poniedziałek, 14 stycznia 2013

Paris Paris

W ostatni weekend wybrałam się do Paryża. Pobyt był co prawda bardzo krótki ale za to  intensywny. Tym razem zamieniłam podróż samochodem na podróż pociągiem TGV. Otóż TGV z Luksemburga do Paryża w piątek wieczorem był pełniusienki. Był co prawda istnie francuski, pełen dziwnych ludzi, kłucących się sąsiadów, niepłacących za piwo pasażerów których potem goniła załoga po całym pociągu…jednym zdaniem Francja zaczęła się już w pociągu. Na odcinku Luksemburg – Metz pociąg jechał jako normalny pociąg, za Metz zaś zaczął pędzić. W pociągu co prawda nie było widać jak szybko jedziemy gdyż było już ciemno za oknem ale czasam od szumu i cieśnienia zatykało mi uszy. Ponieważ ze względów logistycznych zatrzymałam się w hotelu pod lotniskiem (własnie napisałam opinie na tripadvisor.com mówiąc że już nigdy się tam nie zatrzymam gdyż od pościeli, wody lub ręczników dostałam okropnej wysypki na skórze…) w Ardenne Champagne musiałam się przesiąść w drugi TGV jadący prosto na lotnisko. Wrażenie na mnie zrobił TGV tylko gdy stojąc na peronie i czekając na przesiadkę, inny TGV przejechał przez stację nie zwalniając. Wtedy było dopiero widać jak szybko ten pociąg jechał, o mało co się pojawił I już go nie było widać! Pozatym TGV to zwykly, niezbyt czysty francuski pociąg. Jednym słowem szału nie ma ;-)

W Paryżu spędziłam jeden dzieǹ. Odradzam mieszkania na lotnisku gdy chce się spęzić czas w mieście. Lepiej dopłacić za hotel w mieście gdyż dojazd do i z miasta zajął mi w każdą stronę od 2 godzin do 2 godzin i 15 minut! Pozatym podróż pociągiem RER B z lotniska do miasta nie jest zbyt zachęcająca. Jeszcze nigdy nie widziałam tak brudnego, obskurnego pociągu. Gbyby ten pociąg sobie jeździł na jakiejś podmiejskiej lini to jeszcze ale jak można dać taki pociąg na lini lotnisko Charles de Gaulles – Paryż? To chyba po to by zniechęcić turystów i zachęcić ich do jeżdżenia jeszcze droższym autobusem (podróż tym wstrętnym pociągiem kosztuje w jedną stronę 9.80 euro!). Niedość że pociąg był okrpny to jeszcze zatrzymywał się na każdej stacji i jechał przez najgorsze dzielnice miasta gdzie normalnie strach nogę postawić (nie przesadzam!). Nie czułam się w tym pociągu ani dobrze ani bezpiecznie. Zeby było jeszcze weselej, w dany weekend pociąg wcale nie dojeżdżał na lotnisko tylko najpierw trzeba było wziąść shuttle z lotniska do jakiejś stacji (Mitry coś tam) a tam wsiąść w RER. Witamy w Paryżu!

Gdy więc już przejdziemy te wszystkie męki dotarcia do miasta możemy zacząć zwiedzać ten troche ładniejszy Paryż. Gdyż moja wizyta była krótka, ograniczyła się tym razem do stania w 4 godzinnej kolejce do muzeum (o tym zaraz…), przejścia się Champs Elysées, wizycie przy wieży Eiffla i dobrej marokaǹskiej kolacji (o tym też zaraz). Otóż celem podróży była wystawa obrazów Edwarda Hoppera w Grand Palais. Wystawa owszem ładna i ciekawa ALE: aby dostać się do muzeum trzeba mieć bilet. Zgoda. Bilet można kupić na internecie. W teorii. Gdyż już w środku grudnia biletów nie można było kupić na styczeǹ w internecine, ale miła pani przez telefon powiedziała że nie ma problemów z bilatemi w kasie. Zdarza się. Więc stanełam grzecznie w kolejce dla gości którzy bilety chcieli kupić normalnie w kasie. I stałam tam 4 godziny…było zimno i popadywał deszcz. Okazało się że ludzi bez biletów wpuszczali minimalnie i tak z raz na godzinę…co uważam za lekki skandal gdyż normalny człowiek spodziewał by się jakiegoś systemu w którym na przykład na 20 osób z rezerwacją wpuszczają na przykład 5 osób bez…nie mówiąc już o niemieckim systemie gdzie można w kasie rano kupić bilet a potem jest się informowanym smsem na którą mamy się zgłosić do wejścia muzeum…Francuzi tłumaczyli kolejkę tym że jest za dużo osób w środku…oczywiście że tak, czy spodziewali się że ludzi po 4 godzinach w kolejce opuszczą muzeum po 40 minutach?!? Ja naprzykład skierowałam się najpierw do baru gdyż strasznie zgłodniałam w tej kolejce…a potem dopiero do muzeum. Summa summarum system francuski i brak organizacji mnie przeraził.

Po wizycie w muzeum przeszłam się polami Elizejskimi, byłam pod wieżą Eiffla i pojechałam na kolację do marokaǹskiej restauracji La Mensouria która była polecama przez przewodnik Bib Michelina. Co prawda podróż do tej restauracji trwała znów całą wieczność (całe 14 stacji metrem) ale opłacało się gdyż jedzenie było naprawdę smaczne, obsługa miła i w ogóle fajna atmosfera.Całkowicie mogę polecić tą knajpkę. W karcie królują Tajine i Couscous, mięso z figami, orzechami, rodzynkami, rożne sałatki (niestety z kolendrą) jak i pomaraǹczowe desery. Pychota!

Po kolacji przez 2 godziny i 15 minut wracałam do hotelu:)

Powrót z Paryża w niedzielę był bezproblemowy. Tym razem musiałam się przesiąść na Gare Lorraine skąd mnie do Luksemburga zawiózł autobus (a w sumie prywatny busik gdyż byłam jedynym pasażerem…). Co prawda w Luksemburgu okazało się że w niedziele nie jeżdżą autobusy do Leudelange i że niepotrzebnie stałam 40 minut na mrozie czekając na transport do domu…ale to już zupełnie inna historia.

Wydaję mi się że Paryż jest strasznie specificzny i przereklamowany. Tak jak w Lyon mi się bardzo podobało, i w Montpellier również, tak Paryża chyba bardzo nie lubię. Nie podobają mi się ci ludzie, ta arogancja i w ogóle atmosfera miasta. Oczywiście że Paryż trzeba zobaczyć i z pewnością wcześniej czy później tam wrócę ale nie należy on do moich ulubionych miast.

Następna podróż to krótki wypad na narty a potem już Montreal i Quebec.  Nie mogę się już  doczekać!
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz