ale jest niezadbane. Architekturalnie wydaje mi się być pomieszaniem z poplątaniem, tak jak by nie było w tym mieście jednej myśli przedowniej. Wydajemi się że Belgrad dopiero rozwija swój przemysł turystyczny ale jest jeszcze dużo do zrobienia.
Z kolei jedzeniowo jest bardzo ciekawo (i tanio). Byłam w restauracji Zavicaj I jadłam jagnięcinę, była przepyszna. Rówież przystawki, sery i wędliny były bardzo dobre. Również obsługa była bardzo miła i pomocna. Widać że liczą na napiwek, ale też się na niego starają. Z kolei na śniadanie poszłam do hotelu Moskva, gdzie również była niesamowicie miła obsługa ale ceny jak na Belgrad napewno bardzo wysokie. Chociaż jeśli kelner poza godzinami śniadaniowymi potrafi wyczarować pełne śniadanie z omletem, serem, sałatkami etc to myślę że warto za to zapłacić 15 euro za osobę.
Myślę że nie muszę już długo wracać do Belgradu. Tak jak już pisałam, czegoś mi w tym mieście brakuje, trochę życia, troche porządku, trochę koloru…Z drugiej strony podobno Belgrad jest okrzyknięty imprezową stolicą Europy, ale tego akurat nie doświadczyłam.
Co mnie najbardziej ruszyło podczas mojego pobytu w Belgradzie to były 2 parki w okolicy dworca. Były tam rozbite całe miasteczka uchodźców z Syrii i Afganistanu którzy czekali na to aby móc wyruszy dalej w kierunku Europy zachodniej. Widzieć całe rodziny z dziećmi koczujące w parku (większość to jednak młodzi mężczyni) to jednak co innego niż obrazek w telewizji czy gazecie. No i trzeba też pomyśleć ile ci ludzi już musieli przeżyć aby wogóle się znaleść w tym parku w Belgradzie. Podobno stosunek Serbów do tych uchodźców jest pozytywny, ludzie przynoszą im jedzenie i ubrania, jednak Serbowie wiedzą że jest to sytuacja przejściowa I że ci luddzie chcą się dostać dalej do Europy zachodniej. Tak jak uważam że Europa nie może przyjąć wszystkich, tak samo też uważam że tym ludziom, Syryjczkom uciekających przed wojną trzeba pomóc…
Duże wrażenie na mnie zrobił też zbombardowany przez Nato w 1999 roku budynek ministerstwa obrony. Dziwię się czemu Serbowie nic z nim nie zrobili i że on dalej tak sobie stoi w środku miasta…Jednak daje do myślenia że jeszcze 16 lat temu była tam wojna. Przyznam się bez bicia że przed tym wyjazdem sama nie dużo wiedziałam o Serbii I kojarzyła ona mi się z wojną w byłej Jugosławji, Djokovicem I Ana Ivanovic…Teraz już wiem troszkę więcej, ale im więcej wiem o Serbii, tym bardziej dochodzę do wniosku jak mało wiem o Bałkanach. No a przecież napewno jest tam dużo ciekawych miejsc do odkrycia…czyli mam jeszcze dużo do nadrobienia (może nastęone będzie Sarajewo?)!

wtorek, 18 sierpnia 2015

Pisa, Siena, Lucca...

Skończył mi się właśnie letni urlop. Większość czasu spędziłam w domu załatwiając sprawy administracyjne ale 3 dni spędziłam w Toskanii I o tym chciałam dziś napisać (inaczej znowu nic nie napiszę bo następny prawdziwy wyjazd dopiero za miesiąc do Mediolanu na expo).
Otóż tradycyjnie już poleciałam do Pisy I tam spędziłam jeden dzień. Tradycyjnie też poszlam do Osteria Toscana na kolację gdzie jedzenie znowu było bardzo dobre. Choć myślę że Pisy mi już teraz na długo starczy, ile wkońcu można chodzić wokół krzywej wieży? :-)
Następnego dnia pojechałam równie tradycjnie do Sieny na kolację :D Przedtem zachaczyłam o outlet w Leccio (The Mall). Jest to fajny outlet, z trochę bardziej luksusowymi markami gdzie jest niestety milliard dość głośnych I przepychających się Azjatów…ktrórzy oczywiście kupują dutyfree I przez to kolejki do kasy są niemiłosiernie długie…W outlecie można coś dobrego przekąsić w Café Gucci :-)
W Sienie tradycjynie zatrzymałam się w NH Excelsior i poszłam na kolację do Tre Cristi. Jedzenie jak zwykle bardzo dobre, obsługa miła (choć tym razem już nie było voce amici bo mój kelner zmienił pracę, trzeba było więc płacić pełną cenę). Przy okazji dowiedziałam się iż w Mediolanie jest również restauracja Tre Cristi, I po zguglowaniu jej wydaje mi się ona dużo bardziej nowoczesna i elegancka niż ta w Sienie. Zobaczę może ją spróbuję…
Ostatniego dnia za to wprowadziłam nowy element do moich toskańskich wycieczek i odwiedziłam miasteczko Lucca. I byłam bardzo mile zaskoczona. Lucca jest bardzo ładnym miasteczkiem, z małymi uliczkami, kościołami i placykami. Wszystko można przejść na nogach, I obojętnie jak długo nie będziemy chodzić po miasteczku I tak w pewnym momencie wyjdziemy w znanym nam już miejscu.
W Lucce zatrzymałam się w hotelu Best Western, co było małym błędem gdyż ten hotel jest oddalony od starego miasta o 2 km. Idzie się niezbyt ciekawą drogą tak z pół godziny pieszo. W dzień pracujący może I jeździ tam jakiś autobus ale 15 sierpnia trudno było cokolwiek uświadczyć. Także więc raz przeszłam tę trasę pieszo, raz taksówką z dworca (10 euro) I raz samochodem. Hotel standardowy, nic specjlanego, ma bezpłatny parking I dość dzwiną obsługę.
Przyznam że w Lucce bardzo czekałam na kolację. Wybrałam Osteria Il Mecenate a Lucca polecaną przez przez BiB Gourmand. I szczerze się na niej zawiodłam…w sumie pierwszy raz się zawiodłam na BiB Gourmand….Przystawka (carpaccio) owszem była poprawna ale danie główne (zapiekane kwiaty cukini z mięsem) było totalnie bez smaku…Nawet desery o których ludzie pisali że są takie znakomite były tez raczej tylko poprawne…Także więc nie polecam…Myśle że są lepsze miejsca do jedzenia w Lucce. Są jeszcze 2 inne restaucje z BiB Gourmand jak I chyba 1 lub 2 z gwiazdką Michelina, może uda mi się je kiedyś spróbować.
Następnego dnia niestety już trzeba było wracać do domu, no I odrazu potem do Wiednia gdzie jak na razie lato robi przerwę I jest miłe 20 stopni!
Jeszcze chciałam się podzielić mała anektodą na temat hoteli Accora. Otóż przed wylotem do Pisy zatrzymałam się w moim ulubionym hotelu Sofitel Europe w Brukseli. Ponieważ komisja europejska jest zamknięta przez cały sierpień I nie ma żadnych spotkań, ceny w Sofitelu są bardzo przyzwoite. Chcąc zrobić eksperyment zabukowałam pokój Luxury za całe 160 euro. Z moją platynową kartą accora zawsze dostaję upgrady do lepszych pokoi, także I tym razem liczyłam na upgrade, ale już do suity ponieważ nie ma lepszego pokoju niż luxury, potem zaczynają się już tylko suity. No I się lekko rozczarowałam…nie dostałam upgradu du suity tylko pokój luxury za który tym razem zapłaciłam (z reguły dostawałam ten pokoj z upgradu). Napisałam już do accora aby spytać się czy są wogóle upgrady do suity czy nie…zobaczymy czy dostanę odpowiedź. Choć przyznam że byłam troszkę zawiedziona…