wtorek, 20 sierpnia 2013

Austrio-Szwajcarja :-)


Spędziłam właśnie troszkę szalony weekend w Szwajcarji i w Austrii. Otóż podzieliłam mój długi weekend własnie między Szwajcarją i Austrią. W środę po pracy wsiadłam w samochód i wybrałam się do Lucerny. Nie będę się już po raz kolejny rozpisywać nad Lucerną gdyż tak jak już często pisałam jest to miejsce przepiękne, pełne uroku ale i za razem pełne turystów…W Lucernie już tradycyjnie przeszłam się po mieście i zjadłam fondue w Hotel des Alpes. Ponieważ było ciepło można było siedzieć na zewnątrz nad rzeką, cudo! Fondue jak zwykle baaaardzo dobre choć trzeba było na nie bardzo długo czekać (no cóż zdarza się że kelnerka po prostu o nas zapomni…). Lecz hotel des Alpes polecam gorąco gdyż jest w samym centrum miasta, pokoje są w porządku a fondue wyśmienite! Po kolacji udałam się jeszcze do Pacifico na małego drinka. Obiecałam sobie że następnym razem do Pacifico pójdę zjeść kolację gdyż kiedyś mieli tam pyszne meksykaǹskie jedzenie.

Tym razem zarzymałam się w hotelu Monopol, tuż przy dworcu. Hotel ten jest dość przeciętny, pokoje ma duże ale już trochę podstarzałe, śniadanie też takie przeciętne. Jest w nim za to duuuużo turystów! Co jednak warto odwiedzić w tym hotelu to bar na samej górze gdyż znajduje się tam taras z wydokiem na całą Lucernę (trochę taki gorszy Penthouse). Wieczór w Lucernie był zatem bardzo udany I to przez duże B!

 Następnego dnia wybrałam się na Pilatus. Ceny biletów na kolejkę są dość słone gdy się nie ma szwajcarskiego Halbtax gdyż bilet w dwie strony kosztuje prawie 55 euro na osobę. Ja zdecydowałam się wjechać gondolkami na Pilatus poczym zjechać na Fräkmüntegg (41 euro) a resztę trasy pokonać pieszo.  Gdyż 15 sieprnia był w Lucernie również dniem wolnym od pracy, ludzi było sporo. Lecz widoki z Pilatusa są wręcz nieziemskie! Niesamowite jest uczucie stania ponad chmurami i patrzenia na wszystko z góry. Na Pilatusie można jeszcze wejśc schodami na dwa małe szczyty aby podziwiać ten przepiękny widok. Jest i przejście w skałach z platformami widokowymi…A widać Alpy, Lucernę, jeziora…cudo!!!

Zejście z Fräkmüntegg do Kriens zajmuje szybkim krokiem około 2 godzin. Trasa piepiękna, są dróżki różnej trudności, można iść “drogą”, można iść przez las. W każdym razie schodzenie z takiej góry, która sie może i tak stroma nie wydaje, idzie mocno w kości! Po dwu godzinnym marszu muszę przyzanć że czułam bardzo stawy kolan. Ale nic następnym razem będzie lepiej.

 Po tej wyprawie wróciłam na chwile do Lucerny na mały odpoczynek po czym udałam się do Zurychu. W Zurychu spędziłam jeden wieczór kiedy to obowiązkowo poszłam do Movies ale przyznaje iż po mału z tego lokalu wyrastam i przy następnej wizycie kolację zjem gdzie inadziej. Zatrzymałam się w hotelu Courtyard Zurich Nord. Jest to bardzo porządny hotel który znajduje się w Oerlikon niedaleko dworca, tak że jest bardzo łatwo dostać się do miasta (SBahn jeździ co parę minut). Hotel godny polecenia, ale chyba tylko jeśli trafimy na jakąś dobrą ofertę bo zazwyczaj jest bardzo drogi, tak jak zresztą inne hotele w Zurychu. Także więc dzieǹ drugi długiego weekendu również był bardzo udany.  

 Trzeci dzieǹ natomiast spędziłam w podróży. Z Zurychu przejechałam 400km do Frankfurtu  a z Frankfurtu poleciałam do Wiednia. Lot w porządku i ludzi sporo. Po dotarciu do Wiednia zrobił się już wieczór. Zatrzymałam się najpierw w hotelu Intercity Westbahnhof. Może nie powinnam się przyznawać ale hotel ten był na tyle straszny że na drugą noc udałam sie do Hiltona Danube. Problem w Intercity hotel był przedewszystkim w tym iż nie było tam klimatyzacji a dzieǹ był gorący (a co za tym idzie również i noc do zimnych nie należala…). Spać było więc trudno, pokoik był malusienki I wogóle taki sobie. Więc postanowiłam szanować mój czas spędzony w Wiedniu (i mój wiek i wogóle dorosłość ;-) ) i na drugą noc przeniosłam się już do Hiltona. Hiltona Danube znałam już z kwietniowego pobytu i chyba będzie to mój wiedeǹski Stammhotel gdyż mi się bardzo podoba. Tym razem jednak w Hiltonie było pełno pełno turystów a śniadanie przypominało bitwę o jedzenie, kto szybyszy ten lepszy. Hotel był pełen Arabów. Wszędzie było pełno kobiet w czarnych nikabach i chustach. Wyglądało to dość dziwnie. Ja wiem że Europa jest tolerancyjna i w ogóle ale muszę szczerze przyznać iż przy takiej ilość kobiet zakrytych po oczy, czułam się dość niekomfortowo. Oczywiście w hotelu nie ma z tym najmoejszego problem lecz gdyby było to na przkład w samolocie to bym się zastanawiła dwa razy…Kobiety te oczywiście rozmawiały tylko między sobą aż do tego stopnia że na tarasie hotelowym, już po zmroku, wzieły sobie poduszki z krzeseł hotelowych i zrobiły picknick na ziemi (na betonie) gdzie siedziały, rozmawiały i piły coś z termosu…Wyglądało to dość dziwnie. Po pierwsze w Europie by chyba niekomu nie przyszło do głowy żeby ściągnąć poduszki z krzeseł ogrodowych i usiąść na ziemi gdy obok mamy liczne wolne stoliki z krzesłami. Po drugie kobiety te robiły to tylko wieczorem, a ich dzieci siedziały na krzesełkach na tarasie i bawiły się ipadami i innymi gażdżetami…Zastanawia mnie dlaczego hotel wogóle nie zareagował. Może dlatego jest ich tam tyle bo że własnie wiedzą iż hotel jest dość tolerancyjny na różne zachowania…Cała sytuacja wyglądała dość komicznie…ach dziwny jest ten świat!

W Wiedniu połaziłam sobie po starych kątach, złaziłam całe centrum, byłam na zamku Schönbrunn, jadłam sushi w Natsu (dobre ale obawiam się że bolał mnie potem brzuch), kaiserschnarrn w café Central i wypiłam Hugo na Gloriecie. Czyli wszystko bardzo po wiedeǹsku;-) Wczesnym wieczorem byłam w barze hotelu Sofitel Stephensdom. Bar i restauracja Le Loft znajdują się na 18 piętrze hotelu i są całkowicie przeszklone tak że mamy widok na calusieǹki Wiedeǹ. Jest to bardzo bardzo impnujący widok, to trzeba przyznać. Do baru z recepcji hotelowej jedzie się windą z 4 czarnymi ścianymi gdzie tylko z sufitu pada trochę pomaraǹczowego światła. Jest to bardzo modne i designerskie i w ogóle ale jak dla mnie trochę jest w tej windzie za ciemno (nie polecam osobom z klaustrofobią lub bojących się wind…). Ten widok jest jednak tego warty…W barze karta ma nawet przyzwoite ceny, spodziewałam się duuużo wyższych cen. Rzuciłam okiem na kartę restauracji i tam za to ceny są horendalne! Na osobę na kolacje trzeba liczyć tak ze 100 euro! Ale jedzenie podobno jest przepyszne. Myślę że jest to fajne miejsce na kolację na jakąś specjalną okazję. Uwaga po 18 obowiązuje dresscode I panowie muszą mieć długie spodnie i koszule! W każdym razie napewno wrócę do tego miejsca i już zaczynam kombinować jakby tu się następnym razem w Wiedniu zatrzymać w Sofitelu ;-) Człowiek się jednak szybko do dobrego przyzwaczaja!
Powrót do Frankfurtu w niedzielę był bezproblemowy lecz trochę hektyczny. Lufthansa sprzedała mianowiście za dużo biletów, więc najpierw szukali chętnych do przebukowania, chętnych zgłosiło się dużo (za 250 euro odszkodowania to w sumie nie dziwi…), po czym kazali czekać i w efekcie na koniec wszystkich w tym samolocie upchneli, w czym dwie osoby nawet na tak zwanych jump seat i w cockpicie…Także jak widać Lufthansa też nie jest zawsze w porządku, ale myślę że większy bałagan zrobiła tu austriacka obsługa lotniska niż sama Lufthansa (w pewnym momencie do rozwiązania tego problem były potrzebne 4 panie z obsługi lotniska…). We Frankfurcie po wyląwoaniu samolot jechał na swoją pozycję 16 minut z zegardiem w ręku, to prawie tyle ile jeżdże 17 kilometrów do pracy! Szaleǹstwo!

Tak więc mój długi weekend był pełen podróży i wrażeǹ, czyli taki jaki lubię najbardziej!

Następna mini podróż to weekend w Hadze za dwa tygodnie a potem już za ocean!



p.s. Jak widać zmienił się trochę wystrój mojego bloga, pomyślałam sobie że po półtora roku czas na małe odświeżenie strony. Jak się wam podoba? :-)

p.p.s.  Również nie robię już oddzielnej strony dla każdej podróży gdyż stron można zrobić tylko 20 a ja podróży jużmam dużo więcej ;-) Więc każda podróż ma odzielnego posta!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz