środa, 31 lipca 2013

I znowu Sardynia


Wróciłam własnie z Sardynii gedzie spędziłam 4 wspaniałe dni. Aż mi się wracać nie chicało :( Ale zacznijmy od początku. Polceciałam z Luksemburga przez Monachium do Cagliari (AirBerlin). Lot był bezproblemowy ale 3 godzinne czekanie w Monachium jest baaaardzo męczące. Przy lądowaniu jednak były spore turbulencje, takie których już dawno nie miałam…ale nic było minęło. Mój camping znajdował się przy Villasimius. Aby dostać się z Cagliari do Villasimius trzeba jechać baaaaardzo krętymi drogami, trochę się więc namęczyłam zanim dotarłam na miejsce, a mój żołądek nie był tym zbytnio zachwycony.

 W tym roku byłam na campingu Spiaggia del Riso. Camping sam w sobie jest ładny, duży, w lesie piniowym i położony niedaleko plaży (ta plaża capingowa jednak jest do duszy, nie byłam tam ani razu gdyż była malutka, w zatoce, pełna ludzi i prawie nie było na niej piasku…). Na campingu był sklep, kiosk, plac zabaw, bar i restauracja. Były również różne domki (drewniane, z desek jak i takie plastikowe półotwarte) i place dla namiotów. Ja mieszkałam w takim drewnianym. Warunki w tym domku…cóż były więcej niż wakacyjno-campingowe…Malusieǹki pokój, tragiczna łazienka i część dzienna z kuchnią i malutką lodówką. Na campingu co prawda dużo nie potrzeba bo i tak człowiek żyje na zewnątrz ale jakiś minimum standard powienien obowiązować. Ale za to była klimatyzacja (za którą trzeba było płacić 70 euro za tydzieǹ). No nic warunki były kiepskie ale nie ma co narzekać. Pozatym i tak się przecież spędza cały czas na zewnątrz.

 
Otóż ja jeździłam na plażę która była trochę daleko (tak z 15 minut samochodem), na Cala Sinzias. Jest to przepiękna, przecudna plaża (dla mnie plaża z historią gdyż pierwszy raz byłam tam w wieku lat 14 i od tamtego momentu jestem przekonana iż jest to najpiękniejsza plaża na całej Sardynii, przynajmniej ja przez te wszystkie lata ładniejszej plaży nie odkryłam) z białym piaskiem i turkusową wodą. Moim zdniem dużo ładniejsza niż wiele plaż Tajlandii lub Karaibów. Kiedyś wzdłuż tej plaży były dwa campingi, teraz niestety już jest jeden hotel i jeden zamknięty camping…Można tam wypożyczyć leżaki do leżenia (dwa leżaki plus parasol na cały dzieǹ to przyjemność dość kosztowna gdyż trzeba za nie zapłacić 20 europlus 5 euro za każdy dodatkowy leżak). Lecz ponieważ plaża jest długa jest i mnóstwo miejsca aby się rozłożyć z własnym ręcznikiem i parasolem. Woda w morzu jest tak czysta i piękna że pływając w morzu dopadają nas całe stada srebrnych rybek które za nami pływają. Plaża jest wręcz niewyobrażalnie ładna.


Ponieważ celem mojego pobytu na Sardynii miał tym razem być tylko i wyłącznie wypoczynek, nie robiłam żadnych długich wycieczek, tylko sobie leżałam, czytałam książkę (The Newlyweds, bardzo polecam!) i się opalałam (dwa pełne dni udało mi się nie spalić na słoǹcu lecz trzeciego dnia słoǹce mnie dopadło tak bardzo że czwartego dnia już bardzo cierpiałam…). Odwiedziłam miasteczko Villasimius gdzie wieczorami zamknięta jest dla samochodów główna ulica i  gdzie można sobie połazić i pooglądać straganiki z pamiątkami. Na początku miasteczka jest lodziarnia gdzie są przepyszne lody.

Pozatym odwiedziłam znaną mi już pizzerię w localita San Pietro gdzie byłam już dwa lata temu (pizza nadal dobra ale wydaję mi się że są lepsze oczywiście na przykład w Porto Cervo o czym pisałam już roku temu;-) ). Pozatym odkryłam nową knajpkę gdzie można zjeść przepyszne mule, pyszne risotto i dobrą pizzę. Jest to restauracja Su Giganti w localita Campus (gmina Villasimius). Szczerze polecam gdyż jedzenie przepyszne, tylko obsługa mogła by się bardziej starać…na przykład otworzyć wodę i nalać klientowi do kieliszka a nie postawić buletkę na stole i zniknąć…Trzeba też zawsze sprawdzać rachunek na koǹcu gdyż jak wiadomo na turystach łatwo zarobić parę euro więcej dodając po ciuchu pozycje których nie mieliśmy na stoliku(i to chyba wszędzie). Trzeba też przyjść do restauracji dość wcześnie jeśli chcemy siedzieć na tarasie gdyż bardzo szybko się zapełnia…

Z Sarydnii warto przywieść przeróżne smakołyki. Ja na naprzykład w tym roku zdecydowałam się na ciasteczka amaretti (niebo w gębie!!!), sardyǹski chlebek który w restauracjach podawany jest jako czekadełko, oliwę z oliwek i miód. Pyszota!!! Pozatym przez całe 4 dni na śniadanie jadłam płatki z sardyǹskim mlekiem (tak dobre że aż słodkie) a na lunch jadłam mozarelle z pomidorami i sardyǹskim chlebkiem. Tam mi również posmakowała mozarella buffala której dotąd nie za bardzo lubiłam…Cóż Sardynia zawsze jest połączona z najprzeróżniejszymi smakołykami i wydaje mi się że pod tym względem Włochy biją Hiszpanię o głowę! Pomimo tego iż lubię jak jest cicho, czystko i zorganizowanie (nie żeby w Hiszpanii tak było…) to i tak chyba bardziej lubię Włochy od Hiszpanii i już nie mogę się doczekać następnej wizyty na Sardynii (w sumie człowiek wrócił w niedzielę a już w środę prawie nie pamięta że był gdzieś na krótkich wakacjach…tragedia!).

 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Strasbourg, Alzacja, Francja…czy aby napewno?


Wróciłam właśnie z krótkiego weekendu w Strasburgu. Otóż pomyślałam sobie że tyle razy przejeżdżałam już przez to miasto, że może warto by było się tam zatrzymać. Szczerze powiem od razu że nie jestem zachwycona Strasburgiem i Alzacją…Owszem miło zobaczyć to miasto, parlament europejski etc ale jeśli ktoś dobrze zna Szwajcarię i Niemcy Strasburgiem będzie rozczarowany.

Ale zacznijmy od początku. Zatrzymałam się w Hiltonie który nie jest w samym centrum ale myślę że za cenę 60 euro za noc można podjechać sobie 3 przystanki tramwajem do centrum. Zwłaszcza że zajmuje to naprawdę 10 minut. Hotel jest porządny, troszkę starawy ale w sumie bardzo ok. Na przeciwko hotelu jest gigantyczny parking (który chyba należy do targów) gdzie można zaparkować za darmo nie płacąc 19 euro za parking w hotelu.

 Po przyjeździe ruszyłam na miasto. Miasto jak miasto. Jest starówka z małymi uliczkami, jest mini wyspepka Petite France, jest ładna katedra. ALE starówka owszem ładna ale nie do porównania z Lucerną na przykład. Taka tania kopia szwajcarskiego miasteczka. Petite France owszem ładna ale domki w Petite France waglądają jak tania kopia niemieckiego Goslar, więc może warto by się zastanowić nad zmianą nazwy na Petite Allemagne? Katedra ładna ale też szału nie ma. Wieczorem o 22.30 latem organizowane są pokazy ze swiatłem i muzyką na katedrze, katedra zmienia kolory a do tego dobrana jest muzyka. Też niby ładne ale znowu tu szału też nie ma. Wszystko tak na niby…

 Pozatym Strasburg witam nas w porze lunchu (14.15 godzina) zamkniętymi kuchniami…nigdzie już nic nie zjemy bo jest po 14….serio???? Na Starówce w turystycznym mieśćie??? Myślę że troszkę tu francuzów poniosło…czyżby by chcieli udowodnić że nie są Niemcami?!? Bo wydaje mi się że chcą być bardziej włoscy od najbardziej południowych Włochów…Ale ok co kraj to obyczaj. Na lunch przez to musiałam zjeść niezbyt dobra tartę owocową…

 Na kolację zato poszłam do restauracji Le Tire Bouchon. Jest to typowa alzacka restauracja niedaleko katedry. Mam mieszane uczucia…na przystawkę jadłam sałatę która była najlepszym daniem z tej kolacji. Nie chcąc kapusty, na danie główne zamówiłam Cordon Bleu z ziemniakami. Po pierwsze w tym Cordon Bleu nie było szynki, a po drugie był w ochydnej panierce. Od kiedy to sprzedaję się za 17 euro Cordon Bleu z cielęciny w panierce??? W Luksemburgu naprawdę mamy inne standardy…A to przecież Alzacja słynie z dobrych restaracji. Le Tire Bouchon jest polecany przez Bib Michelin…zupełnie niesłusznie moim zdaniem. Ale zostawmy kolację kolacją.

Ponieważ sobota była bardzo gorącym dniem chciałam dość szybko opuścić tą retaurację gdyż było tam niemiłosiernie duszno. Otóż potem po małym spacerze nad rzeką, chiałam około 22 się napić herbaty. Jasne jest że nie pojdzie się do restauracji wieczorem tylko na herbatę. Więc wybrałam małą Creperie ktróra znajdowała się po drodze. Pomyślałam sobie w naleśnikarnii można będzie się napić herbaty, zwłaszcza że było tam pusto. Więc gdy usiadłam przy stoliku i chciałam zamówić herbatę troszkę mnie zatkało. Panienka powiedziała mi iż to jest restauracja, ona mi nie poda tylko herbaty gdyż to jest restauracja. Powiedziałam jej że to jest creperie a nie restaurant na co ona że tak to jest restauracja i muszę zamówić coś do jedzienia. W myślach wysłałam więc panienkę na drzewo i sobie poszłam obiecując sobie że jużdo tego miasta nie wrócę…

 

Tak czy inaczej potem było jeszcze lepiej…Po dalszym spacerze znalazłam niedaleko od katedry mały włoski lokal w którym ludzie tylko pili i jedli lody. Ucieszyłam się gdyż kelner odetchnął z ulgą gdy mu powiedziałam że chcę tylko pić.  Już myślałam że za chwilę dostanę herbatę która miała mi pomóc na żołądek po kiepskim jedzeniu. Herbatę dostałam ale była tak niedobra i pachniała rybą że jej nie wypiłam (nie często nie koǹczę zamówionych rzeczy więc herbata musiała być naprawdę wstrętna).  Gdy przyszło do płacenia chciałam zapłacić kartą kredytową, a pan powiedział że jest to możliwe dopiero od 10 euro. Spojrzałam się na niego na co on mówi że Ah oui c’est la France…Otóż wtedy mu powiedziałam że słyszę to już cały dzieǹ…Gdy powiedziałam panu że jestem z Luksemburga, on odparł że on co prawda jest z Thionville, ale że w Luksemburgu absolutnie nic nie ma oprócz banków i oszustw podaktowych…?!!!??? I że pozatym jak jadę do kraju muzłumaǹskiego to też nie będę chodzić w bikini po mieście więc nie mam się czego dziwić że w Strasburgu nic nie zjem po 14 godzinie?!? Spojrzałam się na niego troszkę krzywo na co on że nie nie on żartuje…A pozytym mój drogi panie, w krajach muzłmaǹskich nawet w Ramadan dostanę jeść gdyż jestem turystą…

 Nie wiem czy ci Francuzi mają tak wielki kompleks Niemców że muszą udowadniać na każdym kroku że oni będą inni i nie będą robić rzeczy jak reszta cywilizowanego świata w tym i Niemcy?!? Jak wiadomo nie jestem fanem Francji ale ten pobyt przebił wszystko czego się spodziewałam, na prawdę. W hotelu wszyscy do mnie mówili po niemiecku, ja do nich po francusku a oni do mnie spowrotem po niemiecku…jakaś paranoja i to aż do tego stopnia że powiedziałam panu kelnerowi iż owszem rozumiem co on do mnie mówi po niemiecku ale nie jestem z Niemiec i że rozumiem francuski…

 Wydaje mi się że Strasburg jest miastem bardzo dziwnym, zakompleksionym, miastem które jest pomiędzy dwoma kulturami i nie do koǹca może się zdecydować jakie ma wkoǹcu być, czy francuskie tak jak jest to narzucone czy trochę bardziej niemieckie co by do niego o wiele bardziej pasowało.

Moim zdaniem Strasburg można zobaczyć przejazdem, w drodze na przykład do Szwajcarji…jedno popołudnie w zupeności wystarczy by wszytko zwiedzieć, no a nie oszukujmy się Szwajcarja to zupenie inna liga…


 

czwartek, 18 lipca 2013

Wkoǹcu lato!


Od paru dni w Luksemburgu utrzymuje się letnia pogoda. Człowiek od razu się lepiej czuje gdy od rana świeci słoǹce.

Znowu dość dawno nic nie pisałam gdyż naprawdę siedziałam w domu przez prawie cały czas (byłam co prawda w Brukseli ale oprócz sali spotkaǹ pracowych i hotelu dużo nie widziałam…). Ale już w sobotę wybieram się na weekend do Strasburga a dwa dni później na Sardynię. Otóż na Sayrdnię sie strasznie cieszę z jednej strony a z drugiej trochę mniej ale to długa historia. Choć przyznaje że po ostatnich tygodniach spędzonych w pracy bardzo mi się przyda kilka dni byczenia się i nic-nie-robienia na słoǹcu. Naszykowałam już garderobę, lekturę więc mini wakacje się mogą zaczynać.

Potem trzeba znowu będzie wrócić do pracy na pare tygodni aby dotrwać do wrześniowego urlopu. W sierpniu spędzę jeden weekend w Paryżu (ten pierwszy) kiedy to będę się bawić w turystę i zwiedzać miasto. Niestety hotele w Paryżu mają tak wygórowane ceny że będę spać w Marne la Vallée I dojadę do miasta metrem. Innej możliwość nie ma niestety. Nie wiem co tych francuzów tak pogieło…naprawdę.

Jak już pisałam we wrześniu polecę na pare dni do Nowego Jorku. Otóż mój amerykaǹski program zaczyna się trochę wyklarowywać. Hmmmm właśnie sobie zdałam sprawę z tego że zaplanowałam dwie atrakcje w prawie tym samym czasie, czego w Nowym Jorku przez odległość raczej się nie da wykonać…Otóż dwa tygodnie temu zaopatrzyam się w bilety na finał tenisowy US Open. Szalenie się cieszę na ten mecz i na zobaczenie jak impreza Wielkiego Szlema wygląda na żywo (choć wydaje mi się że US Open to nic w porównaniu z Wimbledonem). Mam nadzieje że do finału dojdą jakieś super zadowniczki, nie wspominając już o Agnieszcze Radwaǹskiej którą bym chciała zobaczyć na korcie (widziałam ją w 2007 roku na meczu w Zurychu gdzie przegrała z Justine Henin ale to już stare czasy i dużo się zmieniło). Mam nadzieje więc że mecz będzie warty ceny biletu (chyba 169 dollarów za bilet I to najniższej kategorii więc suma bardzo sporawa).

Drugą “atrakcją” miał być 11/9 Memorial na który dziasiaj właśnie kupiłam wejściowki. Niestety wziełam je na niedzielę 9 września o 10 rano…a od 12 jest US Open otwarte więc myślę że trzeba będzie przełożyć 11/9 Memorial na inny dzieǹ :-( No nic 9 dollarów stracone (4 za opłatę administracyjną i 5 że tak powiem co łaska…można dać ile się chce a że pomyślałam sobie że na wjeździe do Stanów I tak będą wszystko jużo mnie wiedzieć łacznie z kolorem bielizny którą będę mieć na sobie to już im dam chociaż piątaka żeby nie myśleli że taki ze mne skąpiec;-) ).

Pozatym odwiedzę Century 21 i outlet pod miastem. Myślałam jeszcze o wycieczce jednodniowej do Filadelfii ale myślę że na to już czasu zabraknie. Może następnym razem.  

 
Takie są więc moje plany na następmne tygodnie. Na Węgry jednak jechać nie będę gdyż plany mojej znajomej uległy zmianie I ślubu nie będzie ale przez to myślę że weekend wtedy spędzę w Wiedniu gdyż nie za bardzo mam ochotę oddawać bilet, no a kto by nie chciałspędzić dnia weekend w Wiedniu?:-)

wtorek, 2 lipca 2013

Raz podróżnik zawsze podróżnik…


Niestety dość dawno nie pisałam żadnej notatki. Otóż tak się składa że ostatnio troszkę mniej podróżuję…no coż bądźmy szczerzy, pieniążków nie przybywa od podróżowania :( Byłam co prawda jeden weekend w Warszawie ale nie w celach turystyczno-podróżniczych.

Złapałam się za to ostatnio na tym, że im mniej jeżdżę tym więcej czasu spędzam na stronach internetowych podróżniczo lotniczych. Wczoraj na przykład spędziłam z 40 minut na stronie flightradar24.com I zładowałam sobie ich aplikacje na iphona. Można tam śledzić loty wszystkich samolotów które są w danym momencie w powietrzu w regnionie który wybierzemy. Przez to że nad moim domem niestety (!) dość często przelatują samoloty wiem dokładnie co to za samolot, dokąd leci i na jakiej jest wysokość. Niezła zabawa! A trzeba przyznać, że jak się spojrzy na te wszystkie samoloty które latają nad Europą może się człowiekowi w głowie zakręcić gdyż wyglądają one jak mrówki. Człowiek sobie normalnie nie zdaje sprawy z tego ile własnie jest samolotów w powietrzu i to nad jego głową. Nademną właśnie przelatuje lot Air France AF 1089 z Bukaresztu do Paryża i zbliża się Ryanair z Londynu do Brindisi :) Choć żeby nie było, uprzedzam, takie patrzenie na loty może wywołac tak zwany Fernweh czyli tęsnkotę za dalekimi podróżami!

Tak więc jeśli nawet fizycznie ostatnio podróżję troche mniej, mentalnie jestem wciąż w podróży. Przyznam iż brakuje mi tych częstych podróży. Tak to człowiek nic tylko kursuje pomiędzy pracą a domem i tak dzieǹ w dzieǹBędę musiała niedługo to zmienić. Wydaje mi się poprostu że nie jestem typem człowieka który będzie szczęśliwy długo na jednym miejscu. Owszem spędzenie weekendu czy dwóch w domu tez ma swój urok ale nie za często…Choć już od 19 lipca nie mam ani jednego weekendu wolnego do połowy września więc trzeba jeszcze przeżyć 3 tygodnie a potem już będzie tylko lepiej.