piątek, 15 czerwca 2012

Krótki wypad do Londynu

Ostatnio wybrałam się na jedeǹ dzieǹ do Londynu.Można by pomyśleć co za burżuj ze mnie, albo zobaczyć drugą stronę medalu i powiedzieć niech żyje Ryanair (albo i nie ale co do tego później…). Co do Londynu napiszę tylko ten post ponieważ nie mam prawie żadnych zdjęć (mam świadków na to że ładowałam baterię do aparatu!!!) no a paroma praktycznymi radami mogę się chyba podzielić po tym wyjeździe (jak i wielu innych do Londynu).  

Za każdym razem gdy przyjeżdżam do Londynu pierwsze co mi się rzuca w oko, a raczej w nos to ten londyǹski zapach (niektórzy by powiedzieli smród ale ja ze względu na sympatię do Londynu nazywam to coś zapachem…). Jest to bardzo specificzny zapach, którego nie spotkałam jak dotąd w żadnym innym miejscu.Troche kwaśny, troche spalinowy, troche jak kupka śmieci zostawiona na tydzieǹ w kuchni…nie da się tego chyba trafnie opisać. Nie wiem czy ktoś inny tak samo by odebrał ten zapach, w każdym razie jest powiedzmy w nienajlepszym znaczeniu tego słowa wyjątkowy…

Jeśli chodzi o dojazd z lotniska Stansted polecam autobusy easybus. Sa tanie, czyste, dość szybkie, kursują co 15 minut i zazwyczaj mają miłych kierowców chyba że się trafi na młodą dziewczynę jako kierowcę która postanowi urządzić tematyczną podróż na lotnisko czyli mega-głośne disco w temperaturach przypominających saunę…Można również jechać pociągiem ale podróż trwa tyle samo a kosztuje minimum trzy (!) razy więcej. Fakt że wtedy przyjeżdża się w inny punkt miasta w Londynie. Easybus przyjeżdża obok stacji metra Bakerstreet (nie wiadomo czemu ale pomyliło mi się to z Marblearch…) a odjeżdża z przystanku na Gloucester Road.

Tym razem w Londynie przeszłam się po Kensington Gardens i po Hyde parku (w jedną stronę na nogach a w drugą rowerem – polowanie na rowery w Londynie nie zawsze jest łatwe!), połaziłam troszkę po sklepach na Picadilly, Regent street I Oxford street, zjadłam obowiązkową kanapkę w PretàManger (Ceasar chicken, moja ulubiona!) a na kolację średnio smakujące malezyjskie jedzenie (mam nadzieje że w Malezji będzie lepsze…).

Co do sklepów to odwiedziłam Fortum Manson, Abercrombie&Fitch (po traumatycznych przeżyciach w AF w Kopenhadze gdzie powinnien być zakaz wchodzenia dla osób powyżej 25 roku życia gdyż spędzenie tam nawet 30 minut grozi uszczerbkiem na zdrowiu, londyǹski AF okazał się cywilizowany i wręcz miły…troszkę więcej światla i cichsza muzyka i wszystko byłoby super gdyż oprócz ciuchów popatrzeć na co a raczej na kogo to w sumie jest ;-) ), Desigual, sklep Appla, Disneya i Rituals. Poniważ nie kupiłam absoltnie NIC można powiedzieć że to była shoppingowa część wycieczki bez shoppingu.  
Byłam również w Museum of Natural History, ładne muzeum, wielkie ale nigdy więcej w niedziele!!! Takie tłumy piszczących dzieci naprawdę nie są łatwe do zniesienia…

Nie łaziłam co prawda po największych turystycznych atrakcjach, nie poszłam też w moje stare strony Covent Garden ale do Londynu napewnie niedługo wrócę i wtedy odwiedzę te miejsca.   

Hotel w którym się zatrzymałam też mogę polecić, był to Best Western Shaftesbury Paddington Court Hotel. To dobrze położony (niedaleko stacji Paddington) porządny hotel. Co prawda musiałam wyglądać na zdziwioną gdy pani w recepcji dała mi klucz do pokoju i kazała wyjść z budynku, przejść na drugą stronę ulicy, wejść do innego budynku i tam znaleść na parterze mój pokój, ale na szczęscie pokój był ładny, jak na londyǹskie warunki nawet nie taki mały, z czystą łazienką ale bez żadnego widoku. Jedyne co mogę odradzić w tym hotelu to śniadanie…mały wybór, 12 funtów, niezbyt przyjemna obsługa…lepiej iść do Preta lub gdziekolwiek indziej.

Co do Ryanaira to jakoś za każdym razem jak nim lecę coraz mniej mi się podoba. Po pierwsze te bagaże…gdyż można wziaśćtylko jedną sztuke i ani torekeczki więcej, nawet z duty free lotniskowego nie można wnieść reklamówki. To moim zdaniem lekka przesada, przecież lotnisko na tym zarabia! Samoloty ryanaira często gęsto są brudne a pozytam podczas lotu załoga non stop chce coś sprzewadać pasażerom…a to losy na loterię (2 razy!!!), a to jedzenie, a to syntetyczne papierosy, a to perfumy, a to mape miasta do którego się leci, a to bilety na pociąg i bóg wie co jeszcze…I to wszystko tak jak w moim przypadku przez 50 minut lotu z Hahn do Stansted…oszaleć można! Polecam korki do uszu na taki lot!

Każdemu kto keci ze Stansted polecam również być duuużo wcześniej na lotnisku gdyż po pierwsze kolejki do bramek są niemiłosierne a do drugie kontrole odbywają się strasznie wolno i dokładnie. Jednym słowem masakra. Mój lot był wcześnie rano i dlatego zdecydowałam się spędzić noc przed wylotem w hotelu Holiday inn express niedaleko lotniska. I tu czycha następne małe oszustwo gdyż za przejazd do hotelu i spowrotem specjalnym autobusem trzeba zapłacić 6 funtów za osobę dodając że nie ma innej możliwości transportu! Dlatego czasami bardziej opłaca się wziąść hotel położony odrazu na lotnisku i wtedy można iść pieszo (Radisson czy jakaś taka sieciówka). Cóż człowiek uczy się całe życie…W sumie Londyn wydaje mi się strasznie męczący (pomijam te kilometry które robię na nogach za każdym razem jak tam jestem), głośny, troche brudny ale i ładny, ciekawy i szalony jednym słowem akurat na jeden weekend;-) (to znaczy akurat na jeden weekend jeśli się już zna miasta gdyż nie ma takiej fizycznej możliwości aby zwiedzieć cały Londyn w jeden weekend…).

Naspępny przystanek: odwiedzenie bardzo bliskiej mojemu sercu Szwajcarji i to już jutro!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz