czwartek, 8 listopada 2012

Zima 2013


Chyba się zdecydowałam gdzie by tu polecieć w styczniu/lutym na tygodniowe wakacje! Była to spontaniczna decyzja przy której kierowałam się raczej sercem niż rozumem :)
Bardzo ale to bardzo bym chyba chciała pojechać do Kanady z tym że tym razem do Montrealu i Quebecu. Niby już tam kiedyś byłam ale to dawno temu i prawie nieprawda gdyż w Quebecu byłam jeden dzien i w Montrealu też więc dużo nie zobaczyłam. Bardzo się wahałam czy nie wybrać na przykład jakiejś Pauschalreise i nie pobyczyć się na plaży ale problem jest w tym że w Europie jest wtedy za zimno i trzeba by lecieć na daleką plażę a taka wycieczka to od razu koszt z 1000-1500 euro wydanych od ręki, a na przykład do Kanady bilet i hotel jednak się rozkładają wtedy na różne miesiące a to już przecież duża różnica. Ale na Kanadę mam naprawdę bardzo duża chęć.
Pomyślałam więc że można by polecieć do Montrealu, pobyć tam ze trzi dni a potem pojechać pociągiem do Quebec City, połazić po mieście które jest naprawdę przepiękne (perfekcyjne francuskie miasteczko bez irytujących francuzów ;-) ), drugiego dnia pojechać w pobliskie góry i pozjeżdżać troszkę na nartach, ostatniego dnia troszkę odpocząć i wrócić do domku (który już wtedy będzie w Leudelange a nie w jakimś głupim Mamer, alleluja!). Tak sobie właśnie wszystko obmyśliłam. Hotele w Kanadzie nie są jakoś szalenie drogie, tylko bilet kosztuje 500 to jest troszkę teraźniejszy problem :( Ale myśląc o wyjeździe do Kanady robi mi się jakoś tak miło. Przejrzałam już chyba z million ofert i wszystkie linie lotnicze świata ;-) i owszem znalazłam ciekawe rzeczy jak na przykład 3-dniową wyprzedarz linii Qatar Airways (dość tanie bilety do Tokyo, HongKongu i Seoulu) ale tam niestety są drogie hotele tak że trzeba liczyć minimum 1000 euro na tydzieǹ na sam nocleg. Mój highlight to był bilet za 600 i coś euro na Seszele…już się widziałam na plaży w styczniu, opalając się na słoneczku, ale hotele tam są tak drogie że poprostu nie do wiary…więc wizja białego piasku i turkusowego morza szybko znikneła. Fakt że w Montrealu i Quebecu na koniec stycznia i początek lutego może być zimno no ale co zrobić. Quebec napewno fantastycznie wygląda zasypany śniegiem, a chodzić po oświetlonym mieście po śniegu, ubranym w czapki, może nawet pojeździć na łyżwach na zamarzniętej rzece (no dobrze może być i lodowisko) pić grzane wino i zajadać się crepami… coś romatycznego w tym jest :) A przespać się w Chateau Frontenac królującym nad całym miastem to już zupełnie przecież jest moje marzenie :) Oczywiście że nie będę tam spać na przykład całe 3 noce, ale jeśli tam pojadę to spędzę tam choć jedną noc. Doszłam do wniosku że nie można odkładać cały czas rzeczy które się bardzo chce zrobić na później, przecież to bez sensu kto wie co będzie później i czy będzie mi jeszcze kiedyś dane tam pojechać a o Chateau Frontenac marzę już jakieś 7 lat :)
Myślę więc że spróbuję zrealizować ten pomysł. Jakoś na myśl o Seoulu, Hong Kongu czy innym aziatyckim mieście nie robi mi się tak miło, może muszę odpocząć troszkę od Azji aby niedługo atakować plan wietnamski, może latem? (i w między czasie trochę powiększyć budżet podróżniczy by mieszkać w jakimś fajnym hotelu w Hong Kongu na przykład).    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz