poniedziałek, 22 lipca 2013

Strasbourg, Alzacja, Francja…czy aby napewno?


Wróciłam właśnie z krótkiego weekendu w Strasburgu. Otóż pomyślałam sobie że tyle razy przejeżdżałam już przez to miasto, że może warto by było się tam zatrzymać. Szczerze powiem od razu że nie jestem zachwycona Strasburgiem i Alzacją…Owszem miło zobaczyć to miasto, parlament europejski etc ale jeśli ktoś dobrze zna Szwajcarię i Niemcy Strasburgiem będzie rozczarowany.

Ale zacznijmy od początku. Zatrzymałam się w Hiltonie który nie jest w samym centrum ale myślę że za cenę 60 euro za noc można podjechać sobie 3 przystanki tramwajem do centrum. Zwłaszcza że zajmuje to naprawdę 10 minut. Hotel jest porządny, troszkę starawy ale w sumie bardzo ok. Na przeciwko hotelu jest gigantyczny parking (który chyba należy do targów) gdzie można zaparkować za darmo nie płacąc 19 euro za parking w hotelu.

 Po przyjeździe ruszyłam na miasto. Miasto jak miasto. Jest starówka z małymi uliczkami, jest mini wyspepka Petite France, jest ładna katedra. ALE starówka owszem ładna ale nie do porównania z Lucerną na przykład. Taka tania kopia szwajcarskiego miasteczka. Petite France owszem ładna ale domki w Petite France waglądają jak tania kopia niemieckiego Goslar, więc może warto by się zastanowić nad zmianą nazwy na Petite Allemagne? Katedra ładna ale też szału nie ma. Wieczorem o 22.30 latem organizowane są pokazy ze swiatłem i muzyką na katedrze, katedra zmienia kolory a do tego dobrana jest muzyka. Też niby ładne ale znowu tu szału też nie ma. Wszystko tak na niby…

 Pozatym Strasburg witam nas w porze lunchu (14.15 godzina) zamkniętymi kuchniami…nigdzie już nic nie zjemy bo jest po 14….serio???? Na Starówce w turystycznym mieśćie??? Myślę że troszkę tu francuzów poniosło…czyżby by chcieli udowodnić że nie są Niemcami?!? Bo wydaje mi się że chcą być bardziej włoscy od najbardziej południowych Włochów…Ale ok co kraj to obyczaj. Na lunch przez to musiałam zjeść niezbyt dobra tartę owocową…

 Na kolację zato poszłam do restauracji Le Tire Bouchon. Jest to typowa alzacka restauracja niedaleko katedry. Mam mieszane uczucia…na przystawkę jadłam sałatę która była najlepszym daniem z tej kolacji. Nie chcąc kapusty, na danie główne zamówiłam Cordon Bleu z ziemniakami. Po pierwsze w tym Cordon Bleu nie było szynki, a po drugie był w ochydnej panierce. Od kiedy to sprzedaję się za 17 euro Cordon Bleu z cielęciny w panierce??? W Luksemburgu naprawdę mamy inne standardy…A to przecież Alzacja słynie z dobrych restaracji. Le Tire Bouchon jest polecany przez Bib Michelin…zupełnie niesłusznie moim zdaniem. Ale zostawmy kolację kolacją.

Ponieważ sobota była bardzo gorącym dniem chciałam dość szybko opuścić tą retaurację gdyż było tam niemiłosiernie duszno. Otóż potem po małym spacerze nad rzeką, chiałam około 22 się napić herbaty. Jasne jest że nie pojdzie się do restauracji wieczorem tylko na herbatę. Więc wybrałam małą Creperie ktróra znajdowała się po drodze. Pomyślałam sobie w naleśnikarnii można będzie się napić herbaty, zwłaszcza że było tam pusto. Więc gdy usiadłam przy stoliku i chciałam zamówić herbatę troszkę mnie zatkało. Panienka powiedziała mi iż to jest restauracja, ona mi nie poda tylko herbaty gdyż to jest restauracja. Powiedziałam jej że to jest creperie a nie restaurant na co ona że tak to jest restauracja i muszę zamówić coś do jedzienia. W myślach wysłałam więc panienkę na drzewo i sobie poszłam obiecując sobie że jużdo tego miasta nie wrócę…

 

Tak czy inaczej potem było jeszcze lepiej…Po dalszym spacerze znalazłam niedaleko od katedry mały włoski lokal w którym ludzie tylko pili i jedli lody. Ucieszyłam się gdyż kelner odetchnął z ulgą gdy mu powiedziałam że chcę tylko pić.  Już myślałam że za chwilę dostanę herbatę która miała mi pomóc na żołądek po kiepskim jedzeniu. Herbatę dostałam ale była tak niedobra i pachniała rybą że jej nie wypiłam (nie często nie koǹczę zamówionych rzeczy więc herbata musiała być naprawdę wstrętna).  Gdy przyszło do płacenia chciałam zapłacić kartą kredytową, a pan powiedział że jest to możliwe dopiero od 10 euro. Spojrzałam się na niego na co on mówi że Ah oui c’est la France…Otóż wtedy mu powiedziałam że słyszę to już cały dzieǹ…Gdy powiedziałam panu że jestem z Luksemburga, on odparł że on co prawda jest z Thionville, ale że w Luksemburgu absolutnie nic nie ma oprócz banków i oszustw podaktowych…?!!!??? I że pozatym jak jadę do kraju muzłumaǹskiego to też nie będę chodzić w bikini po mieście więc nie mam się czego dziwić że w Strasburgu nic nie zjem po 14 godzinie?!? Spojrzałam się na niego troszkę krzywo na co on że nie nie on żartuje…A pozytym mój drogi panie, w krajach muzłmaǹskich nawet w Ramadan dostanę jeść gdyż jestem turystą…

 Nie wiem czy ci Francuzi mają tak wielki kompleks Niemców że muszą udowadniać na każdym kroku że oni będą inni i nie będą robić rzeczy jak reszta cywilizowanego świata w tym i Niemcy?!? Jak wiadomo nie jestem fanem Francji ale ten pobyt przebił wszystko czego się spodziewałam, na prawdę. W hotelu wszyscy do mnie mówili po niemiecku, ja do nich po francusku a oni do mnie spowrotem po niemiecku…jakaś paranoja i to aż do tego stopnia że powiedziałam panu kelnerowi iż owszem rozumiem co on do mnie mówi po niemiecku ale nie jestem z Niemiec i że rozumiem francuski…

 Wydaje mi się że Strasburg jest miastem bardzo dziwnym, zakompleksionym, miastem które jest pomiędzy dwoma kulturami i nie do koǹca może się zdecydować jakie ma wkoǹcu być, czy francuskie tak jak jest to narzucone czy trochę bardziej niemieckie co by do niego o wiele bardziej pasowało.

Moim zdaniem Strasburg można zobaczyć przejazdem, w drodze na przykład do Szwajcarji…jedno popołudnie w zupeności wystarczy by wszytko zwiedzieć, no a nie oszukujmy się Szwajcarja to zupenie inna liga…


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz