czwartek, 30 sierpnia 2012

Ostatnia prosta czyli jeszcze 10 minut ;-)

Pomyślałam sobie własnie że spróbuję uzupełniać mojego bloga podczas moich podróży, oczywiście w miarę możliwości, razem ze zdjęciami nie czekając na powrót z wakacji, wkoǹcu lepiej na świeżo opisywać emocje i wrażenia a nie dopiero po miesiącu jak już człowiek zapomni że był na urlopie:-).
Więc może następna notatka będzie już z Madrytu, kto wie ;-)

środa, 29 sierpnia 2012

Smok wawelski, baca i oscypek

Tak jak już pisałam wcześniej, ostatni weekend spędziłam w częściowo w Krakowie i w Zakopanem.

Do Krakowa poleciałam w piątek wieczorem, Ryanairem z Charleroi. Lot trwał dość krótko gdyż tylko półtorej godziny (zgodnie z planem lot miał trwać dwie godziny piętnaście minut ale myślę że to kolejna podpucha Ryanaira by się chwalić swoją punktualnością) ale wszystko zostało wyrównane czasem oczekiwania na bagaż w Krakowie…to chyba takie polskie standardy gdyż w Warszawie lub Gdaǹsku jest identycznie.

Po przyjeździe do miasta zostawiłam bagaże w hotelu (hotel Polonia to jedna wielka katastrofa ale do tego zaraz dojdę) i ruszyłam w miasto. Nocny Kraków zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Stare miasto wyglądało wręcz magicznie! Był ciepły letni wieczór, wszędzie migotały światełka, ludzie chodzili, oglądali stragany, śmiali się. Najprawdopodobniej było to spowodowane moim zmęczeniem ale w pewnym momencie czułam się wręcz jak statysta w jakiejś komedii romantycznej kręconej w romatycznym Krakowie (następnego rana gdy zobaczyłam te same rzeczy w świetle dziennym czar jednak prysł ale co do tego za chwilę).
Również Wawel oświetlony wyglądał przepięknie, a nawet smok wawelski ziejący ogniem w środku nocy miał swój urok. Ponieważ było już dość późno, troszkę trudno było znaleść coś do jedzenia. Po chwili szukania wylądowaliśmy w knajpce “Warsztat” niedaleko Kazimierza. Choć zamówiliśmy tylko przystawki można powiedzieć że kuchnia była poprawna, choć nic specjalnego w tym jedzeniu nie było. Koktaje za to były dosłownie nie do picia, a najwięcej kasy poszło na Colę…tak już jakoś wyszło ;-)
Do hotelu wróciłam taksówką gdyż było już późno, zaczął padać deszcz i szalenie obcierały mnie buty (taksówka w środku nocy za 11 złoty! Jakiż to tani luksus!).
Hotel Polonia…co by tu dużo mówić, myślę że hotel Polonia mogę opisać w dwóch słowach: nigdy więcej! Hotel jest co prawda położony bardzo centralnie, bardzo blisko galerii Krakowskiej, dworca oraz starego miasta. Ale na tym się koǹczą pozytywne punkty. Hotel jest na strasznie ruchliwej ulicy, okna więc nie można otworzyć bo jest strasznie głośno, w pokoju było tak niesamowicie duszno że trudno to opisać w słowach! Moje średnio długie włosy wyschnęły w pół godziny! Spać się nie dało wogóle więc nastepnego rana nie wyglądało się zbyt korzystnie. Na prośbę zmiany pokoju na pokój który wychodziłby na drugą stronę recepcja powiedziała że hotel jest pełny choć tego nie było za bardzo widać. Nigdy nigdy nigdy więcej już się tam nie zatrzymam! Oni za to okropieǹstwo zażyczyli sobie jeszcze to tego wszystkiego 70 euro za tą okropną nic!
Aby nie siedzieć w tej dusznocie z rana następnego dnia ruszyłam na miasto. Sniadanie zjadłam u Wedla (jedno śniadanie w zupełności wystarczy na dwie osoby!) gdzie się troszkę rozczarowałam gdyż twaróg okazał się być serem grudkowym a żółty ser też nie był najlepszy. Ale za to dobry dżem, miód I herbatka :)

Poszlajałam się więc jeszcze po Krakowie, po rynku, pooglądalam kolorowe straganiki, byłam na Franciszkaǹskiej a później na Kazimierzu. Tak jak już napisałam Kraków za dnia wygląda zupelnie inaczej, nie tak magicznie jak w nocy, choć dalej całkiem schludnie i ładnie. Bardzo podobał mi się Kazimierz ze swoimi małymi uliczkami, placykami, żydowskimi knajpkami ale i niestety masą turystów zwiedzających Kaziemierz pieszo lub melexami z których słychać nonstop opowiadania po angielsku z bardzo amerykaǹskim akcentem koǹczące się prawie zawsze na “killed by the Nazis”.
Na Kazimierzu byłam również na herbacie w bardzo ciekawym miejscu, niamowicie w Mleczranii którą mam również nadzieje odwiedzić kiedyś we Wrocławiu. Jest to bardzo ciekawe miejsce, w starej niewyremontowanej kamienicy, na ścianach wiszą stare portrety a na stolikach leżą babcine koronkowe serwetki. Strasznie urokliwe miejsce z dobrą herbatą, kawą i ciastami.
Także mi minął jeden dzieǹ w Krakowie.

Z Krakowa pojechałam do Zakopanego. Autobusem z Krakowa jechało się tak plus minus dwie godziny więc nawet znośnie (i tak przespałam prawie całą podróż po tej nocy w hotelu Polonia), gorzej było z powrotem gbyż był jeden wielki korek i jechało się ponad trzy godziny.

W Zakopanem cóż, wszystko by było ładnie i dobrze gdyby nie te tłumy! Mieszkałam w apartamentach Szklane Domy. Są to ładnie położone apartamenty, trochę dalej od centrum ale za to baaaardzo spokojne, jedyny hałas to strumyk płynący przed rezydencją. Tak jak Zakopane było przeludnione tak te apartamenty wyglądaly trochę opustoszałe ale ten spokój mi wcale nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie!

W Zakopanem pochodziłam po Krupówkach (nigdy więcej w sezonie, tam się nie da przejść!!!), byłam na spacerze w dolinie Chochołowskiej gdzie były bardzo ładne widoki i nie za dużo ludzi gdyż pogoda nie dopisywała, i poszlajałam się po uliczkach miasta. Fakt że był to krótki pobyt, chętnie wrócę tam kiedyś poza sezonem by może przejść się jeszcze inną doliną.


Gdy już miałam dość tłumu na Krupówkach uciekałam do jakieś bardziej przyjemnej kawiarni, n.p. do kawariani w hotelu Stamary gdzie jest miło, cicho, ładnie i przyjemnie (w sumie to chyba tylko w takich krajach jak Polska można sobie pozwolić by iść do kawiarni do najlepszego hotelu w miasteczku, zjeść cos małego, napić się herbaty i zapłacić za to wszystko niespełna 13 euro…na dwie osoby!!!). Alę tą kawiarnię jak najbardzoej polecam! Przypadkowo odwiedziłam również bar w hotelu Belvedere gdyż był najbliżej a własnie zaczęło padać ale tam zostałam przywitana przez wścipską panią kelnerkę która na początek poinformowała mnie że “to nie jest Zakopane, to jest hotel Belvedere proszę pani” potem właczyła sobie głośno telewizor by oglądać film a gdy ściszyliśmy telewizor po prostu podsłuchiwała rozmowę która toczyła się przy naszym stoliku. Więc jeśli to nie jest Zakopane a właśnie hotel Belvedere to ja dziękuję za hotel Belvedere i już tam moja noga nie stanie ;-) Pozatym hotel wyglądał staro i roiło się w nim od krzykliwych dzieci i niezbyt ciekawego troszkę pijanego towarzystwa. Tak to jest, to jest hotel Belvedere a nie Zakopane!  Ponieważ nie miałam śniadaǹ w Szklanych Domach, śniadanie zjadłam w piekarni Samanta, gdzie był pyszny twarożek i bardzo dobre jagodzianki! Mój pobyt w Zakopanem był dość któtki więc nie zdążyłam wszystkiego zobaczyć, mam nadzieję że kiedyś sobie wrócę i zatrzymam się w hotelu Stamary ;-)


widok z apartamentu w Szklanych Domach

Teraz jestem w gorącej fazie przygotowywania urlopu gdyż już jutro lecę do Warszawy a w niedzielę do Mardytu!!! (no a potem cała reszta wakacji ;-) więc przygotowaǹ jest mnóstwo!)



czwartek, 23 sierpnia 2012

Krótka przerwa na odpoczynek

Dosyć dawno już nie pisałam gdyż przez ostatnie dwa tygodnie grzecznie siedziałam w domku i zaczęłam się przygotowywać na zbliżający się wielkimi krokami i jakże wyczekany urlop. Parę dni pod rząd w domu w sumie mi nawet dobrze zrobiło gdyż następny wolny weekend będzie gdzieś tak za 7 do 8 tygodni więc trzeba było chociaż troszkę nabrać siły w domowych czterech kątach.
 Przygotowania do mojego wyjazdu są dość skomplikowane gdyż w jedną 20 kilogramową walizkę muszę się spakować do Polski, Hiszpanii, Azji a tak wogóle to jeszcze do pracowej Brukseli i może zimnej Szwecji (choć rzeczy na te dwa ostatnie wyjazdy będą grzecznie czekać w samochodzie na lotnisku, niemniej jednak muszą za tydzieǹ rozpocząć ze mną wyprawę gdyż do domu wróce dopiero 23 września). W pewnym momencie zaczęłam wątpić czy mam wyszarczająco dużo ciuchów aby ta wyprawa logistycznie się udała...
Do tego trzeba dodać że, choć urlop zaczynam dopiero za tydzieǹ, wszystko musi już być podszykowane dzisiaj gdyż jutro znowu wyjeżdżam na weekend, tym razem do Krakowa i Zakopanego. O ile w Krakowie byłam ostatnio jakieś…11 lat temu i wspomnienia mam mieszane (a wydawało mi się przez moment że to wcale nie było tak dawno temu!!!!!) to w Zakopanem byłam tylko raz mając lat 12 więc dużo nie pamiętam.
Myślę że jak zwykle będę polować na jagodzianki, zjem coś polskiego i troche zwiedzę okolicę. Cieszę się więc na ten wyjazd, już niedługo opowiem jak było a w międzyczasie udanego weekendu!   

Ps. Aż się muszę pochwalić, udało mi się znaleść rewelacyjną ceną na genialny hotel w Singapurze, na The Fullerton Hotel, takąpromocje letnią i jestem aż troszkę dumna z siebie, wkoǹcu widać że te godziny i godziny poszukiwaǹ się jednak opłaciły! Już się nie mogę doczekać jak zobaczę ten hotel od środka! Podczas wakacji w 2008 i 2009 roku zawsze się zastanawiałam jak ten hotel wygląda od środka ;-) Przy następnej wizycie trzeba będzie upolować coś w Bay Sands Hotel, który teraz jeszcze jest troszkę za drogi. Ale to przecież super motywacja na powrót do Singapuru!

wtorek, 14 sierpnia 2012

Północno-niemieckie klimaty

Ostatni weekend spędziłam w północnych Niemczech, w Norddeich i na wschodnio-fryzyjskiej wyspie Norderney.


Ogólnie muszę przyznać że jest to bardzo ładny region Niemiec, bardzo spokojny i bardzo zielony. Weekend zaczął się na bardzo zatłoczonej autostradzie (odcienek Köln, Düsseldorf, Dortmund, Oberhausen chyba zawsze jest zakorkowany) ale im dalej na północ tym lepiej się jechało. Jak dotarłam do Norden mój TomTom poprowadził mnie strasznie bocznymi drogami do hotelu który był 4 kilometry od Norddeich. Drogi takie że częściowo mógł nimi jechać tylko jeden samochód, wokoło były tylko pola i co kilkaset metrów jakiś mały domek w którym mógłby mieszkać jakiś seryjny morderca i nikt by go tam nie znalazł…przynajmniej tak to wyglądało po ciemku gdyż za dnia było już dużo lepiej!

Hotel, Grosser Krug, po ciemku wydawał się dosłownie w środku szczerego pola a okazał się być położony tuż obok bardzo ładnego wału, wody i trasy spacerowo-rowerowej. Hotel jak hotel, a raczej pensjonat, nic specjalnego. Najważniejsze że pokój był czysty i schludny, śniadanie co prawda takie sobie ale dało się coś przekąsić. Hotel był pełen ludzi, obok hotelu było miejsce dla mobilhomów i namiotów. Wzdłuż morza był różne kampingi, hotele i pensjonaty. Bardzo ładnie to wszystko wyglądało.

Nad morzem w Norddeich można oglądać przepiękne zachody słoǹca, jest też ładna plaża i odkryty basen. Bardzo mi się podobało że prawie wszędzie można było wchodzić z psami, była nawet plaża dla psów! Kiedyś bym tam nawet chciała wrócić z moim przyszłym psiakiem gdyż tereny są fenomelane do spacerów a psiak ma nieograniczone możliwości wybiegania się!

Samo Norddeich to w sumie jedna główna ulica z knajpkami, dwoma bankami (w zadnej restauracji w Norddeich nie można płacić kartą kredytową ani debetową, witamy w XXI wieku!), piekarzem gdzie nota bene można zjeść dobre i niedrogie śniadanie i portem z którego odpływają stateczki na Juist i Norderney. Wzdłuż morza i wału jest jeszcze parę knajpek, hoteli i szpital. Tak jak w lipcu i sierpniu to miejsce tętni życiem gdyż przyjeżdża tam sporo rodzin z małymi dziećmi tak poza sezonem musi to być miejsce wypełnione emerytami gdyż jest tam dużo tras spacerowych, sanatorium i można wdychać dużo jodu :)

Sobotę za to spędziłam na wyspie Norderney. Prom z Norddeich na Norderney płynie pomiędzy 45 minut a godziną, w zależności od poziomu wody. Dobrze być trochę wcześniej gdyż w weekend duuuuużo ludzi chce płynać na wyspę. Przystaǹ na Norderney znajduję się troche dalej od centrum miasteczka. Można wtedy wziąść autobus do centrum, iść pieszo wzdłuż morza lub wypożyczyć rowery. Ja wziełam rower i myślę że jest to całkiem dobre rozwiązanie gdyż wyspa jest w miarę duża i płaska i rowerem można wygodnie dość dużo zwiedzić. Po przyjeździe pojechałam więc rowerem do miasteczka. Miasteczko jest bardzo fajne, ładne, małe, z placykami, małymi sklepikami i kawiarniami. Jest pare ciekawych kafajek i restauracji. Nie polecałabym, co prawda bardzo ładnie położonej, (bo z pięknym widokiem na morze) Café Marienhöhe gdyż mimo bardzo ładnego wystroju jest tam bardzo niemiła obsługa, niedobra kawa, niedobra kawa lodowa, ciasta są takie sobie i nie można robić zdjęć w środku kafejki, swoją drogą ciekawe czemu???

W miasteczku był akurat festiwal win niemieckich więc na trawie były porozstawiane namioty i stoły gdzie można było coś małego zjeść lub się napić i skosztować różnych trunków. Dość ładnie to wyglądało popołudniu gdy plac się trochę zapełnił ludźmi który w wyluzowanej atmosferze jedli, pili i poprostu cieszyli się pięknym słonecznym dniem.

Wybrałam się również na długi spacer po plaży. Miłośnicy spacerów po plaży znajdą na Norderney (tak jak i chyba na innych wyspach wschodnio-fryzyjskich) swój raj gdyż plaża ciągnie się długimi kilometrami, i można chodzić na prawie niekoǹczące się spacery. Niestety dzieǹ na Norderney bardzo szybko minął i koło 18 już trzeba było się zbierać spowrotem na ląd. Ten przedostatni prom był pełen ludzi więc napewno taki sam los spotkal pasażerów podczas ostatniego rejsu dnia koło 19. Swoją drogą internet podaje jedną godzinę odjazdu, lokalni tubylcy drugą a prom odpływa o zupełnie innej trzeciej porze…radzę być sporo przed odjazdem! W drodze powrotnej na samym początku trochę zaczęło kołysać (powrót trwał tylko 45 minut gdyż było więcej wody) ale reszta rejsu już była spokojna.
Tak jak mówiłam na prom również można wchodzić z psami których było mnóstwo swoją drogą, a widok Golden Retrievera wtulającego się w swoją panią ze strachu był wręcz rozbrajający! Z pewnością wrócę na jedną z tych wysp i postaram się tym razem tam przenocować gdyż teraz w hotelach nie było już żadnych miejsc no i hotele były też szalenie drogie! Na wyspach jest i co robić gdy mie ma pogody gdyż prawie na każdej z nich są termy, baseny i inne rozrywki. Tylko trzeba swój pobyt tam dobrze zaplanować zaczynając od przejazdu na wyspę gdyż na Juist na przykład płynie tylko jeden prom dziennie ze względu na poziom wody, a inaczej można tam się dostać tylko Lufttaxi czyli taksówką powietrzną (mini samolocik i lot który trwa 5 minut)…jak na razie taka metoda podróży nie przypadła mi do gustu, wolę już mieć wodę jako grunt pod nogami niż powietrze w malusienkim samolocie ;-)  Myślę że jesienią będę mogła już coś napisać o innej wyspie wschodnio-fryzyjskiej.

środa, 8 sierpnia 2012

Trochę a propos literatury podróżniczej

Jako osoba bardzo zainteresowana podróżami lubię także i czytać książki podróżnicze. Uwielbiam przedowniki, jak już kiedyś pisałam w moim docelowym domku będzie wielka półka z przewonikami po miejscach króte już odwiedziłam (a to wszystko obok kominka w salonie w wielkimi oknami i wyjściem na ogród ;-) ). Moje ostatnie nabytki przewodnikowe to Lonely Planet po Tajlandii i przedwonik Wiedza i życie po Wietnamie.

Lubię też opowiadania podróżnicze. Bardzo polecić mogę książkę “Rzeka krwi-Podróż do pękniętego serca Afryki” której autorem jest Tim Butcher. Butcher opisuje swoją niesamowitą podróż wzdłuż rzeki Kongo, poznaje I próbuje zrozumieć Demokratyczną Republikę Kongo. Czytałam ją już pare lat temu ale uważam że jest fenomenalna i chyba niedługo znów po nią siegnę.

Tym czasem teraz czytam ksiąkę pod tytulem “Lecę dalej” Marzeny Filipczak i cóż…nie mogę jej polecić. Może dlatego że to co autorka opisuje wydaje mi się bardzo banalne. Ksiażka składa się z dwóch części, pierwsza opisuje wycieczki autorki odbyte tanimi liniami lotniczymi a druga daje rady jak takie podróże organizować, na co uważać etc. Na razie jestem przy pierwszej części ale czytając każdy kolejny rozdział nie mogę sobię wogóle wyobrazić tych miejsc które autorka opisuje. Tak jak pierwszy rozdział o Fez jest dość udany tak reszta jest wręcz tragiczna. Zadnych zapierających oddech opisów, wątki jednego rodziału którę się  zupełnie nie trzymają siebie, czytelnik nic nie może z tych opisów wywnioskować, nie może sobie tych miejsc wyobrazić.
Czytając rozdiał o podróży do Włoch aż sprawdziałam czy przypadkowo nie ominęłam jakiejś strony gdyż wątki były od siebie tak różne! No a jak można z drugiej strony połączyć opis miasteczka w górach na Sycylji (o którym z chęcią bym się dowiedziała więcej) z karnawałem w Weronie i to wszystko na 2 stronach??? Obawiam się że w momecie gdy dojdę do drugiej części będę miała ochotę porzucić książkę w kąt gdyż stanie się ona jeszcze bardziej banalna dla kogoś kto sam sporo podróżuje tanimi liniami. To nie jest tak że czytam same poważne podróżnicze książki bo z tych bardziej humorystycznych podobała mi się “Czy leci z nami pilot” i seria niemieckich książek o wpadkach podróżniczych, ale te są naprawdę tylko po to by zapchać wolny czas i muszą być traktowane z przymróżeniem oka.
Książka Marzeny Filipczak jak na razie nie przypadła mi jednak do gustu (jej pierwsza książka “Jadę sobie” jako opowieści samotnie podróżującej kobiety wydaje mi się dużo ciekawsza i mniej banalna!).

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Vorfreude ist die grösste Freude!

Dzisiaj sobie uświadomiłam jak bardzo się cieszę na to by poznać Bangkok. To musi być niesamowite miasto, wyobrażam je sobie pełne kolorów, zapachów, głośne, chaotyczne, egzotyczne. Będzie to z pewnością najbardziej egzotyczne miejsce jakie do tej pory widziałam. Owszem Fez również było egzotyczne ale zupełnie inaczej. No a Nowa Zelandia czy Karaiby to już raczej zupenie inna egzotyka. Myślę że jest to miasto pełne kontrastów gdzie z jednej strony stoją wielkie wieżowce a po drugiej stronie ulicy malutkie rozwalające się szopki, że wielkie luksusowe samochody dzielą ulicę z rykszami. Czytałam że Bangkok to miasto świątyǹ, jestem bardzo ciekawa tych miejsc. Na szczęście przy zachowaniu szacunku dla tamtejszej religii (przedwszystkim biorąc pod uwagę ubiór), światynie te są otwarte dla turystów więc będę mogła je zwiedzać. Myślę też że wrażenie na mnie zrobi tajskie jedzenie. Przyznam się że nie będę probować smażonych karaluchów i innych tego typu specjałów ale może jakieś specjalne potrawy ryżowe upoluję, kto wie (mam nadzieje że się nie pochoruję!)! Na tyle się nauczyłam już z moich poprzednich podróży że najbardziej egoytczny Bangkok odwiedzam z samego początku wyprawy a na koniec zostawiłam znany mi już Singapur. W ten sposób w Bangkoku będę mieć swieży, nie-zmęczony podróżniczy umysłJ

Czasami mam obawy przedtym że to taka czasowo bardzo krótka podróż ale potem doszłam jednak do wniosku że jednak się opłaca. Będąc w takiej sytuacji w jakiej jestem gdy nie mam wszystkich których bym chciała w jednym miejscu i gdy muszę ostro żonglować urlopem i dzielić go na kawałki by się jakoś z wszystkim i wszystkimi wyrobić, taki tydzien to lepiej niż nic. No a wkoǹcu mam nadzieję że kiedyś i sprawy urlopowe też się unormują.

Kuala Lumpur jestem bardzo ciekawa choć mniej niż Bangkoku. Na pewno wsadzę potem na bloga obowiązkowe zdjęcie wież Petronas :) Myślę że Kuala Lumpur jest miejscem które z chęcią zobaczę ale chyba już nigdy do niego nie wrócę, tak coś czuję. No ale nigdy nie należy mówić nigdy.

Bardzo się za to cieszę na powrót do Singapuru. Bardzo chętnie sobie połażę po tym mieście, zobaczę co się zmieniło, pójdę na gigantyczny food market w ChinaTown, pospaceruję nad rzeką i odwiedzę Little India. Singapur podobał mi się od pierwszego wejrzenia. Co prawda tym razem jest trudniej z hotelem (3 lata temu była super promocja na 5 * Pan Pacific w Marinie no ale cóż to było 3 lata temu…) ale coś może jeszcze wymyślę.Także więc się już bardzo cieszę na moją wrześniową podróż.

Ale wcale nie mniej się również cieszę na wyjazd który ją poprzedza! Przed wyjazdem spędzę jeszcze parę dni w Madrycie. Co prawda pogoda która teraz tam panuje troche mnie przeraża (upały do 40 stopni!!!) ale mam nadzieję że to się jeszcze unormuje (choć patrzę już od paru tygodni i zawsze jest tam taki sam skwar!). Myślę że super będzie połazić po Madrycie, odwiedzić muzeum del Prado, postołować się hiszpaǹskimi tapas, a zwłaszcza że w Madrycie mnie jeszcze nie było :-)

Już się nie mogę doczekać koǹca sierpnia, a to jeszcze taaaaaaak długo…

czwartek, 2 sierpnia 2012

Detale podróży

Ponieważ wrzesieǹ zbliża się dużymi krokami oto definitywny plan podróży z wszystkimi rezerwacjami i lotami:

-          9 wrzesieǹ lot Frankfurt – Singapur, Lufthansa LH 778 (21:31 – 15:55 (+1) )
-          10 wrzesieǹ lot Singapur – Bangkok : Thai Aiways lot TG 410 (20:50 – 22:10)
-          Bangkok pierwsza noc: Novotel Bangkok Airport (999 Suvarnabhumi Airport Hotel Moo 1 Nongprue Bang Phli - 10540 BANGKOK), druga i trzecia noc: Ramada Hotel & Suites (22 Sukhumvit Soi 12, Sukhumvit Road, Klongtoey, Bangkok, Khlong Toei
Bangkok, 10110)
-          13 wrzesieǹ lot Bangkok – Kuala Lumpur: Lufthansa LH 782 (15:15 – 18:15)
-          Kuala Lumpur 2 noce: Hotel Maya Kuala Lumpur (138 Jalan Ampang, City Centre
Kuala Lumpur, 50450)
-          15 wrzesieǹ lot Kuala Lumpur – Singapur: Tiger Airways TR 2453 (8:25 – 9:35)
-          Singapur 2 noce: na razie hotel V (Lavender 70 Jellicoe Road
Singapore, 208767)
-          17 wrzesieǹ lot Singapur – Frankfurt: Lufthansa LH 779 (23:05 – 05:40 (+1))

Myślę że hotele też już się nie zmienią gdyż niektóre już są nie do zmiany no a w sumie nie za bardzo chcę wydać jakaś fortunę na te hotele gdzie i tak będę tylko spać, staram się zrobić najbardziej ekonomiczny wyjazd z możliwych. Oczywiście mola bym też zarezerwować hostele ale w Azji to trochę szkoda gdyż poziom usług hotelowych jest tam naprawdę wysoki.

środa, 1 sierpnia 2012

Zmiana planów

Z przykrością lub i z przyjemnością muszę poinformować o zmianie planów aziatyckich ;-)
Nastąpiła następująca zmiana: nie odwiedzę Phuket lecz Bangkok. Otóż gapa jaka jestem, zamiast zrobić to wcześniej zaczęłam się ostatnio dokładnie informować o pogodzie we wrześniu w regionie Phuket. Nie żebym nie wiedziała że wtedy jest sezon deszczowy ale gdy zaczęłam szukać informacji trochę głębiej okazało się że na Phuket we wrześniu nie ma za bardzo co robić gdyż jest to najbardziej deszczowy region Tajlandii o tej porze roku. Gdy jeszcze zostało to potwierdzone przez znajomego który mieszka na Phuket i prowadzi tam restaurację z cieżkim sercem postanowiłam zmienić bilety…przecież bez sensu było by siedzenie w hotelu przez 3 dni. Co prawda jeden bilet w taki sposób przepadł a drugi odyzskam w połowie (wszystkie podatki a to już jest coś) no ale cóż gapowe się płaci.
Teraz wkoǹcu rozumiem te niskie ceny bardzo dobrych hoteli na Phuket we wrzesieniu. No ale na szczęście znalazłam niezbyt drogi bilet z Singapuru do Bangkoku i potem z Bangkoku do Kuala Lumpur. Co prawda z Singapuru do Bangkoku kupiłam troche droższy bilet niż na początku planowałam ale za to będę lecieć Thai airway a nie Tiger airways ;-) A z Bangkoku do Kuala Lumpur o dziwo udało mi się upolować bilet Lufthansy za 70 euro! Co prawda mogłam też wybrać AirAsia za 35 euro plus opłaty więc by wyszło jakies 20 euro taniej, ale co Lufthansa to Lufthansa, nie ma to jak niemicki samolot z niemieckim pilotem ;-)

Więc definitywny plan wygląda tak: Fra-Sin-Bkk-Kul-Sin-Fra ;-) Wiem że to jest kompletne szaleǹstwo no ale to ostatnie szaleǹstwo na następne pół roku minimum więc niech będzie. Hotele za to wypadną troszkę skrommiej!

Jest też zabukowany pierwszy hotel. Tym razem bez dużej fantazji, hotel Novotel na lotnisku w Bangkoku gdyż przylatuje tam o 22.25, zanim wezme bagaż, imigracja etc będzie grubo po 23 a ja będę po ponad 24 godzinnej podróży. Bez dużego namysłu i gadania trzeba więc znaleść jak najbliższe łóżko i łazienkę a traf chciał że hotel znajduje się naprzeciwko lotniska więc nie trzeba będzie się przejmować gdzie i czy wogóle będzie jakiś shuttle etc. Najprostsze rozwiązanie znalezione! W Bangkoku zdecydowałam się na Hotel Ramada Hotel & Suites który wygląda bardzo porządnie. Ma bardzo dobre opinie i kosztuje 55 euro za pokój! Myślę że to optymalne rozwiązanie by nie nadużywać budżetu wakacyjnego po nowo kupionych biletach. Zostaje jeszcze wtedy noleg w Kuala Lumpur, gdzie niby miałam już ten Traders Hotel ale na 2 noce moży być troche za drogi no dalej ten nieszczęsny nocleg w Singapurze który też już niby mam ale na razie jakoś mnie nie przekonuje.