piątek, 31 stycznia 2014

Narciarski tydzieǹ

Ostatni tydzieǹ spędziłam na nartach we francuskim Avoriaz. W tym roku, pierwszy raz od lat, nie było pogody. Zazwyczaj na moich zimowych wakacjach towarzyszyło mi słoǹce i niebieskie niebo. W tym roku były tylko 2 dni słoǹca. Reszta dni była bardzo mocno zachmurzona lub była też taka mgła że nie dało się jeździć na nartach. W czwartek z kolei prawie cały dzieǹ sypał śnieg tak że w piątek było bardzo dużo nieubitego śniegu na pistach. Z początku jazda na takim śniegu nie sprawiała mi dużej przejemności gdyż narty same hamowały i tworzyły się muldy. Z czasem jdenak się do takiego śniegu przyzwyczaiłam i nawet skakanie po muldach zacezło mi sprawiać przyjemość :-) Z racji pogody jednak nie czuję się narciarsko usatysfakcjonowana w tym roku. Chętniej bym sobie troche więcej pojeździła.

Avoriaz tak jak w zeszłym roku było bardzo fajne. Mam wrażenie że w tym roku było mniej Rosjan. Było zato trochę Niemców, Luksemburczyków i dużo Francuzów, nie wspominając już o zatrzęsnieniu Anglików. I w tym roku mieszkałam w rezydencji Amara. W rezydencji był basen i fitness (gdybym tylko miała adidasy ze sobą…). Basen i fitness są w cenie wynajęcia mieszkania. Jest też fajny whirlpool na zewnątrz, jednak za ten trzeba płacic 19 euro…trochę bez sensu…Widoki z okna za to były dalej nieziemskie!

Avoriaz jest większe niż się wydaje, można iść na długi spacer wokół domków i różnych rezydencji, a na samym koǹcu, obok sklepu Sherpa, jest taki duży sklep sportowy, SkiSet, i mają tam mnóstwo superowych czapek i rękawiczek (tylko taki mały tip).

Jeśli z kolei chcecie miłą i kompentną obsługę jeśli chodzi o wypożyczenie/kupienie sprzętu narciarskiego polecam sklep SkiSet ale w środku miasteczka (tak plus minus na przwciwko punktu sprzedaży skipasów). Tam jest naprawdeę miła, kompetentna obsługa która nie próbuje naciągnąć klienta na kupno najdroższych rzeczy.

Mogę jeszcze polecić restaurację Les Fontaines Blanches. Jest to knajpka w której dobrze zarezerwować stolik gdyz byłam tam 2 razy i 2 razy było pełno (też w centrum prawie na przeciwko informacji turystycznej). Jedzenie jest dość dobre, są tam specjalności regionalne takie jak fondue, raclette, wędliny etc. Pozatym jest jednak też duży wybór innych daǹ takich jak dobre rissotto z owocami morza czy filet z kaczki. Obsługa też może być, tak długo jak się z nimi rozmawia po francusku…

Mogę z resztą polecić też schronisko Les Cretes które znajduję się pomiędzy Avoriaz i Morzine. Jest tam bardzo miło, ciepło, można zjeść dobrego tatara i wypić grzaǹca. Pozatym zakumplowałam się z tamtejszym mieszkaǹcem na czetrech łapach. Jest tam śliczny piesek o imieniu Gaspard, ktróry przychodzi i wyleguję się na naszych kolanach :-)



Pozatym tydzieǹ spędziłam bezstresowo i spokojnie. Był śnieg, był Glühwein, było dobre jedzonko a nawet raz fondue, więc wszystko w normie :-) Ponieważ jest to mała narciraska stacja nie mogę się rozpisywać o tym co jeszcze zwiedzić i zobaczyć, ale powiem tylko, zapiąć narty i jechać przed siebie. Alpy są jednak piękne. Aż bym sobie nawet latem pojechała w Alpy na pare dni…

środa, 15 stycznia 2014

I znowu Wiedeǹ


Ostatni weekend spędziłam znów w Wiedniu. Nie będę się rozpisywać znów o Wiedniu gdyż już chyba z million razy pisałam o tym wspaniałym mieście, lecz napiszę o moich nowo odkrytch ulubionych miejscach w austriackiej stolicy :-)

Otóż tym razem w ramach moich zbliżających się urodzin zatrzymałam się w hotelu Sofitel…i odnalazłam raj na ziemi ;-) Otóż Sofitel jest boski, poprostu boski! Zacznijmy od obsługi. Jest tak przemiła i pomocna że aż mnie to trochę krępowało! Pokoje są ultra nowoczesne, mój był cały na biało: ściany białe, podłoga biała, meble białe, łazienka biała… Pokój był na 15 piętrze więc widok na Prater był piękny a kolory przy wschodzie słoǹca wręcz nieziemskie! łazienka miała wannę i prysznic. A na całej szerokości pokoju i łazienki były okna (jedyne czego nie rozumiem to czemu część okna była ze szła o kolorze mleka). W każdym razie leżąc w łożku czy w wannie było widać bezgraniczne niebieskie niebo. W ogóle mam wrażenie że w Wiedniu jest zawasze super pogoda…

 W hotelu jest również fitness i jacuzzi. Na aparatch fitness jest od razu wmontowany telewizor więc można zrobić coś dla zdrowia i oglądać głupoty w tym samym czasie!

Na 18 piętrze jest bar i restauracja LeLoft. Otóż jeść śniadanie siedząc nad dachami Wiednia  spoglądając na to miasto…cóż jest to bezcenne doświadczenie. Radzę wziąć pokój ze śniadaniem gdyż inaczej liczą sobie 29 euro za osobę ale przyznaje że dla samego tego widoku warto to zrobić. Ten widok naprawdę zapiera dech! Sniadanie jest również bardzo smaczne, jest duży wybór, pyszne dżemy, muesli, dużo ryb i pyszne pieczywo. Można również poprosić o jajka (tylko omlet był taki jakiś średni…), wafle lub pancakes.

Wieczorem byłam tam w barze (sama restauracja ma wieczorem zawrotne ceny). Widoki z zachodzącym słoǹcem znowu bezcenne! Drinki przepyszne (i na przykład w porównaniu z Luksemburgiem lub Brukselą mają dość przystępne ceny) a i snacki z karty są dość dobre. Może być problem ze stolikiem gdyż bar jest dość mały a stał się chyba bardzo popularny gdyż cały czas jest tam okoliczna ludność. Wystarczy jednak powiedzieć że jesteśmy goścmi hotelowymi i już stolik będzie na nas czekał gdyż dla gości hotelowych jest zawsze zarezerwowanych parę stolików.

Doświadczenie Sofitel Stephensdom było więc bardzo udane (gdy mamy srebrną lub złotą kartę sieci Accor Hotels to po przyjeździe będzie na nas czekał bon na drinka do baru!). W ogóle mam wrażenie iż zbieranie punktów w Accor hotels ma sens gdyż można te punkty potem wymienić na bonyzniżkowe, dostjemy drinki na dzieǹdobry etc. Dlatego też czyham na Sofitel w Sydney by utrzymać mój srebrny status lub i może dobić do złotego ale nie wiem czy to się uda…

 Tym razem odkryłam jeszcze gruziǹską restaurację w której podają pyszne jedzenie! Nazywa się Satrapezo i jest na Marxergasse 5. Na przystwakę miałam różne pasty (buraczkową, warzywną, szpinakową) jak i zapieczonego bazkłażana (raz z orzechami a raz z serem). Na danie główne mięsko jagnięce a na deser rożek z kremem waniliowym, najlepszym chyba ever!!! Było naprawdę bardzo dobre jedzenie i do tego w bardzo przystępnych cenach! Gorąco polecam! A propos kolacji, przy stoliku obok siedziała taka para, chyba gruzinie. Przyszli niby na kolację a mieli na stoliku 3 telefony i non stop coś na nich robili, nie rozmawiali ze sobą w ogóle ale to naprawdę w ogóle ale za to cały czas bawili się telefonami i to nawet podczas jedzenia! Byli wręcz niesamowici!

Pozatym odwiedziłam jeszcze Cade Central i Natsu, ale to już standard ;-) Byłam jeszcze w Albertinie i w café Sacher na kawałku ciasta który okazał się najmniejszym kawałkiem tortu Sachera na świecie i to za ponad 4 euro…doszłam więc do wniosku iż tort Sachera tak jest przepyszny ale sama kafajka to poprostu połapka na turystów.

Tak i ten wyjazd dość szybko mi minął niestety, znowu nie chciałam wracać do domu…któregoś razu poprostu nie wrócę i zostanę w Wiedniu! Następny wyjazd już w sobotę kiedy to pojadę do Avoriaz na narty!

    

czwartek, 2 stycznia 2014

No i już 2014…


Na początek wszystkim moim czytelnikom najlepsze życzenia z okazji Nowego Roku! Zyczę nam wszystkim jak najwięcej podróży, tych bliskich i tych dalekich.

A propos podróży :-) W drugi dzieǹ świąt poleciałam na 3 dni do Wiednia.

Było tak fajnie że aż nie chciało mi się wracać i jak zwykle nie mogłam uwieżyć że to, na co się tak czekało się już skoǹczyło

Otóż tym razem zatrzymałam się w hotelu Hilton Vienna przy Landstrasse. Hotel ten mogę bardzo polecić. Pokoje są dość duże, jasne, miło urządzone. Lazienka co prawda jest dość mała ale zupełnie wystraczająca. Lokalizacja hotelu jest świetna, od razu przy dworcu Wien Mitte/stacji metra Landstrasse. Do centrum turystycznego idzie się może z 10 minut spacerkiem a tuż przed hotelem mamy Stadtpark w którym można biegać, spacerować etc.

Wyjazd ten był zupenie na luzie, taki turystyczno-rekreacyjny.
Zaczełam pobyt od wizyty na Weihnachtsmarkt na Theresienplatz gdzie zjadłam z wielkim apetytem (tak nawet po świątecznym obżarstwie) wursta i naleśnika.
Wieczorami chodziłam po przepięknie oświetlonym Wiedniu, naprawdę się postarali gdyż ulice dookoła Stephansplatz są przepięknie oświetlone (Kohlenmarkt, Graben, Kärtnerstrasse). Dużo czasu spędzałam również w Cafe Central którą wręcz uwielbiam. Jadłam tam raz risotto kasztanowe (mniam mniam!), raz Kaiserschmarrn (oh…..) i raz kawałek sernika. Gdyby tylko nie było tyle tursystów…No ale był to jednak bardzo obłożony weekend poświąteczny. Taka mała rada co do Cafe Central, nie wszyscy to wiedzą ale jeśli jest taka możliwośc należy prosić o stolik w częsci która nazywa się Die Arkaden, jest tam taka mał dodatkowa sala, jest przepiękna, przebija o głowę główną sale Cafe Central. W tej małej Sali jest tylko kilka stolików, jest cisza i spokój, piękna architektura i jest czym oddychać gdyż w zepełnionej po ostatni stolik Sali głównej raczej jest duszno i naprawdę brakuje powietrza. Nie wiem jednak czy ta sala zawsze jest otwarta czy tylko jak jest pełno ludzi.
Drugiego dnia odwiedziłam również kawiarnię Demmel która jednak do moich ulubionych nie należy choć brioszki mają dobre (jak pani na mnie z wyrzutem spojrzała jak poprosiłam o „to coś małe drożdżowe“ nie nazywając tego brioszką!) i pojechałam na zamek Schönbrunn gdzie był jarmark noworoczny (w sumie to samo co świąteczny tylko nazwę zmienili gdyż święta już mineły…). Pogoda baaaaardzo dopisywała, było ciepło i przepięknie.


Na kolację z racji święta poszłam do Plachutty gdzie jadłam bardzo dobry gulasz z cielęciny i tatara z łososia. Przyznam że osobiscie nie potrzebuję Plachutty do szczęścia ale warto tam raz pójść i to zobaczyć.

Następnego dnia przeszłam cała Mariahilferstrasse ale żadnych dużych zakupów nie było (Peek&Coppenburg na Kärtnerstrasse jest tak gigantyczny i pełny ludzi że aż strach).

Planowałam jedną kolację u Landtmanna ale kelnerzy byli tak niesympatyczni że skoǹczyłam tylko na kawie. Kolacje za to zjadłam w Osteria da Giovanni niedaleko Burggasse. Jest to uliczka troszkę oddalona od centrum turystycznego ale knajpka ta w internecie robi furorę (między innymi na tripadvisor etc.) gdyż jest to taki zwykły Włoch, jedna sala na ja wiem, może 25 gości. Pizza jest przeciętna, ale za to tortellini w sosie prawdziwkowym, bruschetta i panna cotta to są mistrzostwa świata!!! Warto jeszcze zajrzeć do Natsu gdzie można zjeść bardzo tanie i dość dobre sushi.

Ostatniego dnia połaziłam po uliczkach Wiednia i niestety już pojechałam na lotnisko.

Był to wyjazd bardzo lajtowy że tak to nazwę. W porównaniu do innych wyjazdów było mało chodzenia i dużo relaksowania się, ale przyznam że taki wyjazd też mi bardzo dobrze zrobił.

Nowy Rok za to powitałam…w Zurychu! Po całym roku miałam wystraczająco mili aby polecieć na jedną noc do Zurychu. W samolocie było razem ze mną 6 pasażerów! Leciał Avrojet więc wcale nie taki mały samolot a czułam się jak bym leciała prywatnym jetem! Wszyscy dostali po kieliszku szampana tak jak w klasie biznes, tylko jedzenia nam w economy nie dali. Był to jeden z najdziwniejszych lotów jakie kiedykolwiek miałam!

W Zurychu spałam w Townhouse Hotel, taki troszkę dziwny ale ładny hotel niedaleko dworca. Jest to bardziej kamienica która jest przefunkcjonowana na hotel (recepcja jest na 5 piętrze, pokoje od 1 do 4 piętra), sama recepcja wygląda bardziej jak living w mieszkaniu a z boku jest mała kuchenka gdzie można zrobić sobię herbatę i kawę lub i wyjąć coś z lodówki z napojami (zimne napoje są płatne, kawa i herbata a darmo). Prowadzący są bardzo mili choć dość wolno pracują. Pokój był bardzo funkcjonalny, z ciekawą tapetą (miałam najtaǹszy pokój, te większe i inne są jeszcze ładniejsze) i malutką łazienką. Nic jednak nie przebije lokalizacji tego holetu.

 Sylwestrową kolację zjadłam w Movie gdyż było to jedyne miejsce gdzie dostałam jeszcze stolik (wyjazd był planowany dosłownie parę dni przed Bożym Narodzeniem). Zjadłam więc hamburgera, lecz i ten był naprawdę dobry.

Po kolacji przszłam się po mieście, Zurych również był bardzo ładnie oświetlony. W mieście była impreza open air, wzdłuż jeziora były różne sceny, bary etc. 20 minut po północy były fajerwerki które trwały 20 minut. Powiem szczerze, szału nie było. Ludzie co prawda się zachwycali ale najwidoczniej nie byli jeszcze na fajerwerkach z okazji luksemburskiego święta narodowego…Było ok, ale naprawdę nic specjalnego, ani podkładu muzycznego nie było i w ogóle jakoś mało dynamiczny był ten pokaz. Naprawdę boję się że luksemburskie fajerwerki mnie strasznie rozpuściły…A po fajerwerkach już były taǹce i swawole w całym mieście.

Tak że więc przywitałam 2014 rok (aż trudno uwierzyć że to już 2014 rok…).

W nowy rok poszukałam śniadania gdyż mój hotel był bez posiłku. Na starym mieście znalazłam taką kafejkę Cakefriends gdzie podają ciasta, caki, śniadania, tarteleki i quiche.

Potem poszłam na długi spacer wzdłuż promenady nad jeziorem a potem już na lotnisko. Przed wylotem na lotnisku w Migros kupiłam jeszcze chyba ze 4 paczki sera i 4 paczki szwajcarskich chrustów…co przy prześwietleniu na bramkach wywołalo uśmiech i zdziwienie :-)

Także mi się więc zaczął 2014 rok. Ten rok nie zapowiada się źle gdyż za tydzien wracam na weekend do Wiednia i wkoǹcu zobaczę jak wygląda Sofitel od środka (w ramach prezentu urodzinowego ;-) ) a potem znikam na tydzieǹna narty we francuskie Alpy (Avoriaz, tak jak już w zeszłym roku). W lutym będzie spokojniej, ewentualnie odwiedzę jeszcze raz Zurych no a w marcu już do Australii!!!! Pierwsze 3 miesiące więc zapowiadają się znakomicie!