środa, 22 maja 2013

Zielone świątki na Majorce


Długi weekend z okazji Zielonych świątek spędziłam na Majorce a dokładniej w Playa de Palma (à propos długich weekendów majowych to ten był właśnie ostatnim długim weekendem do sierpnia i proponuje wprowadzić z tego powodu żałobę narodową…).

Podróż zaczełam w dość luksusowy sposób gdyż leciałam Luxairem z Luksemburga. Był to co prawda charter i przez to nie było mil (takie rzeczy powinni pisać na czerwono drukowanymi literami przy kupnie biletów…) ale za to serwis był bardzo dobry bo było nawet zjedliwe jedzenie i to nie zwykła kanapka lecz cała mała tacka jedzenia jak na lotach międzykontynentalnych. Lot był spokojny, pogoda dobra. Gdyby tylko liczył się jeszcze do Miles and more!

Po przylocie do Palmy zdecydowałam się pojechać do hotelu taksówką. Mieszkałam w hotelu Cosmopolitan w Playa de Palma a hotel był oddalony zaledwie o 6 km od lotniska. Taksówka kosztowała 14 euro (w czym sam przejazd zaledwie 7 euro a reszta to dopłata za wjazd na lotnisko, dopłata za coś jeszcze i w ogóle dopłata za to że przeszkadzamy panu taksówkarzowi w siescie…). Zdecydowanie nie opłaca się jechać taksówką na lotnisko! Lepiej złapać autobus 25 i zapłacić 2,50 euro...Ponieważ jednak lot powrotny miałam rano zdecydowałam się również na taksówkę i byłto wielki błąd! Taksówkarz był chamski, agresywny i zapłaciłam 18.80 euro. Gdy spytałam się czemu jechał na 2 taryfie (podróż do hotelu była napewno na 1 taryfie) kierowca zaczął najpierw kręcić że to inna zona po czym zmienił taktykę i zacząl na mnie krzyczeć i być agresywnym. Mówił że ja nie jestem ok, że mam iść na policję, że to nie ok…bo oszukiwać klienta i na niego wrzeszczeć jest ok nieprawdaż? A był na tyle agresywny że nawet gdy już byłam w budynku lotniska podbiegł i dalej krzeczyał na mnie?!!!??? Przyznam że nigdy nie byłam fanem Hiszpanów ale ten to już przebił wszystko…Nawet nie chodzi mi już o te prawie 5 euro różnicy (a 5 euro to różnica która wskazuje na ewidetny przekręt) ale o zachowanie tego gościa które było nie do zaakceptowania. Do głowy by mi nie przyszło iść na policję bo taksówkarz mnie oszukał na 5 euro ale skargę na tego pana w jego firmie bym chętnie złożyła gdyż po takim zakoǹczeniu weekendu na Majorce pozostaje niesmak i niechęć do powrotu. To co prawda nie jedyna moja przygoda w ten weekend ale do tego dojdę później.

Jak już powiedziałam mieszkałam w hotelu Cosmopolitan. Hotel był w porządku. Taki zwykły typowy hotel na wycieczki Pauschal, choc jestem przekonana że i tak był jednym z tych lepszych. Pokoik malutki, jeszcze mniejsza łazienka, jedzenie przeciętne. Śniadanie ok (parę serów i tłustych kiełbas typu salami, jogurt, croissanty, pieczywo, jajka, trochę owoców). Myślę że każdy by znalazł coś dla siebie. Kolacje w hotelu też zjadliwe (miałam Halbpension). Co prawda trochę tłustawe no ale jak inaczej wyżywić hordę głodnych Niemców…? Jak zwykle na Majorce za picie do kolacji trzeba płacić oddzielnie.  Najgorsze na kolacji były desery, kucharz chyba nie miał specjalizacji w deserach…Summa summarum hotel na parę dni był ok (położony jakieś 500m od plaży ale miał również basen i leżaki) lecz gdybym tam miała spędzić 2 tygodnie chyba bym sobie w łep strzeliła…Ludzi umiarkowanie dużo, na szczęście ceny były tam trochę wyższe niż w innych hotelach w okolicy co uratowało mnie przed spędzaniem śniadania I kolacji z rozwścieczoną i nonstop pijaną niemiecką młodzieżą (i nie tylko…). Jeśli więc szukacie hotelu na długi weekend w okolicach Palmy mogę ten polecieć. Trzeba jednak jeszcze zaznaczyć iż obsługa po angielsku ani be ani me za to tylko po niemiecku się do wszystkich zwracają…W ogóle na całej wyspie jest tylko jeden język którego się używa i to jest własnie niemiecki. Pomimo tego że lubię niemiecki, bycie z założenia traktowanym jak Niemiec nie jest zbyt fajne. Wkoǹcu są też inne kraje w EuropieNie ma więc nawet co się wysilać na poranne hiszpaǹskie Buenos dias czy gracias gdyż i tak wszyscy zwrócą się do nas per Danke sehr i guten Tag. Na nartach byłam z założenia z Rosji a teraz z Niemiec…pozostawię to bez komentarza!

 Spędzając dwa dni w tych okolicach jeden dzieǹ możemy spędzić w Palmie. Z Playa de Palma teoretycznie jeżdżą tam autobusy co 10 minut i kosztują 1.50 euro. Palma de Mallorca to ładne spokojne miasto, z ładną starówką, katedrą i promenadą nadmorską. Można poszlajać się po uliczkach, połzić po sklepikach, zatrzymać się gdzieś na lody i poobserwować ludzi. Turystów jest oczywiście masa ale na to nic nie poradzimy. W Palmie jednak można spędzić miły dzieǹ. Choć jest to dość daleko drogę powrotną z Palmy do Playa de Palma można pokonać pieszo. Wzdłuż morza idzie cały czas ścieżka dla pieszych i dla rowerów. Droga długa (do mojego hotelu +/- 15 km) ale trasa ładna. Zdecydowanie szybciej można pokonać tę trasę rowerem. Wypożyczenie roweru na cały dzieǹ to koszt +/- 7 euro a całą trasę do Palmy przejedziemy w +/- godzinę (idzie się prawie 3 godziny).

 Drugiego dnia więc wybrałam opcję rowerową a pozatym połaziłam po plaży i po deptaku w Playa de Palma. Aby dokoǹczyć temat stolicy wyspy, jadłam lunch w takiej małej kafejce pod nazwą Bar Coto. Z początku byłam zachwycona jedzeniem, atmosferą jak i miłą obsługą.  Byłam tam dwa razy z rzędu. Menu jest dość ciekawe, dania, a raczej przekąski smaczne, sangria również. Kelnerzy prawie wszyscy Niemcy, stoliki stoją na małym placyku i są prawie zawsze wszystkie zajęte. Jadłam zapiekane majorkaǹsie grzanki z serem, wędzoną szynką i jakimś pesto. Pierwszego dnia troszkę bolał mnie po nich brzuch, drugiego zaś było znaczenie gorzej. Tak że więc moje uczucia co do tego miejsca są bardzo mieszane. Wróciłabym tam może aby spróbować inne danie ale z kolei jeśli w menu są przekąski hiszpaǹskie, dania włoskie, indyjskie jak i ze Sri Lanki może coś jest nie tak…Więc waham się czy polecić to miejsce, a każdy kto się zdecyduje tam iść, robi to na własną odpowiedzialność ;-)

 W Playa de Palma jest mnóstwo typowych plażowych barów, restauracji i kafejek których jednak nie spróbowałam gdyż najzwyklej nie było kiedy. Spróbowałam jedynie bar Puro Beach, położony w połowie drogi między Playa de Palma a Palma de Mallorca. Jest to miejsce co do którego również się waham…Jedno trzeba przyznać, jest ono przepięknie położone, tuż nad morzem a w sumie prawie w morzu bo na skałach i jest ładnie urządzone (białe fotele, kanapy). Z tym że mam wrażenie iż jest to miejsca dla Niemców z Düsseldorfu lub Monachium którzy ubierają się w polówki od Ralpha Laurena i różowe spodnie (taki specjalny typ Niemca który generalnie ma się za kogos lepszego od reszty kraju ;-) ). Jest to miejsce gdzie trzeba być widzianym aby być IN. Ceny są proporcjolane do klienteli… Gdyby to miejsce nie było takie ę i ą, był by to naprawdę super położony przepiękny bar. Nie chciałabym być źle odebrana, mi się bardzo podobają miejsca które są troszkę bardziej eleganckie i ładnie urządzone. Lecz jest moim zdaniem różnica pomiędzy klasą a pretencjonalnością (czytaj bar w Sofitelu w Bruskeli a Purobeach w Palmie).

Z drugiej strony z kolei mamy Ballerman. Zwykłe wakacyjne bary w S’arenal gdzie spotykają się młodzi (i nie tylko…) Niemcy i piją od rana do wieczora. Zaczynają od piwa na śniadanie, wiaderko sangrii na lunch (nie żartuję, oni kupują alkohol w wiaderkach, do tego długie słomki i piją to przez cały dzien…) a wieczorem idą do tanzbudy lub dyskoteki aby dalej pić…Przyznam że Ballermana do tej pory znałam tylko z telewizji ale mnie to jednak zaskoczyło. I nawet jeszcze nie jest sezon! Fakt że są to dość charaktrystyczni ludzi którzy w ten sposób spędzają urlop, za zwyczaj są to grupy młodych chłopaków lub dziewczyn (bardzo rzadko są to grupy mieszane!) ale wygląda to dość komicznie!

 Wydaje mi się że ten wyjazd był trochę wyjadzem absurdów gdyż jeden taki podpity turysta, gość hotelu, zaczepił mnie na hotelowym basenie i zaczął wyzywać od Nazistów!!!???!!! Wyglądało to mniej więcej w ten sposób że na basenie nie było prawie nikogo oprócz jego z rodziną i mnie i w pewnym momencie on do mnie podchodzi i mówi że on ma bardzo wyczulony nos i że mu śmierdzi Oświęcimem i że Naziści zamordowali pół jego rodziny i że ja mam iś do basenu się umyć bo śmierdzę Ausschwitz. Gdy powiedziałam mu żeby sobie poszedł bo nie będę z nim gadać on wcale na to nie zareagował, wręcz przeciwnie, powiedział żeby się nie wstydzić przodków nazistów i jakieś jeszcze bzdury których przestałam słuchać…W tej samej chwili poszłam do baru powiedzieć o tym kelnerowi, ten nic nie kumał więc poszłam do recepcji powiedzieć że ich gość mnie nachodzi i wyzywa od nazistów. Pani w recepcji zrobiła oczy, prosiła o wskazanie tego czubka, poczym wzruszyła ramionami i wróciła do swoich obowiązków. Nigdy przedtem mnie coś takiego nie spotkało! Nie wiem co to za świr był, nie miałam też żadnej odpowiedzi jak on tak sobie gadał bo byłam najzwyczajniej w szoku. Dopiero później pomyślałam o możliwych odpowiedziach no ale jak zwykle Polak zawsze mądry po szkodzie. Szczerze mówiąc zupelnie nie wiedziałam o co chodzi temu czubkowi! No ale zamieszania narobił, współczuje jego żonie i dziecku…a mi niech lepiej już nigdy nie przejdzie przez drogę…

Także przez te wszystkie drobnostki po tym wyjeździe został mi taki trochę niesmak. Taksówkarz oszust, w recepji obsługa nijaka i nie pomocna, w hotelu wyzywanie od nazistów…mam wrażenie iż Majorka się przez ostatnie 10 lat zmieniła na gorsze i już tylko chodzi o to jak najlepiej wydymać turystę…trochę szkoda że zostaje takie wrażenie gdyż sama wyspa jest naprawdę przepiękna i ma dużo do zaoferowania, a już napewno więcej niż picie i oddawanie moczu na ulicy…

Nie wiem czy wrócę szybko na Majorkę, oczywiście tak długo jak będzie to niemiecki raj idiotycznej młodzieży tak długo będą tam turyści i nic się nie zmieni a szkoda. Drugiej Sardyni nie da się już z Majorki zrobić, za dużo szkód zostało wyrządzonych ale w sumie Majorkaǹczykom mogło by też zależeć na poprawieniu wizerunku ich wyspy. No tak ale tego się zrobić nie da tak długo jak 80% lokali będzie w niemieckich rękach      

 

wtorek, 21 maja 2013

Plany plany plany


Zastanawiam się ostatnio nad wrześniowym wyjazdem. Z różnych powodów nie będzie to tym razem długi wyjazd, myślę tak o 4 lub 5 dniach. Co do kierunku to na razie odbijam się od jednej ściany do drugiej (Azja, Ameryka, Europa..) ale coraz bardziej skłaniam się do Nowego Jorku zwłaszcza że ceny biletów nie są złe. Ponieważ chciałabym lecieć z Warszawy patrzę na wyloty z Polski. Otóż zauważyłam iż linia Air Berlin wchodzi na polski rynek lotniczy z bardzo atrakcyjnymi cenami. Podróż z Warszawy przez Berlin do Nowego Jorku kosztuje niespełna 420 euro! Wydaje mi się to bardzo dobrą ceną, zwłaszcza że lot oferuje tę trasę za 600 euro, podobnie jak Lufthansa i Bristish Airways. Jedyne co mnie troszkę odstrasza to ceny hoteli w Nowym Jorku. Trudno znalesć coś poniżej 200 euro za noc!!! Na poważnie się jeszcze zastanawiałam nad Chicago gdzie również można dolecieć za względnie mało pieniędzy a hotele też są trochę taǹsze. Co chwila jednak nachodzi mnie myśl że Chicago to jednak nie Nowy Jork. A ostatni raz w Nowym Jorku tak na poważnie byłam w….2008 roku. Byłam coprawda za równo w 2010 roku ale na bardzo krótko (w sumie jeden dzieǹ bo odwiedzałam wtedy Waszyngton). Piewszy raz byłam w sierpniu/wrzesniu 2001 roku ale to zupełnie inna historia.  Tak że myślę że wrzesieǹ 2013 to w sumie optymalna data aby przypomnieć sobie to miasto. Wydaje mi się iż Nowy Jork jest miastem które się nigdy nie może znudzić. Tam jest tyle do robienia, zobaczenia, przeżycia że człowiek za każdym razem wyjeżdża czując pewien niedosyt. Ktoś kiedyś powiedział iż jeśli jest się znudzonym Nowym Jorkiem, jest się znudzonym życiem. Wydaje mi się że może coś w tym być. Najbardziej w pamięci utkwiło mi to uczucie jakie miałam podczas poprzednich wizyt że szkoda mi było każdej minuty w tym mieście. Non stop coś chciałam robić J Przyznaję że chciałabym również zobaczyć nowy One World Trade Center, przejść się po sklepach, iść na gigantyczne śniadanie do Hiltona na Avenue of the Americas jak i do małej kafejki na przeciwko, połazić po Central Parku jak i odwiedzić muzea MoMa i Met. To takie małe marzenie J

Europejska opcja natomiast by była następująca. Pomyślałam sobie aby polecieć do Monachium, zwiedzić Monachium, po czym pociągiem pojechać do Salzburga a potem dalej do Wiednia. Nie jest to tak eksyctująca wycieczka jak do Nowego Jorku ale też ciekawa. Azjatycką wersję porzuciłam już dość na początku gdyż trzeba tam jednak za delako lecieć, choć chciałabym bardzo odwiedzić znów Japonię, Tajlandię i napewno zobaczyć Hong Kong!

No nic zobaczymy gdzie mnie tym razem zaniesie J

środa, 15 maja 2013

Deszcz, deszcz, Wedel, deszcz


Tym razem spędziłam weekend nad polskim morzem a dokładniej w Trójmieście. Na szczęście nie było tam tym razem tłumów gdyż było już po długiej polskiej majówce. Tym razem wybrałam wersję luksusową gdyż poleciałam Lufthansą z Luxemburga przez Monachium prosto do Gdaǹska (zazwyczaj latałam Wizzairem z Dortmundu…) a w Gdaǹsku na lotnisku wsiadłam w taksówkę prosto do Sopotu. Początkowo miałam jechać autobusem lecz tak lał deszcz że nie bardzo mi się uśmiechała podróż autobusem do Gdaǹska, potem kolejką SKM do Sopotu a potem jeszcze droga piesza do hotelu i to wszystko bez parasolki…Korki co prawda były niemiłosierne ale z czasem dojechałam do hotelu. Jak i w zeszłym roku zatrzymałam się w hotelu Haffner. Hotel mogę spokojnie polecić choć przyznam że jest miejsce na poprawę (na przykład zaoferowanie klientowi szczoteczki do zębów jeśli jej zapomniał zamiast doliczanie za nią 8 złoty do rachunku!!!).

Hotel jest ładny i w porządku, ale niektóre drobiazgi mogą gościa doprowadzić do szału… Jak najbardziej mogę nastomiast polecić śniadanie w Haffnerze. Jest przepyszne! Twarożek, koktajl truskawkowy, pomidory obrane ze skórki, dużo wędlin, wędzonych ryb, ważyw, dobre pieczywo…to tylko parę zalet. Co prawda jak dla mnie mógłby być jeszcze większy wybór słodkości (typu gofry, słodkie wypieki etc.) ale i tak gorąco polecam! Trzeba jednak zaznaczyć że cena śniadania jest słona, 70 złoty za osobę! W hotelu jest też miły basen, whirlpool, siłownia i centrum Spa.

Otóż gdyż przez większość mojego pobytu padał deszcz, czas spędzałam pod parasolem, u Wedla lub w kawiarniach. Pierwszego wieczoru wręcz lało, ale muszę przyznać że sopockie molo w świetle latarni i deszczu też ma swój urok. Ponieważ chciałam zasiąść w jakiś ładnych wnętrzach pierwszy raz odwiedziłam bar sopockiego Grand Hotelu. Owszem wnętrza ładne, miła obsługa ale ceny zbyt wygórowane! Drugiego dnia jak troszkę wyszło słoǹce byłam na spacerze po plaży, po czym pojechałam do Gdaǹska. Tam się poszlajałam po starym mieście, znalazłam fajny bar Fahrenheit 52, gdzie jest miła obsługa, wygodne siedzenia na tarasie i nie aż wysokie ceny (20-30 złoty). Potem udałam się na chwilę do Galerii Bałtyckiej na małe zakupy. Kolacje zjadłam niestety w kaszubskiej restauracji Tawerna Mestwin czego do dzisiaj trochę żałuję gdyż dostałam tam bardzo bardzo kiepskiego placka ziemniaczanego z bardzo kiepskim gulaszem i bardzo kiespki barszcz czerwony oraz panią kelnerkę która razem z panią kucharką nie wiedziały jakie mają ciasta na deser…Byłam tam 2 lata temu i muszę przyznać że wtedy było o niebo lepiej (a jadłam wtedy schabowego). Już do tego miejsca nie wrócę.

Drugiego dnia z kolacją był wcale niemniejszy problem gdyż była to niedziela komunijna i trudno było znaleść wolnego kucharza ;-) Zdecydowałam się na jedzenie w hotelu ale chyba kucharz nie był zachwycony moją decyzją gdyż jedzenie było baaardzo przeciętne…Tak jak w zeszłym roku zachwalałam kucharza tak w tym roku go nie polubiłam. Rozumiem że miał przyjęcie komunijne no ale chyba gości hotelowych też warto obsłużyć aby byli zadowoleni czyż nie?

W niedzielę zrobiłam sobie wycieczkę do Gdyni. Zostało mi polecone aby pojechać kolejką SKM do Gdyni Orłowo i z tamtąd przejść się promenadą nad morzem. To też zrobiłam. Promenada bardzo ładna choć krótka, ale gdy się skoǹczyła poszłam plażą do samej Gdyni (pod parasolem bo pod parasolem ale zawsze…). W samym centrum Gdyni już poszłam na molo, zobaczyłam Dar Pomorza i przeszłam się po uliczkach miasta. Mimo deszczu Gdynia zrobiła na mnie dobre wrażenie. Po powrocie z Gdyni oddałam się już słodkiemu lenistwu a dokładniej czekodazie u Wedla i popluskaniu się w basenie hotelowym.
Pobyt minał mi troszkę leniwie, troszkę akytwnie ale miło gdyż bardzo lubię jeździć do Gdaǹska i do Sopotu. Wcześniej czy później też tam jeszcze wrócę J

Ponieważ w drodze powrotnej również wracałam przez Monachium i miałam prawie cały dzieǹ na przesiadkę myślałam że zwiedzę sobie to miasto. Niestety nie był to zbyt dobry pomysł gdyż samolot z Gdaǹska do Monachium odlatywał o godzinie 6.50 rano, trzeba było więc wstać o 4 rano a po wylądowaniu w Monachium krótko po 8 rano dosłownie padałam z nóg…Co prawda pojechałam do miasta, przeszłam się kawałeczek ale nie mogę nic napisać na temat tego miasta gdyż było to poprostu za krótko. Do tego wszystkiego zaczął padać deszcz i było chłodno więc kompletna wtopa…Jedyne co mogę z pewnością powiedzieć to to że pociąg Sbahn z lotniska do miasta jedzie 40 minut i że to jest dość długo no i że bilet dzienny kosztuje 11 euro…Dość szybko wróciłam na lotnisko i się rzuciłam płacąc 25 euro za wejscie do saloniku aby tam posiedzieć (chociaż można się napić czegoś no i internet jest…). Więc chyba już wyzrdowiałam z szalonych pomysłów kupna biletów na 6 rano i zwiedzania przesiadkowego miasta…wiem że przemawia przezemnie lenistwo ale to się kompletnie nie opłaca… Do Monachium napewno wrócę aby poznać to miasto bliżej, może na jesieǹ, może na zimę…zobaczymy J

czwartek, 2 maja 2013

Wiedeǹski weekend


Dość długo ostatnio nie pisałam gdyż tak się złożyło, że moje ostatnie podróże nie miały charakteru turystycznego. A to raz byłam w Warszawie, a to raz w Brukseli w delegacji…w sumie nic ciekawego. Ostatnio weekend za to spędziłam w Wiedniu. Był to wspaniały turystyczno-wiedeǹski weekend, który bardzo chętnie niedługo znów powtórzę.
Otóż weekend zaczęłam od części komercyjnej gdyż przeszłam całą Mariahilfer Strasse wzdłuż i wszerz. Sklepy jak sklepy, ale za to w Wiedniu można kupić przepiękne buty. Nie wiem na czy to polega ale buty są tam naprawdę wystrzałowe.

Potem zaczęła się część turystyczna i złaziłam naprawdę cały Wiedeǹ. Byłam na Stephansplatz, przy operze, na Kärtnerstrasse, na Hofburg, na Herrengasse, na Heldenplatz, przy muzeach, przy Albertinie, przy parlamencie i ratuszu, przy uniwersytecie, przy Juridicum, na zamku Schönbrunn, przy Museumsquartier, na niestety zamkniętym Naschmarkcie, w Stadtparku i na Praterze razem z diabelskim młynem. Zwiedziłam powiedzmy 80% atrakcji turystycznych Wiednia, na resztę już fizycznie czasu zabrakło. Wiedeǹ jak zwykle był przepiękny i aż mnie serduszko bolało gdy musiałam z niego wyjeżdżać. Choć wiem że napewno niedługo tam wrócę, przy ostatnich wyjazdach coraz bardziej dociera do mnie że mam ochotę zmienić miejsce zamieszkania…myślę że przez następne pótora roku to też nastąpi.   
  
Tym razem zatrzymałam się w hotelu Hilton Danube. Nie jest on co prawda w samym centrum gdyż znajduję się on w pobliżu stadionu Ernst Happel ale dojazd do miasta jest bardzo prosty. Stacja metra jest 5 minut pieszo oddalona od hotelu no a metrem do miasta jedzie się może jakieś 10 minut. Hotel jest bardzo w porządku, jest położony nad samą rzeką, ma duże pokoje, porządne śniadanie i bardzo fajny i godny polecenia bar nad rzeką gdzie można sobie usiąść i uciec od hektyki miasta. Ponieważ Hilton Danube jest dużo taǹszy niż hotele tej kategorii w centrum miasta było tam sporo ludzi.

Jeśli chodzi o jedzenie, odwiedziłam chyba wszystkie najbardziej znane miejsca gdyż byłam w Café Landman, w Café Central, u Sachera i u Plachutty.
Otóż w Café Central, jak zwykle piękny wystrój, pan grający na pianinie, pyszny Apfelstrudel i dobra kawa. W Café Landman tym razem zjadłam salatę, była bardzo dobra, choć inne dania również wyglądały i smakowały znakomicie. Obsługa była bardzo miła i sprawna (przez pierwszą część kolacji gdyż na rachunek przyszło czekać bardzo długo). U Sachera jak zawsze tort pyszny (gdyby nie tona bitej śmietany…) aż sobie jednego wzięłam do domu :) U Plachutty jedzenie bardzo dobre, tatar wyśmienity, kotleciki cielęce ze szparagami pycha, Tafelspitz też bardzo dobry (choć gotowane mięso to nie moje smaki…). Obsługa również tutaj bardzo sprawna do momentu gdy się skoǹczyło jeść gdyż tutaj też mi przyszło dłuuuugo czekać na rachunek. Aby usprawiedliwić obsługę muszę dodać że kelnerzy naprawdę biegali i uwijali się bardzo sprawnie gdyż restauracja była pełniusienka. Lecz gdy po dostaniu rachunku karta kredytowa znika na 15 minut można się zacząć zastanawiać czy aby wszystko napewno jest w porządku…
Wszystkie te miejsca mogę jednak spokojnie polecić gdyż jedzenie jest wyśmienite i atmosfera również fajna.

Co mi się bardzo spobodało w Wiedniu to był pomysł na operę. Przed operą stał wielki ekran na którym transmitowano na żywo przedstawienie z opery. Były krzesła, można było sobie usiąść i popatrzeć i posłuchać. Uważam to za świetny pomysł!

Ostatniego dnia już przeszłam się tylko na rzeką no a potem już trzeba było jechać na lotnisko. Na lotnisko można się dostać pociągiem CAT który jedzie chyba 14 minut z lotniska na Landstrasse (i vice versa) i kosztuje 12 euro lub zwykłym pociągiem który jedzie może z 35 minut (i to w prawie to samo miejsce, z tym że ten pociąg jedzie jeszcze dalej) i kosztuje 4 euro. Ja wybrałam tą drugą opcję gdyż czasu miałam dużo no i 8 euro w kieszeni :)
Lotnisko w Wiedniu się bardzo zmienia. Otóż terminal F jest cały odnowiony. Trzeba jednak dodać że lepiej nie przyjeżdżać na lotnisko zbyt wcześnie gdyż nie ma tam za bardzo co robić, jest jeden duży sklep wolnocłowy lecz szaleǹstwa jednak też nie ma. Jakiś taki mały wybór jest i wogóle jest niezbyt ciekawie. Jedyna dobra rzecz na tym lotnisku to internet za darmo.

Za Wiedniem więc już teśknię i nie mogę się doczekać kiedy znów go odwiedzę :)