poniedziałek, 29 czerwca 2015

Budapeszt po raz pierwszy!

Od mojego powrotu z Budapesztu minął już co prawda cały tydzień ale dopiero teraz mogę coś na ten temat napisać.
Otóż z Wiednia do Budapesztu wybrałam się pociągiem. Z dworca głównego jedzie się troszkę więcej niż 2 i pół godziny. Mój problem polegałna tym iż pomimo rezerwacji miejsca miałam problemy ze znalezieniem miejsca gdyż wszyscy siedzieli na nie swoich miejscach…a że na moim zarezerwowanym miejscu siedziało dwóch byśków trochę się wahałam ich z tamtąd wygonić…chaos totalny (a im głębiej pociąg wjeżdżał w Węgry tym bardziej chaosu przybywało…).
W każdym razie, po dotarciu do Budapesztu pojawił się następny problem…dojazd do hotelu. Podróżując z walkizką chciałam wziąć taksówkę do hotelu, jedzie się może 7-8 minut. To okazało się dużym błędem…żaden taksówkarz nie chcial włączyć taksometru…wszyscy chcieli jakąś wielką kwotę. Pozatym wszyscy chcieli tylko euro! Ciekawe co im tak przeszkadza w forintach…Na szczęście nie dałam się tak perfidnie oszukać i podtreptałam do metra…ale muszę powiedzieć iż zrobiło to na mnie strasznie złe pierwsze wrażenie i miałam ochotę wrócić do cywilizowanego Wiednia…

Po dotarciu do hotelu i przejściu się po ścisłym centrum na szczęście mi się humor poprawił i miasto zaczeło mi się podobać. Główne ulice centrum po  stronie Pesztu, te ze sklepami, z knajpkami, z katedrą Stefana, z parkiem, są bardzo ładne. Również starówka po drugiej stronie Dunaju (Buda) bardzo mi się podobała, z galerią narodową, kolejką na górę, z kościołem Macieja i basztą rybaków…Pozatym parlament i muzeum etnograficzne (po stornie Pesztu) no i oczywiście most łańcuchowy…wszystko bardzo ładnie zadbane i utrzymane. Zupełnie coś innego niż w okolicach dworca. Taki trochę mały Wiedeń. Radzę poprostu połazić po uliczkach starego miasta, tak samo wokół parlamentu i centralnych uliczek…od tak bez planu. Scisłe centrum nie jest duże, wszędzie można dojść pieszo i nie da się tam zgubić, więc jest to bardzo przyjazne zwiedzaniu na pieszo.

Zatrzymałam się w hotelu Sofitel (tak tak wiem nie warto być zakładnikiem accora ale chciałam wypróbować salonik sofitela do którego tam mam wstęp) który w sumie mogę polecić z bardzo spokojnym sumieniem. Jest to może nie najnowszy hotel, ale jest bardzo porządny, ma bardzo miłą obsługę, dobre śniadanie i dość ładne pokoje (choć fakt przydało by im się odświeżenie). Polecam też dopłacić do pokoju z widokiem gdyż pokoje mają duże okna a wieczorny widok na most łańcuchowy i stare miasto jest naprawdę piękny.
Co do jedzenia zdecydowanie odradzam jedzenie na starym mieście. Lepiej się przygotować i zguglować parę ciekawych miejsc gdzie dają dobrze jeść. Ja jedną kolację miałam węgierską a drugą…japońską ! Pierwsza kolacja była w restauracji Rezkakas. Niby restauracja w dość turystycznym miejscu ale jedzenie było przepyszne ! Gulasz, zupa gulasz, kaczka, jagnięcina…wszystko rozpływało się w ustach ! Do tego miła obsługa dobrze mówiąca po angielsku i dobre napoje. Gorąco polecam ! Druga kolacja miała miejsce w Nobu (tym samym co w Londynie etc). Jedzenie tam było dość drogie, jak na Węgry to napewno bardzo drogie, ale było bardzo miło. Nie było to ani sztywne miejsce ani zbytnio eleganckie. Ale jedzenie ? Poezja…tuńczyk, tatar z toro, ryby na najlepszych sosach świata (mango, imbir, soja), krewetki…a desery ? Mistrzowsto świata ! Na serio ! Polecam zarezerwować stolik gdyż było taam dość dużo ludzi (pełna knajpa !). Aż się robię głodna na samą myśl o tych pysznościach ! Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tak dobrze zjeść w Budapeszcie !

 
Na zakończenie miałam jeszcze przygodę z kupnem biltu na pociąg spowrotem do Wiednia…otóż na dworcu trzeba iść do odzielnego biura aby kupic bilet na pociąg międzynarodowy…w tym biurze jest około 2 otwartych okienek i z 30-40 osób (gdy przyszlam i wziełam numerek miałam przed sobą ponad 30 osób…). Czekania strasznie dużo…duszno w tym biurze i dość niemiła obsługa…a to wszystko w rozpadającym się drowcu…coś à la Polska w latach 90…Tak generalnie, i mimo ładnej starówki, mam wrażenie że  Węgry się zatrzymały w rozwoju…Wydaje mi się że teraz są gdzieś z 10 do 15 lat za Polską…oczywiście trzeba wziąć pod uwagę kto już od ładnych paru lat na Węgrzech rządzi…nawet nie mieszkająć w Polsce jak sobie pomyślę że większość ludzi w Polsce ostatnio zagłowosała na partię która chce zrobić z Warszawy drugi Budapeszt to sie nóż w kieszeni otwiera…ale nic piszę przecież podróżniczego a nie politycznego bloga.