Kuala Lumpur


Kuala Lumpur mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Z Bangkoku poleciałam Lufthansą na główny terminal w Kuala Lumpur. W sumie cały dzień minął na podroży gdyż dojazd do lotniska zajął dosyć długo, na lotnisku trzeba być wcześniej, lot, miedzy Bangkokiem a Kuala Lumpur jest godzina różnicy no i dojazd z lotniska w Kuala Lumpur do hotelu też trochę zajął gdyż lotnisko jest dość daleko poza miastem. Z lotniska można dojechać do miasta kolejka KLIA Express która jest jednak nieproporcjonalnie droga do wszystkiego innego w Kuala Lumpur gdyż kosztuje 7 euro w jedna stronę. Do miasta przyjeżdża się wtedy na stacje KL Sentral z której odchodzą dalsze pociągi, metro i monorail. Moj hotel znajdował się obok wieży Petronas wiec miałam jeszcze trochę drogi do pokonania co z walizka wcale nie jest takie fajnie. Trochę to zajęło, zwłaszcza że od KLIA express do monorail trzeba kawałek przejść. 

Po dotarciu do hotelu był już wieczór więc nawet i kolację zjadłam w hotelu, a jest to coś czego staram się nie robić gdyż jest to po prostu najdroższa opcja z możliwych. Mimo wszystko kolacja była dobra (krewetki, ryż, szparagi). Zatrzymałam się w hotelu Maya, prawie na przeciwko wież Petronas. Widoki z hotelu zapierały dech, widać było obydwie wieże w całej okazałości! Sam hotel był znośny. Dla mnie trochę za zimno urządzony. Nie czułam się w nim tak jakbym chciała tam zostać jeszcze dłużej, były czarne meble, białe ściany, niepraktyczna łazienka ale za to duże okna z ładnym widokiem. A propos okien…one były tak nieszczelne ze przez 2 dni prawie spać nie mogłam, słychać było wszystko z ulicy (samochody, ludzi, krzyki…)! Maya hotel definitywnie nie zasługuje na podane 5 gwiazdek, moim zdaniem można dać mu 4 ale to też będzie troszkę na wyrost.

Śniadanie miałam w hotelu, ono tez mnie jakoś nie powaliło z nóg. Jednym zdaniem hotel był poprawny ale na pewno są lepsze opcje w KL ( w tej kategorii myślę ze hotel Traders jest lepszy zarówno jak i Shangri-la który można już zarezerwować za 90 euro za noc!). 

Drugiego dnia zaczęłam już zwiedzanie i chyba zwiedziłam wszystko w centrum co było do zwiedzenia a może nawet i więcej. Obejrzałam Chinatown, little India, dzielnice kolonialną, targi, wszystkie budynki i kościoły które były do zwiedzenia, świątynie, oczywiście wieże Petronas, choć na nie nie wjeżdżałam gdyż od czerwca tego roku wjazd na ten balkon łączący obydwie wieże w połowie kosztuje 16 euro za osobę co uważam jest bardzo bardzo dużą przesadą gdyż nie jest to nawet wjazd na samą górę lecz tylko do połowy wież, a taki sam widok miałam z pokoju…
W prawie wszystkich przewodnikach jest napisane ze wjazd jest za darmo i że trzeba wcześnie przyjść po bilety gdyż jest ich tylko 800 każdego dnia. Te informacje są już nieprawdziwe od czerwca, teraz trzeba wiec płacić nieproporcjonalne 16 euro! A gdyż byłam już na paru wysokich budynkach z tego zrezygnowałam (nie lubię wind wiec płacić komuś jeszcze 16 euro za to by mnie przewiózł windą wydaje mi się bez sensu…)

W Kuala Lumpur najlepiej dojechać metrem lub kolejką do centrum a potem poruszać się już pieszo gdyż wszystkie atrakcje są położone blisko siebie i nie ma problemu z dojściem. Co mnie strasznie zaskoczyło to różnorodność tego miasta. Tak jak w Bangkoku były domy ruiny i piękne świątynie, tak tu jest tyle rożnych stylów, tyle rożnych ludzi, tyle rożnych miejsc. W little India można poczuć się jak w Indiach, mijając meczety pełne mężczyzn przypomina nam się ze jesteśmy w kraju większościowo muzułmańskim, a ulice dalej jest kościół wypełniony ludźmi podczas mszy świętej. Uważam ze jest to fascynujące. Poza tym jest tyle rożnych ludzi, Hindusów, Chińczyków, Arabów, nie ma zbyt dużo turystów. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. W pewnym momencie się tylko poczułam troszkę nieswojo gdy przechodziłam przez muzułmańską dzielnice i mężczyźni szli do meczetu się modlić, aż się od nich roiło a o krok dalej na straganach z jedzeniem siedziały same kobiety i dzieci czekajac na tych mężczyzn. Strasznie się ten podzial rzucał w oczy, zwłaszcza że w tej dzielnicy nie było dużo turystów, a dokładnie rzecz biorąc minęłam dwóch innych turystów którzy się tam zabłąkali...

Kuala Lumpur jest również głośne i chaotyczne ale dużo bardziej mi to odpowiadało niż w Bangkoku. W KL na ulicach były tłumy ludzi, czego w Bangkoku nie było. Byłam zdziwiona że czułam się tam bezpiecznie, nie odczuwałam żadnego lęku przed miastem, ludźmi, czego nie mogę powiedzieć o Bangkoku gdyż tam czułam się trochę nieswojo.

Największym wyzwaniem w Kuala Lumpur okazało się przechodzenie przez ulicę…Światła dla pieszych, gdy w ogóle są, rzadko działają! Przechodzenie przez ulice urasta do rangi sportu narodowego, przechodzi się gdzie się da i tak szybko jak się da…i ironią losu jest to że dla mnie przejście przez pasy dla pieszych w korku samochodów skończyło się niezbyt miłym i trochę bolesnym spotkaniem ze skuterem który mnie potrącił…na szczęście skończyło się na otartym kolanie, nadgarstku i stłuczonym palcu…a jak się potem okazało i na nadwyrężonym mięśniu…mam nadzieje że to był pierwszy i ostatni raz. 


Dodaj napis
Ostatni wieczór spędziłam znowu podziwiając widoki na wieże Petronas, przeszłam się po okolicy i naszykowałam na następny dzień. Niestety na lotnisko musiałam wziąść bardzo drogą taksówkę hotelową (40 euro!!) gdyż monorail jeździ dopiero od godziny 6 rano a mój pociąg na lotnisko odjeżdżał o 5.40. Z tym ze wylatywałam z terminalu low cost a żeby tym się dostać trzeba by jechać najpierw na KL Sentral potem pociągiem na jakąś stację a potem przesiąść się na shuttle do tego terminalu…trochę skomplikowana operacja więc musiałam odżałować te 40 euro. Uważam że turystyczne usługi w KL są nieproporcjonalnie drogie (biletu wstępu, taksówki hotelowe etc.) podczas gdy codzienne życie jest śmiesznie tanie.  

Jak już napisałam wylatywałam z Kuala Lumpur liniami Tiger Airways do Singapuru z terminalu low cost. Byłam tam już o 6 rano a tam panował gwar i hałas jak…znowu to porównanie, w Luksemburgu w przedwieczór święta narodowego! Tyle ludzi tam było, i to wszędzie, od checkinu po McDonaldsa że aż trudno w to uwierzyć. Główny terminal lotniska w Kuala Lumpur jest bardzo ładny, ten low cost zaś, coż jak low cost. Chciałam tam kupić jakąś pamiątkę i się po prostu nie dało. Więc polecam kupić pamiątki od razu w mieście jeśli się leci dalej z terminalu low cost, a z niego operują tacy przewoźnicy jak Tiger Airways i Air Asia.  W ogóle jeśli chodzi o pamiątki to w Kuala Lumpur nie jest łatwo jeśli się jest tam krotko i nie ma czasu pojechać do centrum handlowego na zakupy. Chyba ze da się coś upolować w China town. 

Żałuje jedynie ze nie udało mi się zobaczyć Batu Caves które są troszkę poza miastem. Ale na to na prawdę nie było czasu przez jeden dzień. Myślę że jest to wystarczający powód by wrócić do Kuala Lumpur w przyszłości!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz