czwartek, 30 kwietnia 2015

Nowa Lucerna

Otóż niedawno wróciłam z weekendu w Szwajcajii. Weekend jak zawsze superowy i za krótki…Lot do Zurychu był bezproblemowy choć cały czas zaskakuje mnie ilość podróżujących ludzi…te samoloty latają tak pełne że aż trudno w to uwierzyć…pomijam to iż siedząc w samolocie znowu zastanawiałam się jak to możliwe że taki cieżki potwór może wznieść się w powietrze i lecieć (wiem wiem prawa fizyki i te rzeczy, ale dla prawnika to prawie magia !)

Pierwszą noc spędziłam w Swissotel w oerlikon. Hotel bardzo porządny, śniadanie bardzo smaczne, obsługa przemiła (aż za, ile oni mogą sie uśmiechać ???) więc jak najbardziej godny polecenia. Dodatkowo hotel ma basen na 32 piętrze więc pływając możemy podziwiać widoki na cały Zurych.

W sobotę rano po krótkim spacerze po Zurychu pojechałam do Lucerny. Niedawno odkryłam że szwajcarska kolej, SBB, na niektóre połączenia sprzedaje bilety za pół ceny (a ponieważ bilety kolejowe w Szwajcarji są drogie jest to bardzo przydatne !). Bilety nazywają się Sparbillet i można je kupiić tylko na stronie internetowej SBB na wybrane połączenia. W ten sposób bilet z Zurychu do Lucerny nie kosztuje już 25 franków w jedną stronę tylko 12.50 a to już coś (Sparbillet działa nawet z Halbtax !).

W Lucernie w ten weekend było szaleństwo ! Przez całą sobotę były bieg miejski. Najpierw biegły rodziny z malutkimi dziećmi, potem z większymi, potem nastolatkowie, potem już tak na poważnie biegacze na czas etc. Od południa do wieczoru się cały czas coś działo. Ludzi było bardzo dużo, pogoda też w miarę dopisywała. Jednym słowem super ! Usiadłam sobie na promenadzie, w Hotel des Alpes, byłam w Opusie, pochodziłam po starym mieście (nota bene sklepy w sobotę w Lucernie zamykają jużo 16 !!!!!) i byłam nad jeziorem.

Niby te same rzeczy które zawsze robię w Lucernie ale tym razem były dwie zmiany. Pierwsza dotyczyła noclegu. Otóż odkąd zaczęłam studia w Lucernie w 2004 zawsze przechodziłam obok The Hotel i zawsze byłam bardzo ciekawa jak jest w środku. Od tego czzasu oczywiście dużo już widziałam i może te 10 lat temu bym była bardziej zafascynowana tym miejscem, niemniej jednak od zawsze chciałam się tam zatrzymać. I wkońcu to zrobiłam. Zeby była pełna jasność nie żałuję tego. W The Hotel każdy pokój ma na suficie obrazy, każdy sufit jest inny. Według sufitu jest potem urządzany cały pokój. Otóż mi się trafił bardzo ciemny wręcz mroczny pokój. Był duży, miał ciemny parkiet, bardzo ciemno zielono-szare ściany a na suficie była scena z jakiegoś filmu (nie pamiętam tytułu)  gdzie dość skąpo ubrana kobieta miała lufę przy głowie…odrazu zaznaczam że inne pokoje miały inny temat, niektóre szły nawet w róż ! Pokój był więc dość ciemny, za to łazienka była super. Była ona duża, przestronna, z wielkim oknem wychodzącym na balkon a w dali w prysznicu widać było górę Pilatus. Moje ulubione miejsce w tym hotelu ! Hotel napewno warto zobaczyć, jest to przeżycie, ale nastęonym razdem będę celować w Hotel des balances lub w Schweizerhof jeśli będą jakieś ekscytujące promocje !
 
Druga zmiana dotyczyła kolacji. Z reguły chodzę na fondue…Tym razem zrezygnowałam z fondue i poszłam do restauracji Wiederkehr. Warto było !!!! To jedzenie było jak dla mnie najlepszym jedzeniem które jadłam od bardzo bardzo dawna…chyba od Tasmanii ! Nie piszę bloga kulnarnego więc nie będę się tu rozpisywać ale jadłam zupę rybną, carpaccio z łosisia z homarem i solę ze szparagami. Wszystko smakowało fenomenalnie ! Nie jest to miejsca tanie, ani miejsce w centrum gdzie jest million turystów, jest to przy Löwenstrasse i ma tylko parę stolików. Ale jedzenie jest tak dobre że nie wiem jak to opisać. Aż dam jedno zdjęcie !

W niedzielę z kolei byłam na bruchu w opusie (żeby nie płacić za śniadanie w hotelu) i bruch też był całkiem całkiem. Byłduży wybór jedzenia, od marynowanych warzyw, po jajka, wędliny, roesti, szwajcarskie sery i przeróżne desery. To wszystko za 39 franków za osobę, a jak na Szwajcarję to prawie że humanitarna cena ! Polecam.

Powrót do Wiednia także był bezproblemowy, w samolocie siedziałam dla odmiany przy oknie i gapiłam się na przepiękne Alpy…



Wiem że to zabrzmi szalenie ale w piątek kieruję się ku Sardynii !!!


środa, 15 kwietnia 2015

Bella Toscana

W niedzielę wróciłam z mojego świątecznego urlopu. Swięta spędziłam w Polsce, a dokładniej pod Jelenią Górą, potem poleciałam z Warszawy do Luksemburga, potem na weekend do Toskanii no i spowrotem do Wiednia. Trochę się nalatałam samolotami, do tego stopnia że przed lądowaniem w Wiedniu mi ulżyło na samą myśl że nie muszę w ten weekend znowu wsiadać do samolotu. Ale już za tydzień zrobię to z dużą chęcią aby się udać do Zurychu i Lucerny !
Ryanair boeing 737-800
Wrócimy jednak do ostniego weekendu. Poleciałam Ryanairem z Charleroi do Pisy. Ponieważ lot i tak jest wieczorny (21.15h) a do tego był opóźniony, w samolocie od razu poszłam spać. Ryanair wprowadził politykę cichych lotów wieczornych jak i porannych to znaczy że nie sprzedają co chwila jakiś bzdur i nie straszą co chwila pasażerów przez mikrofon. Sam koncept jest bardzo dobry. Lecz jego wykonanie przez włoską załogę samolotu Ryanaira było bardzo dalekie od zamierzonego celu…Otóż co prawda stewardzi nic co chwilę nie sprzedawali, oni sami zachowywali się jednak strasznie głośno…siedziałam w drugim rzędzie i dosłownie nie mogłam wytrzymać od tego ich głośnego gadania…czy naprawdę nie da się między sobą rozmawiać cicho ???
Po przylocie do Pizy,  tradycyjnie zatrzymałam się w hotelu NH na dworcu. Tym razem jednak do hotelu zawiozła mnie taksówka, niby prywatna, ale jednak zbiorowa…kierowca chciał 10 euro od pary…A że byli inny ludzie plus jakiś inny pasażer w taksówce, za 5 euro od łepka dostałam się do hotelu. Myślę iż nigdy się nie dowiem ile ta taksówka miałaby oficjalnie kosztować…
Następnego dnia nastomiast po małym śniadaniu w hotelu wynajełam samochód (znowu na lotnisku). Tym razem na lotnisko dostałam się już autobusem za 2 euro…Z tego co pamiętam w Pisie mieli otworzyć pociąg na lotnisko…gdzie on się podział ? Niby miał już jeździć od grudnia zeszłego roku ?
Moją limuzyną którą tym razem okazał się być Opel Corsa (o zgrzoro, ten samochód nawet na drugim biegu jakoś nie chciał jechać…) udałam się do przypadkowo odkrytego (przyznaje że nie przeze mnie) outletu w Leccio. Jest to dość miły, nie za duży outlet w środku toskańskiej wsi, położony bardzo idylicznie, zrobiony pod aziatyckich turystów, sprzedających dość drogie marki typu Gucci, Armani, Prada, YSL etc. Naprawdę jak na outlet to miejsce okazało się być dość miłe i przystępne. Jeśli jest się w okolicy polecam, ale ostrzegam że w dużo sklepach nie można płacić kartą American Express co mnie lekko zdenerwowało…przyjmują tylko Visę, Master etc, a nie Amex…Jest tam też kawiarni która nazywa się Gucci Cafe i jest dość miłym miejscem gdzie można nawet coś dobrego przekąsić. Po zakupie butów udałam się dalej do San Gimignano.
San Gimignano to przepiękne toskańskie miasteczko, co prawda malutkie (rozumiem teraz czemu większość osób tam jedzie tylko na parę godzin) ale naprawdę warte odwiedzenia. Więkoszość budynków pochodzi z 13 wieku! Są małe wąskie uliczki, górki, pagórki, niesamowite widoki na Toskanię, ładny park, przepiękne punkty widokowe, małe kafejki, restauracje, lodziarnie…wszystko czego dusza zapragnie. Trzeba poprostu połazić gdzie nas oczy poniosą, tak bez ładu i składu.
Gdzie się zatrzymać w San Gimignano ? Cóż jeśli lubicie Bed & Breakfast polecam Le Unidici Lune. Właściciel jest miły, pomocny, pokoje są ładnie udekorowane, łazienka czysta. Ja chyba nie jestem fanem BBs gdyż chyba jednak nie lubię jak mi ktoś (czytaj własciciel) chce włazić na głowę swoimi dobrymi radami ale objektywnie nie mogę nic złego powiedzieć o tym miejscu, wręcz przeciwnie. Nie mój styl ale warte polecenia.
Gdzie zjeść w San Gimignano ? Spróbowałam jedno miejsce, Osteria Carcere. Jedzenie było smaczne, kelner miły, wystrój ładny, wszystko tak jak miało być. Polecam !
 
W drodze powrotnej zahaczyłam o miasteczko Volterra. Tak tak przyznaję przez bicia że dużo lat temu czytałam Zmierzch (czy jak te dalsze częsci się tam nazywały) i stąd poznałam Volterrę. Jakże teraz już takich głupot nie czytam (haha czytam inne !) z czystym sumieniem mogę polecić to miasteczko do odwiedzenia gdyż jest małe i urocze ! Można tam zobaczyć rynek, ratusz, kościól św. Franciszka, znowu podziwiać piękne widoki i napić się dobrego Aperola. Nawet przepysznie tam zjadłam (w Osteria dei Poeti, kelner najpier wydaje się być bufonowaty ale potem się okazuje że się zna na jedzeniu i na koniec jest nawet miły !) !
Ponieważ przed wylotem do Charleroi zostało mi trochę czasu pojechałam na chwile do centrum Pisy. Był to duży błąd ! Miejsc parkingowych w Pisie nie ma dużo, a te cos ą są wąskie a do tego ruchem wokół krzywej wieży zdają się kierować Afrykańczycy…ci sami którzy chcą potem nam sprzedać jakieś badziewia…Ponieważ po zaparkowaniu samochodu nie chciałam gadać z jednym z nich powiem tak : nie było rysy na samochodzie i nagle była rysa na samochodzie…i to tak jak przejechanym gwoździem po drzwiach pasażera…Tylko dlatego że odmówiłam wspólpracy z tym panem…Na szczęscie miałam na tyle zdrowego rozsądku by we Włoszech wziąć pełne ubezpieczenie, o 60 euro droższe ale za to bez żadnego udziału własnego więc się dla mnie nic takiego się nie stało. Gdyby jednak to był mój samochód to nie wiem co bym mu zrobiła…nie dosyć że ci panowie są w Europie nielegalnie to jeszcze niszczą samochody…jeśli ja bym była gdzieś nielegalnie to bym raczej siedzieła cicho jak myszka a nie takie wstrętne rzeczy jeszcze robiła….no ale o czym my mówimy wogóle ?

To był więc akcent na zakączenie włoskiego weekendu, ale nauczyło mnie to tego aby nigdy w życiu nie jechać do Włoch moim własnym samochodem, lepiej wypożyczyć niż się potem denerwować :-(
 
To już problemy ludzi pierwszego świata czyli kolejka do saloniku w Zurychu…

środa, 1 kwietnia 2015

To i owo…i badanie porównawcze

…czy jakkolwiek inaczej można by nazwać « comparative study » w języku polskim :-)
Minął już ponad tydzień od strasznego wypadku samolotu German Wings. Codziennie słyszymy o nowych detalach, nowych doniesieniach…Nawet jeżeli kiedykolwiek się dowiemy dlaczego tak się stało to nigdy nie zrozumiemy…ja przynajmniej.
W zeszłą sobotę lecialam Swissem z Wiednia do Luksemburga przez Zurych…otóż przy wejściu do samolotu cała załoga, i to jak jeden mąż od kapitana po pierwszego oficera i wszystkich stewardów, witała pasażerów, wszyscy stali w rządku i się uśmiechali…tak samo było przy wyjściu z samolotu…czyżby to miało poprawić sytuacje i zaufanie w markę, trochę pod tytułem « hej zobaczcie nie jesteśmy szaleni, popatrzcie na nas, jesteśmy normalni »… ?

Lufthansa bardzo uważa na swój wizerunek w mediach, kiedy i w jaki sposób dzieli się informacjami na temat wypadku, każde dziecko w Niemczech, i nie tylko, wie kim jest Carsten Spohr który wydaje się w tak mężny sposób prowdzić teraz całą firmę…(swoją drogą czarny krawat który miał na sobie w dzień wypadku Spohr odziedziczył po swoim poprzedniku, tyle że tamten nigdy go nie musiał używać…). Jednak z pewnością każde zdanie Spohra jest zaplanowane, bah nawet jest co roku ćwiczone…z tym że żaden scenariusz nie przewidział sytuacji w której powiedzmy « wróg » będzie jednym z członków firmy…Swoją drogą Spohr chyba inaczej sobie wyobrażał marzec 2015, najpierw strajk potem wypadek, wydaje mi się że facet bardzo posiwiał przez tydzień...Z mojego doświadczenia jedyny scenariusz zakładany w lotnictwie europejskim dotyczył pilota terrorystę…I już przy tym scenariuszu słychać było głosy że żaden europejski pilot nie będzie przecież chciał rozbić swojego samolotu…rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej brutalna…
Do tego co raz to się słyszy o planach restrukturyzacji grupy Lufthansy. German Wings na jesień już ma nie być, ma ono być zastąpione linią Eurowings. Cała grupa Lufthansy (razem z Austrian etc.) ma od jesieni wprowadzić nowe taryfy, w najtańszej nie ma być bagażu…czyżby jak dla mnie ostatni bastion regularnych lini lotniczych kierował się w kierunku low costów ??? Co prawda Lufthansa broni się że dalej będą napoje i jakiś snack do jedzenia za darmo więc nie będą lowcostem ale czy to o to chodzi ? Jak dla mnie możliwość zabrania ze sobą bagażu jest ważniejsza od okropnego muffinka lub batonu czekoladowego. Czytając takie wiadomość nie jestem pewna czy Lufthansa, akurat po tym ci się stało tydzień temu, zrobi sobie tymi reformami przyjaciół…czy po straceniu samolotu i śmierci 150 osób strategia kierowania się w kierunku lowcostu jest słuszna ? Nie wiem, nie jestem specjalistą od marketingu, a myślę iż Lufthansa ma całą armię marketingowców lecz strajk, wypadek przez szalonego pilota a potem cięcie serwisu dla klienta (nie myślę że bilety będą przez to znacznie tańsze) jakoś nie przemawiają do mnie jako pasażera. Dalej uważam Lufthansę za jedną z najbezpieczniejszych lini na świecie…ale po mału mam wrażenie iż latanie traci cały swój czar. Od dawna wiemy że Ryanair to latający autobus (myślę że Ryanair jako firma mógła by nie przeżyć takich perypetii a co dopiero utratę samolotu i śmierć tylu pasażerów) ale zawsze mi się wydawało iż Lufthansa miała jeszcze odrobinkę czaru latania, zawsze uśmiechniętą załogę, image bezpieczeństwa i niemieckiej solidności…cóż czasy się zmieniają…Piloci Lufthansy zawsze budzili we mnie zaufanie. Ponieważ wiem plus minus jak działa ich system szkoleniowy, wiem jak trudno się dostać do akademii Lufthansy i jak trudno ją skończyć, piloci Lufthansy nawet w środowisku lotniczym uchodzili jakby trochę za elitę (czego na przykład nie można powiedzieć o pilotach Air France i to również jest opinia francuskich specjalistów od lotnictwa…). Teraz tyle się zmienia że przeciętny pasażer trochę się w tym gubi (ok może nie przeciętny pasażer, zakładam że przeciętny pasażer chce tylko by go dowieść bezpiecznie z punkt A do punktu B nie zważając na to jakie to linie czy jak akurat rozwija się rynek lotniczy…).
A tak z innej beczki…otóż w ostatnich tygodniach (jak i w przyszłych) minimum 2 razy w tygodniu latam samolotem...

Airbus Niki Airways...
Dash Q Luxair
Airbus Swiss


Embraer 190 Helvetic airways
Zaczęłam ostatnio zwracać uwagę na miejsce na nogi w samolocie. W sumie zaczęlam to robić od lotu linią Niki gdzie tego miejsca po prostu nie było…Więc zrobiłam zdjęcia które tu zamieszczę. Będę kontynuować to « badanie » tak aby mieć jak największe porównianie i jak najwiękaszą ilość różnych samolotów. Jak na razie najczęściej latałam Airbusem 320 i Dash Q…Najwygodniej było w Airbusie 320 Swissa, tam aż za dużo miejsca na moje nie aż tak długie nogi było. Wiem że można to wszystko zobaczyć u lini lotniczych w cyfrach ale wydaje mi się że zdjęcia będą bardziej ilustracyjne.
Airbus Austrian Airlines
Avro 100 Swiss