czwartek, 7 czerwca 2012

Trochę filozofii podróżnika…

Właśnie zdałam sobie sprawę że przez następne miesiące (lipiec i sierpień) zredukowałam częstotliwość moich wyjazdów do +/- jednego lub dwóch miesięcznie. Trzeba będzie nad tym jeszcze popracować ;-)

W każdym razie do moich wypraw dodałam jeszcze 3 dni w Madrycie we wrześniu. Ponieważ we wrześniu będę mieć urlop letni, postanowiłam w pełni go wykorzystać. Co prawda jak policzyłam ile razy będę wsiadać do samolotu  przez te 18 dni urlopu to zrobiło mi się trochę dziwnie…pomimo tego że pracuję w lotnictwie (ale za biurkiem…) nie lubię latać samolotami i traktuję samolot jako zło konieczne, taki jakby środek do celu. Myślę że mój strach przed lataniem jest spowodowany zwykłą niewiedzą i nieznajomością techniki a więc pomyślałam sobie że w przyszłości (bliższej niż dalszej ale jeszcze nie w tej chwili) zapiszę się na kurs i zrobię licencję pilota rekreacyjnego. Niestety ta przyjemność jest bardzo droga więc musi jeszcze trochę poczekać (no a czy to jest rzeczywiście przyjemność to się potem okaże…). W każdym razie poznałam sporo osób które latają dla przyjemności w klubie lotniczym i zawsze trochę z zazdrością słucham opowieści o tym jak fajnie im się lata. Mam nadzieję że mi się też kiedyś uda tak polecieć:)

Tak w ogóle żeby jeszcze trochę pofilozofować, to przeglądając moje wpisy na tym blogu zastanawiałam się ostatnio czy może nie za dużo tych podróży, czy nie powinnam trochę przystopować i skoncentrować się na jednym miejscu. Spotkałam się ostatnio również z paroma znajomymi, których dawno nie widziałam i muszę przyznać że miałam uczucie że jestem z innej planety! Rozmowa z ludzmi nie podróżującymi, mającymi zupełnie inne priorytety życiowe w danym momencie (kupno domu, mieszkania, remonty mieszkania, kupno wypasionego samochodu etc.) aż w pewnym stopniu mnie zaczęła nudzić, ile można słuchać o kupnie domu, remoncie czy też innych pralkach i lodówkach ;-) ! Oczywiście nie każdy ma możliwości finansowe na częste podróże, czasem po prostu się nie składa lub nie ma jak ale to przecież zupełnie coś innego.

Przez to wszystko, tak jak już napisałam, zaczęłam się zastanawiać czy może też powinnam zacząć inaczej myśleć o życiu. Ale dość szybko doszłam do wniosku że NIGDY W ŻYCIU! Tego co zobaczę, tego co przeżyję już nikt mi nigdy nie zabierze. Co mi przyjdzie po wielkim mieszkaniu, wyremontowanej łazience za całą fortunę czy też po wypasionym telewizorze, pralce, kuchence czy jakiejś innej zbędnej rzeczy??? Mieszkanie kiedyś się sprzeda, łazienka przed remontem też zazwyczaj nie jest zła, a czy telewizor ma 10 czy 3 centymetry grubości i tak pokaże mi ten sam program. A podróże to przecież przeżycia, to przygody, to poznawanie nowych miejsc i obyczajów. To poznawanie świata jak i również poznawanie siebie. I myślę że jest to dużo więcej warte niż nowa łazienka, strych czy telewizor.  Ja już się nie mogę doczekać następnej wyprawy, obojętnie czy dużej czy małej, nie mogę się doczekać już reisefieber i zaspokojenia ciekawości z poznania nowego miejsca. A nawet i zapachu kerozyny ;-) (choć czasami gdy otworzę okno w pracy i akurat startuje jakiś JumboJet CargoLux to i wtedy ją czuję ;-) )   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz