czwartek, 2 stycznia 2014

No i już 2014…


Na początek wszystkim moim czytelnikom najlepsze życzenia z okazji Nowego Roku! Zyczę nam wszystkim jak najwięcej podróży, tych bliskich i tych dalekich.

A propos podróży :-) W drugi dzieǹ świąt poleciałam na 3 dni do Wiednia.

Było tak fajnie że aż nie chciało mi się wracać i jak zwykle nie mogłam uwieżyć że to, na co się tak czekało się już skoǹczyło

Otóż tym razem zatrzymałam się w hotelu Hilton Vienna przy Landstrasse. Hotel ten mogę bardzo polecić. Pokoje są dość duże, jasne, miło urządzone. Lazienka co prawda jest dość mała ale zupełnie wystraczająca. Lokalizacja hotelu jest świetna, od razu przy dworcu Wien Mitte/stacji metra Landstrasse. Do centrum turystycznego idzie się może z 10 minut spacerkiem a tuż przed hotelem mamy Stadtpark w którym można biegać, spacerować etc.

Wyjazd ten był zupenie na luzie, taki turystyczno-rekreacyjny.
Zaczełam pobyt od wizyty na Weihnachtsmarkt na Theresienplatz gdzie zjadłam z wielkim apetytem (tak nawet po świątecznym obżarstwie) wursta i naleśnika.
Wieczorami chodziłam po przepięknie oświetlonym Wiedniu, naprawdę się postarali gdyż ulice dookoła Stephansplatz są przepięknie oświetlone (Kohlenmarkt, Graben, Kärtnerstrasse). Dużo czasu spędzałam również w Cafe Central którą wręcz uwielbiam. Jadłam tam raz risotto kasztanowe (mniam mniam!), raz Kaiserschmarrn (oh…..) i raz kawałek sernika. Gdyby tylko nie było tyle tursystów…No ale był to jednak bardzo obłożony weekend poświąteczny. Taka mała rada co do Cafe Central, nie wszyscy to wiedzą ale jeśli jest taka możliwośc należy prosić o stolik w częsci która nazywa się Die Arkaden, jest tam taka mał dodatkowa sala, jest przepiękna, przebija o głowę główną sale Cafe Central. W tej małej Sali jest tylko kilka stolików, jest cisza i spokój, piękna architektura i jest czym oddychać gdyż w zepełnionej po ostatni stolik Sali głównej raczej jest duszno i naprawdę brakuje powietrza. Nie wiem jednak czy ta sala zawsze jest otwarta czy tylko jak jest pełno ludzi.
Drugiego dnia odwiedziłam również kawiarnię Demmel która jednak do moich ulubionych nie należy choć brioszki mają dobre (jak pani na mnie z wyrzutem spojrzała jak poprosiłam o „to coś małe drożdżowe“ nie nazywając tego brioszką!) i pojechałam na zamek Schönbrunn gdzie był jarmark noworoczny (w sumie to samo co świąteczny tylko nazwę zmienili gdyż święta już mineły…). Pogoda baaaaardzo dopisywała, było ciepło i przepięknie.


Na kolację z racji święta poszłam do Plachutty gdzie jadłam bardzo dobry gulasz z cielęciny i tatara z łososia. Przyznam że osobiscie nie potrzebuję Plachutty do szczęścia ale warto tam raz pójść i to zobaczyć.

Następnego dnia przeszłam cała Mariahilferstrasse ale żadnych dużych zakupów nie było (Peek&Coppenburg na Kärtnerstrasse jest tak gigantyczny i pełny ludzi że aż strach).

Planowałam jedną kolację u Landtmanna ale kelnerzy byli tak niesympatyczni że skoǹczyłam tylko na kawie. Kolacje za to zjadłam w Osteria da Giovanni niedaleko Burggasse. Jest to uliczka troszkę oddalona od centrum turystycznego ale knajpka ta w internecie robi furorę (między innymi na tripadvisor etc.) gdyż jest to taki zwykły Włoch, jedna sala na ja wiem, może 25 gości. Pizza jest przeciętna, ale za to tortellini w sosie prawdziwkowym, bruschetta i panna cotta to są mistrzostwa świata!!! Warto jeszcze zajrzeć do Natsu gdzie można zjeść bardzo tanie i dość dobre sushi.

Ostatniego dnia połaziłam po uliczkach Wiednia i niestety już pojechałam na lotnisko.

Był to wyjazd bardzo lajtowy że tak to nazwę. W porównaniu do innych wyjazdów było mało chodzenia i dużo relaksowania się, ale przyznam że taki wyjazd też mi bardzo dobrze zrobił.

Nowy Rok za to powitałam…w Zurychu! Po całym roku miałam wystraczająco mili aby polecieć na jedną noc do Zurychu. W samolocie było razem ze mną 6 pasażerów! Leciał Avrojet więc wcale nie taki mały samolot a czułam się jak bym leciała prywatnym jetem! Wszyscy dostali po kieliszku szampana tak jak w klasie biznes, tylko jedzenia nam w economy nie dali. Był to jeden z najdziwniejszych lotów jakie kiedykolwiek miałam!

W Zurychu spałam w Townhouse Hotel, taki troszkę dziwny ale ładny hotel niedaleko dworca. Jest to bardziej kamienica która jest przefunkcjonowana na hotel (recepcja jest na 5 piętrze, pokoje od 1 do 4 piętra), sama recepcja wygląda bardziej jak living w mieszkaniu a z boku jest mała kuchenka gdzie można zrobić sobię herbatę i kawę lub i wyjąć coś z lodówki z napojami (zimne napoje są płatne, kawa i herbata a darmo). Prowadzący są bardzo mili choć dość wolno pracują. Pokój był bardzo funkcjonalny, z ciekawą tapetą (miałam najtaǹszy pokój, te większe i inne są jeszcze ładniejsze) i malutką łazienką. Nic jednak nie przebije lokalizacji tego holetu.

 Sylwestrową kolację zjadłam w Movie gdyż było to jedyne miejsce gdzie dostałam jeszcze stolik (wyjazd był planowany dosłownie parę dni przed Bożym Narodzeniem). Zjadłam więc hamburgera, lecz i ten był naprawdę dobry.

Po kolacji przszłam się po mieście, Zurych również był bardzo ładnie oświetlony. W mieście była impreza open air, wzdłuż jeziora były różne sceny, bary etc. 20 minut po północy były fajerwerki które trwały 20 minut. Powiem szczerze, szału nie było. Ludzie co prawda się zachwycali ale najwidoczniej nie byli jeszcze na fajerwerkach z okazji luksemburskiego święta narodowego…Było ok, ale naprawdę nic specjalnego, ani podkładu muzycznego nie było i w ogóle jakoś mało dynamiczny był ten pokaz. Naprawdę boję się że luksemburskie fajerwerki mnie strasznie rozpuściły…A po fajerwerkach już były taǹce i swawole w całym mieście.

Tak że więc przywitałam 2014 rok (aż trudno uwierzyć że to już 2014 rok…).

W nowy rok poszukałam śniadania gdyż mój hotel był bez posiłku. Na starym mieście znalazłam taką kafejkę Cakefriends gdzie podają ciasta, caki, śniadania, tarteleki i quiche.

Potem poszłam na długi spacer wzdłuż promenady nad jeziorem a potem już na lotnisko. Przed wylotem na lotnisku w Migros kupiłam jeszcze chyba ze 4 paczki sera i 4 paczki szwajcarskich chrustów…co przy prześwietleniu na bramkach wywołalo uśmiech i zdziwienie :-)

Także mi się więc zaczął 2014 rok. Ten rok nie zapowiada się źle gdyż za tydzien wracam na weekend do Wiednia i wkoǹcu zobaczę jak wygląda Sofitel od środka (w ramach prezentu urodzinowego ;-) ) a potem znikam na tydzieǹna narty we francuskie Alpy (Avoriaz, tak jak już w zeszłym roku). W lutym będzie spokojniej, ewentualnie odwiedzę jeszcze raz Zurych no a w marcu już do Australii!!!! Pierwsze 3 miesiące więc zapowiadają się znakomicie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz