czwartek, 26 marca 2015

24 marzec 2015...


Mimo tego iż dzisiaj juz czwartek, powiem ze ostatni weekend spędziłam w Brukseli. Byl to weekend mniej turystyczny a bardziej rodzinny ale bardzo udany. Przyznam jednak szczerze iż od wtorku nie mam weny aby pisać o weekendzie. Nonstop śledzę wydarzenia i informacje dotyczące lotu german wings z Barcelony do Düsseldorfu. Strasznie sie przejęłam tymi wtorkowymi wydarzeniami. Wypadki samolotowe sie zdążają...jednak ten ostatni dał mi dużo do myślenia...dziś się okazuje że to nie był wypadek?!?

Z reguły takie rzeczy sie dzieją daleko od nas...wypadek samolotowy na Filipinach, w Indonezji lub Ameryce południowej...są to rzeczy straszne i smutne lecz krótko po otrzymanej wiadomości przechodzimy do porządku dziennego (czy ktoś dzisiaj się jeszcze emocjonuje zaginięciem lotu malezyjskich lini lotniskczych rok temu? - oprócz mnie oczywiście gdzyż lotnictwo dalej mnie bardzo interesuje).

Wtorkowy incydent german wings natomiast...cóż wydaje mi si
ę iż fakt ze stało to się tak blisko, prawie że przed naszymi drzwiami...to boli najbardziej.
Fakt ze każdy z nas mógł siedzieć w tym samolocie...fakt ze sama nazwa Lufthansa uspakajała nawet najwiekszych sceptyków latania...fakt że była to tak często uczęszczana trasa...fakt że bezpieczeństwo lotnictwa cywilnego w Europie po prostu zakładamy na codzień jak rzecz najbardziej jasną na świecie...airbus 320...samolot w którym siedzę minimum raz na tydzien...to wszystko bardzo boli. Lecz to wszystko zostało jeszcze przebite...

Dzisiejsza wiadomość, że pierwszy oficer lotu świadomie rozbił samolot w którym było 150 osób przechodzi wszelkie wyobrażenia...i choć takie incydenty miały juz miejsce w historii lotnictwa (Japonia, Maroko, Egipt...) to że coś tak niewyobrażalnego stało sie tak blisko szokuje najbardziej.


Jak wielki musi byc ból rodzin ofiar? Nie wiem i nigdy nie chcę wiedzieć czy łatwiej zaackeptować wypadek lotniczy czy takie świadome zachowanie pilota...choć mogę tylko przypuszczać że to pierwsze...


Wydaje mi sie że najgorsze jest to że nic nie wiemy...nie wiemy czemu coś tak okropnego się stało i może się nigdy tego nie dowiemy. To chyba boli najbardziej i dlatego tak trudno to zaakceptować...Przypomnimy sobie atak terrorystyczny w Tunezji tydzień temu...tez straszne to było lecz czy społeczeństwo nie przyjęło tej informacji jakby łatwiej, lżej? Tak absurdalnie jak to brzmi mam wrażenie ze tak było, przynajmniej nie słyszałam dyskusji na ten temat dosłownie wszędzie, w biurze, w restauracji, w tramwaju...czy nie zostaliśmy w jakiś sposób już 'przyzwyczajeni' do informacji o atakach terrorystycznych i w pewnym sensie znieczuleni na te informacje?


Czy latanie staje sie coraz mniej bezpieczne? Zagieniecie samolotów, zestrzelenie, teraz pilot samobójca, lecz czy można nazwać kogoś, kto przy okazji swojej śmierci,  spowodował smierć 150 osób jeszcze samobójcą?

Nie wiem na ile ucierpi image Lufthansy po tym ci sie stało lecz wydaję mi się, i mówię to również z doświadczenia pracy w lotnictwie, że 100% bezpieczeństwa nigdy nie osiągniemy. Nawet najbardziej zaawansowana technika i najlepsze systemy szkoleniowe (ponieważ znam lub teraz juz bardziej znałam gdyż trochę straciliśmy kontakt, pilota lufthansy i wiem ze szkolenie nie jest łatwe) nie ochronią nas przed takimi okropnymi tragediami jak ta która miała miejsce we wtorek...i obawiam się że tu czas tak szybko ran nie uleczy...
PS.w sobotę juz znowu wsiadam w samolot i to z przesiadką!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz